środa, 17 grudnia 2014

rozdział 22 - Dangerous

Bry.
Sorry za taką zwłokę od ostatniego posta, ale nie miałam głowy, czasu, weny, chęci ...? Tysiąc argumentów. Zaczynam się zastanawiać nad porzuceniem bloga, możliwe, że to na jakiś czas, albo na amen; z resztą, mój drugi również chyba wygasa, a pozostał po nim sentyment i tyle. Myślę nad odejściem od ff i stworzeniem czegoś tak bardziej serio. Jeszcze nie wiem, aczkolwiek jakoś niespecjalnie to się trzyma kupy. Never mind.
Zapraszam do czytania.









Saoirse zamieszała łyżeczką kawę i odłożyła ją na talerzyk. Spojrzała na Jeese'go i przechylając głowę, spytała:
- Czyli mówisz, że od niedawna mieszkasz w L.A.?
- No tak. Pochodzę z mniej zamożnej rodziny, więc pomyślałem, że po przyjeździe tutaj, uda mi się jakoś wybić. Wychowałem się w Luisianie, a zapewne wiesz, że tam nie jest za ciekawie.
- Znam kogoś właśnie z tamtych stron. Coś tam wiem.
- No właśnie. Było to dosyć ryzykowne. Po śmierci matki został mi tylko ojciec, który cały czas zaglądał do kieliszka. Utrzymywałem go dorabiając na lewo. Teraz wiem, że byłem strasznie głupi, bo ciągnęło się to przez bliski rok. Postanowiłem coś ze sobą zrobić i przyleciałem tu. Jestem dosyć wylewny, ale może to wynikało z tego, że za bardzo nie mam do kogo się tu odezwać. Ciągła praca, nauka po nocach, bo jeszcze się dokształcam i...
- Widzę, że podobnie jak ja spaliłeś wszystkie mosty?
- Rozumiem, że ty też nie miałaś lekko?
- Można tak powiedzieć. Tak samo jak ty uznałam, że życie w Los Angeles może coś zmienić, ale na dłuższą metę nie wyszło tak, jakbym tego chciała. Przez długi czas klepałam biedę, aż w końcu spotkałam jedną osobę i... wszystko się zmieniło.
- Kojarzę cię skądś...
- Czyżby?
Jesse odchylił się świdrując ją wzrokiem. Przymknął powieki, ściągnął brwi, szperając w swojej głowie. W którymś momencie zapaliła się żarówka nad jego głową. Uniósł wskazujący palec u dłoni ku górze i spytał:
- Czy to przypadkiem nie ty pracowałaś z Jaredem Leto? Kiedyś widziałem zdjęcie z trasy jego zespołu i...
- Tak, to ja. - Dziewczyna wyszczerzyła białe zęby i upiła z filiżanki kawy - brawo, zgadłeś. Jednak zbytnio się z tym nie afiszuję.
- A powinnaś. Z pewnością miałaś większe szanse na dobrą pracę, niż ja.
- Sądzę, że bez znajomości nic łatwo nie przychodzi.
- Też tak myślę. - Chłopak pokiwał głową, nadal nie mogąc wyjść ze zdziwienia - a taka praca z kimś sławnym jest trudna?
- Każdy jest inny i ma inne wymagania. Co do Jareda? Jestem bardzo zadowolona i myślę, że on też.
- Utrzymujecie kontakt?
- Oj tak.
- Zazdroszczę.
Saoirse już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, gdy poczuła wibracje komórki w kieszeni spodni. Wyjęła ją, odblokowała. Czarny ekran podświetlił się, a zaraz to wykoczyła wiadomość.
- "Chcę z tobą porozmawiać".
Przeczytała po cichu smsa od Jareda. Wyprostowała się i ponownie prześledziła wzrokiem każde słowo. Nie miała zielonego pojęcia, o co może chodzić. Przeszło przez nią lekkie zaniepokojenie, ale starała się je odeprzeć. Była ciekawa, o czym chce z nią porozmawiać. Jak do tej pory nie dawał jej znaków, że coś jest na rzeczy.
- "Mam do ciebie przyjechać?"
Odpisała i blokując komórkę, odłożyła ją na stolik. Jeszcze przez chwilkę na niego patrzyła, po czym odwróciła wzrok.
- Coś się stało? - Spytał Jasse.
- Jeszcze nie wiem? - Saoirse wyglądała na nieco poruszoną - czekam, aż mi odpowie.
Komóra ponownie zawibrowała, ekran zaświecił. Natychmiast ją chwyciła, obawiając się, że to coś naprawdę pilnego. Czuła strach przed czymś, czego nawet nie umiała nazwać. Jared nigdy wcześniej nie pisał do niej takich wiadomości. Samo to dawało jej do myślenia.
- "Nie. To ja do ciebie przyjadę".
- O kurwa... - Szepnęła nie zważając na obecność Jesse'go - o kurwa...
- "Mam straszny syf po remoncie. Nie miałam na to czasu. Może za to gdzieś razem wyskoczymy?"
Na jego odpowiedź nie musiała czekać, ani minuty.
- "Bałagan mi nie przeszkadza. Podaj mi adres i powiedz, o której mogę przyjechać."
- " 20.30. Zaparkuj tam, gdzie ostatnio mnie odwoziłeś, ja po ciebie wyjdę".
- "Dobrze. Do zobaczenia, xoxo"
Saoirse odrzuciła komórkę na stolik i zakryła usta dłońmi. Nie miała jak się wykręcić. Serwując mu kolejne kłamstewko zapewne by się połapał, w czym rzecz. Nie był głupi. Siedziała tak z przerażeniem wypisanym na twarzy, znacznie pobladła. Czuła jak przez jej ciało przechodzą zimne fale, które prawie ją paraliżowały.
- Muszę iść. Bardzo ważna sprawa. Przepraszam. Dokończymy to następnym razem, dobrze?
Powiedziała do Jassego, podrywając się z krzesła. Pośpiesznie wyciągnęła z torebki portfel i wyrzuciła na stół banknot. Złapała za skórzaną kurteczkę, szalik obwinęła wokół szyi i posyłając uśmiech chłopakowi, wybiegła z lokalu. Teraz to była kwestia czasu. Za półgodziny miała się zjawić na miejscu, a tak na prawdę nie wiedziała, co ma robić. Próbowała przez drogę na chłodno i spokojnie przemyśleć wszystko od a do z, ale nic się ze sobą nie kleiło. Była bliska płaczu. Bała się złości Jareda, bo właśnie miałby się o wszystkim dowiedzieć. Zaczynała żałować, że od razu mu nie powiedziała o stanie rzeczy. Kląc pod nosem podjechała pod kamienicę. Jak poparzona wyskoczyła z samochodu i popędziła na górę. Z paniką w oczach otowrzyła drzwi mieszkania. Wszystko co na sobie miała zrzuciła na podłogę i z rozpaczliwą błagalnością, wbiegła do kuchni.
- Musisz mi pomóc.
Powiedziała drżącym głosem do Poppy, która właśnie zaglądała do piekarnika. Spojrzała na dziewczynę ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej nie widziała jej takiej zestresowanej. Zawsze wydawała się jej być oazą spokoju. Poppy wyprostowała się i podeszła do niej, pytając:
- Co się dzieje?
- Trochę naściemniałam, a teraz muszę ponieść konsekwencje, ale tego wcale nie chcę. Muszę coś zrobić, za nim będzie jeszcze gorzej. Albo wprost się przyznam, albo będę to dalej brnęła... z resztą, to nie jest jedyna kwestia i... i...
- Uspokój się. - Poppy położyła dłonie na ramionach dziewczyny - weź głęboki wdech i na spokojnie opowiedz mi, co się dzieje.
- Nie mam za wiele czasu. Za piętnaście minut muszę się zjawić w jednym miejscu, gdzie się umówiłam z Jaredem.
- Rozumiem. Przejdź do sedna.
- Tak, tak. - Saoirse złapała oddech i mówiła dalej - nie powiedziałam mu wielu rzeczy, zataiłam pewne sprawy. Nie chciałam i nie chcę, by o tym wiedział. Zrobiłam to, bo bałam się, że w innym przypadku potraktuje mnie jak inni i... i... wstydziłam się i...
- Iii?
- Między innymi nie powiedziałam mu jak na prawdę żyję. Unikałam tego tematu bardzo długo. On nigdy tu nie był i... i...
- I nie chcesz, by dowiedział się, że go oszukałaś?
- Tak. Jakbyś usłyszała to, co mu wcześniej powiedziałam to, to... nie mówiłam mu jak to wygląda w praktyce i...
- Przeanalizujmy to na spokojnie. - Poppy chciała pomóc Saoirse, ale wiedziała, że sprawa nie jest prosta - logiczne było, że prędzej czy później to wyjdzie, ale... myślę, że lepiej będzie, kiedy mu się przyznasz, że skłamałaś. Jeżeli mu na tobie zależy i jest wyrozumiały to zrozumie, czemu to zrobiłaś. Pewnie będzie z początku zły, bo kto by nie był. Jak chcesz wyjdę, a ty z nim tu na spokojnie porozmawiasz.
- Czyli mam mu powiedzieć prawdę?
- Masz lepszy wybór? Kolejne kłamstewko tylko pogorszy sprawę.
- Masz rację, ale się boję.
- Trzeba się z tym zmierzyć.

Jared stał oparty o samochód nerwowo zerkając na zegarek na swoim nadgarstku. Spojrzał ku górze z lekkim zdenerwowaniem. Miał nadzieję, że dziewczyna zaraz się zjawi. Spóźniała się, a nadal nie dawała odpowiedzi na jego wiadomości. Uznał, że nie będzie więcej pisać, bo i tak to nie ma sensu. Rozglądał się, chodził, znów stawał, kręcił głową. Skoro godzina była dla niej za wczesna, mogła mu o tym wspomnieć. Sama z resztą ją zaproponowała. W końcu zobaczył ją w świetle reflektorów stojących rzędem na chodniku. Pokręcił głową, jednak kiedy była coraz bliżej, zaczął się uśmiechać na jej widok. Po rozmowie z Shannonem doszło do niego, że może coś w tym być. Ufał dziewczynie, ale mimo tego chciał się upewnić, czy wszystko gra.
- Przepraszam za spóźnienie. - Powiedziała drgającym głosem, kiedy tylko do niego podeszła - mocno jesteś zły?
- Troszkę. - Jared mimo tego nadal się uśmiechał - to co dalej?
- Posłuchaj...
- Hmmm?
- Jak ja mam ci to powiedzieć? - Saoirse rozejrzała się na około myśląc jak tu odpowiednio ubrać w słowa to, co chce mu właśnie powiedzieć - będziesz zły.
- A czemu miałbym być zły?
- Wybrałeś sobie dziś kiepski dzień na odwiedziny.
- Saoirse...
Dziewczyna pokręciła głową, kiedy tylko ostatnia przemyślana fraza wyleciała z jej głowy. Już niewiele więcej myśląc, bez słowa wsiadła do jego samochodu, tym samym dając mu znać, że trzeba jechać. Zasiadł za kierownicą, nie za bardzo wiedząc w czym rzecz. Z lekkim dezorientowaniem, spojrzał na nią i spytał:
- To w końcu mnie do siebie zaprosisz?
- Przekręć kluczyk i jedź prosto. Na skrzyżowaniu skręć w lewo. - Saoirse nawet na niego nie spojrzała, cały czas miała spuszczoną głowę - jedź.
Jared zrobił to, o co prosiła, a silnik samochodu zburczał. Koła potoczyły się przed siebie. Muzyk nie miał pojęcia, co zamierza Saoirse. Był nieco zaskoczony, bo ostatnio, kiedy tylko ją odwoził, kierunek był zupełnie inny.
- A teraz znów w prawo. - Powiedziała, kiedy minęli ostatni bogaty dom - i cały czas prosto.
- Możesz mi powiedzieć, dokąd jedziemy? - Spytał, nadal patrząc na drogę - bo nie za bardzo rozumiem, co my...
- Jedź. Dowiesz się na miejscu.

Samochód zatrzymał się przy jednym z krawężników, światła zgasły. Okolica wyglądała mało ciekawie. Ten obrazek za dnia wyglądałby znacznie gorzej. Wszędzie stare i niezadbane kamienice, które wyglądały tak, jakby zaraz miały się rozsypać jak te z klocków. Jared spojrzał na dziewczynę, unosząc brwi i kręcąc głową. Zaraz to Saoirse wyskoczyła z samochodu.
- Okey... a teraz mi powiedz, po co tu przyjechaliśmy? - Powiedział Jared, zamykając za sobą drzwi auta - bo nadal nic nie rozumiem, a ty nie chcesz nic mówić.
- Zanim stwierdzisz, że zachowałam się jak ostatnia suka, chce żebyś wiedział, że nie chciałam by doszło do takiej sytuacji. Powinnam wiedzieć, że prędzej czy później to będzie nieuchronne i bardzo mi jest teraz głupio. Nawet nie wiesz jak... znaczy, nie sądziłam, że...
- O czym ty do cholery mówisz?
- To jest najwyższa pora, by połknąć goryczkę swojego kłamstwa. - Dziewczyna podała mu dłoń - chodź...
Nic już więcej nie dodając, pociągnęła go za sobą w stronę jednej z ciemnych, obskurnych bram. Cieszyła się, że jest tu w miarę ciemno, bo nie widziała jego twarzy. Tak bardzo bała się spojrzeć w jego oczy. W swojej głowie miała już możliwy i jakże czarny scenariusz tego, co mogło stać się za parę chwil. W myślach układała zdania, słowa, które mogłaby mu zaserwować w roli tłumaczeń, jednak zaraz jej uciekały. Wszelkie wydawały się być tak banalne i bez argumentów. Pchnęła stare, drewniane drzwi i obydwoje znaleźli się na klatce. Saoirse nadal nie puszczając jego dłoni, weszła na schody wdrapując się na piętro. Spojrzała na niego przez ramię. Ledwo powstrzymywała się od łez. On nadal wyglądał na wielce zbitego z tropu. Niemożliwe było, by domyślał się, co się dzieje. Dziewczyna nacisnęła na klamkę, weszła do mieszkania, a on tuż za nią. Spojrzał się dziwnie i rozkładając pretensjonalnie ręce wyczekiwał na jakiekolwiek wytłumaczenie tej sytuacji.
- Jared... - Powiedziała niepewnie - skłamałam.
- Okey, ale możemy o tym porozmawiać, kiedy już będziemy u ciebie? - Mężczyzna pokręcił głową, nadal stojąc w tej samej pozycji - bo nie za bardzo rozumiem, o co w tym chodzi.
- Wcale się nie dziwię...
- To na co mam czekać? Skłamałaś mi? Nie rozumiem...?
- Tak. To właśnie jest moje życie.
- Czekaj, czekaj... - Frontman pokręcił głową i zmarszczył czoło - co chcesz mi teraz powiedzieć?
- Nie łapiesz? Czemu niby cię tu przyprowadziłam? To jest moje prawdziwe życie, tutaj mieszkam odkąd przyjechałam do Los Angeles. Trudno było mi związać koniec z końcem, byłam kompletnie zagubiona, bez pieniędzy i pełna strachu. Nie opowiadałam ci tego, co się działo wcześniej, tak szczegółowo jak powinnam, ale nawet nie chciałbyś o tym słuchać. Wiedziałam, że to prędzej czy później się wyda i... i teraz wiem, że to nie miało sensu.
Jared stał osłupiały, patrząc się na nią jak na kosmitkę, wybałuszając oczy i nie wierząc własnym uszom. Nic nie mówił, tylko analizował to, co właśnie mu powiedziała. Wyprostował się, lekko rozchylił usta i zapewne wydusiłby z siebie jakiś jęk, gdyby nie Saoirse:
- Przepraszam. Wiem, że skłamałam, że nie powinnam, ale... ale bałam się. Bałam się, że tego nie zaakceptujesz. Może nie tyle, co to, ale wstydziłam się. Ty z takich dobrych sfer, bogate życie, fajni znajomi, nowy samochód co miesiąc i... naprawdę nie chciałam by to tak się skoczyło.
- Ty mówisz całkowicie serio? - Jared w końcu coś powiedział - ale jak mogłaś sądzić, że... nie wierzę! Normalnie nie wierzę!
- Wiedziałam, że będziesz zły! Nie chciałam tego sprostowywać, nawet nie umiałam. - Szklane oczy Saoirse prawie dały upust emocjom - nie chciałam.
- To może od razu mi powiesz, co jeszcze ukrywasz?
- Co?
- Chyba Shannon miał rację... kłamstwo z mieszkaniem, jeszcze ujdzie, ale... czy jest jeszcze coś o czym nie wiem?
Saoirse zamarła bez ruchu, tępo patrząc się w jego twarz. Te słowa prawdy, które powinien znać, nie mogły jej przejść przez gardło.
- Tak też myślałem.
 Logicznie rzecz biorąc, gdyby mu wyjawiła wszelkie sekrety, mogłaby zapomnieć o Mars Crew, przyjaźni, związku, miłości i o karierze, a przynajmniej takiej, jaką on mógł jej dać. Zanim miała dodać kolejny z sufitu argument, on zniknął z jej oczu, trzaskając za sobą drzwiami. Kiedy tylko rozszedł się huk po mieszkaniu, jej oczy już nie mogły pomieścić tylu łez. Jej policzki stały się mokre, niczym wodospady, wargi sine, a twarz nad wyraz blada. Stała tak bez ruchu, o nogach jak z waty i kompletną pustką w głowie. Teraz naprawdę wiedziała, że nie ma pojęcia co robić. Tymczasem zza drzwi jednego z pokoi wyłoniła się Poppy, która słyszała całą dyskusję. Niepewnie podeszła do szatynki i lekko masując jej ramię, pokręciła głową.
- Myślę, że powinnaś za nim pobiec. - Powiedziała, wycierając rękawem swojej bluzy jej twarz - może uda się to jakoś naprawić? Teraz jest zły, bo dowiedział się prawdy, a może jutro uda się to jakoś wyjaśnić?
- Chyba sobie ze mnie żartujesz? On nie będzie chciał mnie widzieć. - Powiedziała drżącym głosem - a na pewno przez najbliższy czas.
- Nie mów nie.
Saoirse spojrzała na Poppy błagalnym wzrokiem, ale zaraz to posłuchała jej rady. Wybiegła z mieszkania i jak najszybciej się dało, znalazła się na paterze. Pchnęła te okropne i toporne drzwi i czym prędzej pobiegła. Z pewnej odległości zobaczyła jego samochód, to dobry znak. Jeszcze nie odjechał. Stał obok niego, paląc papierosa. Musiał być naprawdę zdenerwowany, skoro po niego sięgnął.
- Jared!
Zawołała, będąc już całkiem niedaleko. Zatrzymała się parę metrów przed nim, łapiąc wdech i zaraz to powolnym krokiem zaczęła do niego podchodzić.
- Proszę wysłuchaj mnie... - Powiedziała błagalnie - a co byś ty zrobił na twoim miejscu?
Nic nie odpowiedział.
- Pewnie i tak nie chcesz mnie słuchać, ale... nie sądziłam, że nasza znajomość zajdzie tak daleko. Nie myślałam, że do tego dojdzie, że się do siebie zbliżymy, że weźmiesz mnie do swojego świata. Gdybym o tym wiedziała na bank bym nie powtórzyła swojego błędu. Przepraszam, tak bardzo przepraszam i nie każ mi się bardziej już upokarzać. Proszę...
- Saoirse... - Powiedział po raz pierwszy, odkąd stali razem przy samochodzie, jego głos był złamany - nie chcę już dziś o tym rozmawiać. Chcę wrócić do domu, przemyśleć to.
Papieros wylądował na chodniku. Przygniótł go butem i otworzył drzwi samochodu. Spojrzał na nią z bólem w oczach z kwaśnym wyrazem twarzy, po czym wsiadł. Światła auta zaświeciły się, silnik dał głos. Saoirse odsunęła się parę kroków z założonymi rękoma i patrzyła jak jej kochany odjeżdża. Teraz bała się jutra i mogła śmiało to powiedzieć.
- Masz za swoje głupia. - Szepnęła z wyrzutem sama do siebie - masz za swoje. Zasłużyłaś.

poniedziałek, 17 listopada 2014

rozdział 21 - Mercy

Yo.
Przepraszam, że tak mało i tak późno i tak jakoś ni go w dupę, a ni go w oko, ale samo wyszło... :P
Rozdział miał się pojawić wcześniej, ale uznałam tak, a nie inaczej i pojawia się teraz. Nie jest długi, ani jakiś wyczerpujący, natomiast mogę powiedzieć, że zbliża się moment, iż zamknę pierwszą księgę. Napomnę, że zakończy się na 30. A, że ja wredna jestem to uderzę w moment i postanowicie mnie znienawidzić :2 Okey, okey... nie ma za co, nie dziękujcie. Never mind. Zapraszam do czytania :)

Puzzel.



--------------------------------------------------





DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ....

Jared leżał w łóżku podpierając się łokciami o materac i uśmiechając się pod nosem. Lekko zmrużył oczy i delikatnie przechylił głowę w bok. Przygryzł dolną wargę i znacząco mruknął. Widok zgrabnej, młodej i ładnej dziewczyny był jego ulubionym obrazkiem. Saoirse zasunęła suwak swoich spodni i zapięła guzik. Poprawiła ramiączka stanika i obróciła się wokół własnej osi rozpaczliwie szukając wzrokiem swojej koszulki. Nie musiała patrzeć na zegarek, by wiedzieć, że i tak nie zdąży dojechać na czas do studia. Kląc w myślach założyła na siebie cienką bluzkę, poprawiając jej brzegi. Czując na sobie wzrok Jareda, uniosła głowę i spojrzała na niego z politowaniem. Dla niego nieopodal wyginająca się młoda dziewczyna była samą przyjemnością dla oczu.
- Ale trafiła mi się fajna dupa. - Powiedział żartem, a zaraz usiadł ukazując w pełnej okazałości swoją klatkę piersiową - nie śpiesz się, przecież i tak nie zdążysz.
- To tym bardziej! - Saoirse była na niego nieco zła, że tak długo ją u siebie zatrzymał - to wszystko twoja wina!
- Moja?
- A niby czyja?
- Ja cię do niczego nie zmuszałem.
- Ahaaa... - Saoirse uśmiechnęła się pod nosem, a zaraz doskoczyła do łóżka i usiadła na jego brzegu- lepiej powiedz wprost, że chcesz, żebym została.
- Przecież o tym doskonale wiesz.
Dziewczyna czule na niego spojrzała i pokręciła głową. Pochylając się w jego stronę, ucałowała go w usta, dłonią muskając jego policzek. Sama również nie miała najmniejszej ochoty  na rozstanie, ale miała przed sobą jeszcze parę, ładnych godzin pracy. Kiedy już chciała się podnosić, poczuła opór. Muzyk szybko objął ją w pasie ręką i pociągnął w swoją stronę.
- Nigdzie nie idziesz. - Powiedział w przerwie od całowania jej szyi - poradzą sobie dziś bez ciebie. Zostajesz.
- Muszę lecieć, jest naprawdę późno. - Saoirse chciała wyrwać się z jego objęcia, ale na marne - Jareeed...
- A nie możesz...
- Nie, nie mogę.
- Jesteś taka okrutna...
- A coś ty taki roznamiętniony, co? - Zaśmiała się Saoirse, która po paru chwilach przestała się z nim siłować - a myślałam, że to ja jestem od roli przylepy?
- Cicho.
- Nie cichaj mi tu, tylko puść. Wychodzę.
Jared poddał się i rozluźnił uścisk swoich rąk, a dziewczyna powoli zaczęła się podnosić. Położyła dłoń na jego ramieniu posyłając mu uśmiech. Po raz ostatni ich twarze były tak blisko siebie, by tych dwoje mogło ponownie poczuć swoje usta. Saoirse złapała za torbę leżącą tuż przy progu i oglądając się za siebie ruszyła do schodów. Na myśl, że musi wyjść i jechać na sesję, dostawała białej gorączki. Ostatnio nic jej nie szło tak, jakby sobie tego życzyła. W ogóle większość spraw szła jej pod górę i z wielkim bólem. Najchętniej całymi dniami siedziałaby u Jareda, zajadała się słodyczami, nie wychodziła z jego łóżka i dobrze bawiła. Czuła się jak zakochana trzynastolatka, która znalazła swoje szczęście. Nawet jeżeli miałoby trwać parę chwil. Szarpnęła za klamkę u drzwi i wyszła na kamienną ścieżkę prowadzącą do furtki.
                   Jared odgarnął do tyłu włosy i przetarł twarz dłońmi. Cieszył się w duszy, że spotkał właśnie Saoirse, i to jeszcze zasądził o tym przypadek. Czasami zastanawiał się, czy aby na pewno coś takiego istnieje. Nie przypuszczał, że właśnie ta dziewczyna na przewraca w jego życiu i sprawi, że będzie chciał spotykać się tylko z nią. Nie rozumiał tego jak bardzo jego nastawienie się zmieniło; oczywiście już na początku tej bliższej relacji podobała mu się, mógł się nawet zauroczyć, ale teraz dopiero mógł powiedzieć, że się zakochał. Osoba tak inna, daleko odbiegająca od panujących ideałów, mówiąca szczerze i ujmująca swoim urokiem osobistym. Inspirowała go, ciekawiła, nadal tyle chciał wiedzieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie mówi mu wiele o paru sprawach, ale w tym momencie z tego tytułu nie chciałby jej tracić. Shannon się pomylił, młodszy Leto się zakochał. Nie chciał tego spieprzyć. Mężczyzna zciągnął z siebie kołdrę, na stopy włożyła białe kapcie i przeciągając się ruszył do łazienki. Zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.
Po spędzeniu paru dłuższych minut za drzwiami łazienki, cięższym krokiem poczłapał na parter. Nadal czuł zapach jej perfum, które nawet sam jej podarował. Przekroczył próg kuchni i obszedł blat stojący po środku pomieszczenia.
- Cholera - powiedział sam do siebie pod nosem - co się ze mną dzieje?
Nie rozumiał sam siebie, tego jak bardzo się mylił. Nagle okazało się, że może mu zależeć na jakiejś kobiecie, że może obdarzyć ją uczuciem, ze świadomością, że ona całkowicie go akceptuje. Akceptuje to, że jest skończonym dupkiem, a nadal chce z nim być. Naprawdę było mu z tym dobrze. Czasami myślał, czy aby na pewno na nią zasługiwał, obawiał się tego, że nie jest dla niej odpowiednią osobą. Wiek może i nie robił kolosalnej różnicy, czy też charaktery, ale raczej styl życia, nieco różniąca się mentalność. Obawiał się sam siebie, trudno było mu powiedzieć, co zrobi jutro, albo za dwa dni. Póki co było dobrze.

             Saoirse stała w korku, który małymi kroczkami zbliżał się do świateł. Jak zwykle; zielone, wszyscy stoją. Dziewczyna oparła się tyłem głowy o zagłówek i ciężko westchnęła. Nie dość, że i tak od parunastu minut powinna być na miejscu to tak zapchane ulice. Mogła to przewidzieć. Mimo tego nie mogła sobie odmówić kolejnej godzinki przy boku Jareda, który uparcie kusił ją milionem argumentów. Luźno położyła dłonie na kierownicy patrząc przez przednią szybę. Nadal nic, wszystko dalej stało. Cieszyła się, że w końcu pozbyła się tego starego rzęcha, którym jak do niedawna jeździła. Troszkę było jej szkoda, bo całkiem lubiła ten samochód, ale przecież niemal się rozsypywał.
- O coś się ruszyło...
Powiedziała pod nosem lekko naciskając stopą na gaz. Były to zaledwie trzy metry, może trochę więcej, ale i tak był postęp. Samochód ponownie stanął. Dziewczyna przekręciła kluczyk w stacyjce, a silnik przestał burczeć. Zanim znów miało coś pójść do przodu...
Spojrzała w boczną szybę. Mimo, że wyglądała przez nie już tysiąc razy, podczas stania w korku, dopiero teraz doszło do niej, że stoi obok nowego apartamentowca. Pamiętała jak wcześniej, zamiast niego był tu pusty plac, gdzie często przybiegały dzieciaki z psami na smyczach, czasami z rodzicami. Było to stałe miejsce zabaw. Teraz zamiast tego miasto stało się "bardziej miastem". Przyglądała się błyszczącemu i w miarę wysokiemu budynkowi, który wydawał się być tak nieskazitelnie czystym. Może i odwróciłaby wzrok, gdyby nie fakt, iż jej uwagę przyciągnął bilbord z czerwonym tłem.
- "Nowoczesne, wolne apartamenty do kupienia".
Przeczytała na głos to co białymi, drukowanymi literami. Zmarszczyła czoło, nos i zacisnęła usta. Przez jej głowę przeszło paręnaście myśli, które zaraz zbiła w jedną całość. Zanim zdążyła dodać do tego parę groszy, samochód stojący za nią wydał z siebie odgłos klaksonu.
- No już, zaraz!
Zawołała, ponownie włączając silnik. Koła auta potoczyły się dalej.

Shannon nadal uporczywie walił w drzwi, gdyż sam sygnał dzwonka nie dawał żadnych rezultatów. Ze zdenerwowanym wyrazem twarzy ruszył za tył domu. Tarasowe drzwi również były zamknięte. Starszy Leto z poirytowaniem wyciągnął z kieszeni kurtki komórkę i zaraz wybrał numer brata oczekując, że może łaskawie odbierze. Sekretarka. Ponownie nacisnął zieloną słuchawkę do oporu próbując się do niego dodzwonić. Za nim zdążył cokolwiek jeszcze zrobić przed jego nosem, szklane drzwi rozsunęły się. Między nimi ujrzał Jareda, który wyglądał na dosyć w dobrym humorze.
- Co się tak gorączkujesz?
Zaśmiał się, kiedy tylko Shannon minął go i wszedł do domu. Z założonymi rękoma zasiadł w fotelu. Wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Jared natychmiast to zauważył, więc i z jego twarzy zszedł ten uśmieszek. Nie odrywając wzroku od swojego starszego brata, zajął miejsce na sofie, oczekując, aż w końcu coś powie.
- Ta kobieta wtrąci mnie któregoś dnia do grobu. - Burknął przez zaciśnięte zęby - wiesz, co dziś zrobiła?
- Z niecierpliwością czekam, aż mi opowiesz. - Jared założył nogę na nogę.
- Wymyśliła sobie, żebyśmy zaprosili na obiad mamę.
- I co w tym złego?
- Jak to co!? Ona sądzi, że już jesteśmy małżeństwem, żeby robić takie rzeczy? Nie wydaje ci się to nieco zobowiązujące?
- Wiesz... - Jared zaśmiał się pod nosem - jesteście ze sobą dosyć długo. Nie sądzisz, że to trochę za daleko zaszło, by robić teraz takie akcje?
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Wiesz, dwa i pół roku to jest coś, nie uważasz? Co prawda, z małymi przerwami, ale ona myśli o tym poważnie. Kiedyś mi mówiłeś, że ty też, więc w czym rzecz?
- Może wszystko byłoby w porządku, gdyby to nie był któryś już raz w tym miesiącu! To wygląda, jakby chciała sobie zrobić z naszej matki przyjaciółeczkę!
- Słowo "teściowa" brzmi nieco groźnie, a ona najwidoczniej chce temu zaprzeczyć.
- Przecież się z nią nie żenię!
- Aleś ty głupi...
Jared głośno się zaśmiał i wstał z sofy, po czym zaczął krążyć wokół brata. Ponownie na niego spojrzał z wypisaną na twarzy ironią i  mówił dalej:
- Czy ty tego nie widzisz, nie rozumiesz? Jesteście razem już bardzo długo, jak na ciebie, więc się nie dziw, że ona chce takich relacji z naszą matką. De facto jesteście już jak małżeństwo. Co prawda mieszkacie razem od niedawna, co też było z wielkim bólem, ale nie mów mi, że to nie jest nic poważnego? Myślę, że przychodzi taki moment, kiedy trzeba spytać "co dalej"?
- Sugerujesz mi, że mam się z nią hajtać?
- Nie. Tylko uważam, że to już można nazwać partnerskim związkiem.
- Niby tak, ale też nie chcę...
- Nie chcesz się w to tak bardzo angażować?
- Chyba sam nie mam pojęcia czego chcę. - Shannon wzruszył ramionami - sporo już razem przeszliśmy i nie chciałbym jej tracić. Przecież wiesz, że ją kocham, a ona mnie.
- Znając życie i tak rozstaniecie się jeszcze ze sto razy, ale zawsze będziecie do siebie wracać. Odnoszę wrażenie, że trochę się boisz zobowiązywać do większych rzeczy, ona troszkę też i co chwila zmieniacie zdanie. To nie ma sensu. Albo chcecie być razem i godzić się na pewne sprawy, albo się raz, a porządnie rozstańcie.
- Wiesz, że to niemożliwe.
- Tak więc przestań truć jak stara baba pod spożywczym, tylko weź się w garść i z  nią porozmawiaj. Wiem, że moje doświadczenie w takich relacjach jest prawie zerowe, ale myślę, że to, co teraz mówię ma sens. Bez rozmowy nic się nie da zrobić.
- Może i tak? - Shannon pokręcił głową lekko unosząc brwi - z tego, co mówisz wynika, że Saoirse musiała ci zrobić niezłe pranie mózgu.
- Czemu?
- Nagraj sam siebie i dokładnie posłuchaj. Nigdy nie słyszałem, żebyś tak mówił.
- Cicho.
- No co?
- Ludzie się zmieniają.
- Nie, nie. Tym bardziej my. To wszystko wina kobiet.
- A może tego, że już nieco dorośliśmy?
- I ty w to wierzysz?
- W coś trzeba.

Saoirse siedziała przy jednym ze stolików, obracając między palcami kolejne ciastko z kawałkami czekolady. Ponownie zanurzyła je w filiżance kawy i ugryzła, czując jak rozpływa się w jej ustach. Przymknęła powieki. Zawsze miała słabość do słodkiego. Jeszcze kawa? Raj dla podniebienia. Tą błogą chwilkę sam na sam, przerwał gruchot dochodzący gdzieś z boku. Dziewczyna otworzyła oczy i obróciła się w bok, by zobaczyć, co się dzieje. Ujrzała nieporadnie zbierającego kartki z podłogi chłopaka. Wszyscy na około mu się przyglądali. Chyba mieli niezłą frajdę. Nikt nie wstał, by pomóc.
- Bardzo przepraszam. - Powiedział w pośpiechu wyjmując chusteczkę z kieszeni spodni i podając ją kobiecie, która właśnie przez niego zalała się herbatą - najmocniej przepraszam.
Dostojna kobieta wręcz wyrwała mu chusteczkę z dłoni, odstawiła filiżankę na stolik i poderwała się z krzesła z wysoko uniesioną głową. Było w niej nad wyraz dużo dumy, nawet na niego nie spojrzała, wyszła z kawiarni tupiąc swoimi szpilkami. Saoirse ponownie spojrzała po reszcie ludzi, a zaraz znów na chłopaka. Zrobiło się jej go szkoda. Nie zważając na to, co zaraz będą plotkowały durne panienki zza biurek, wstała i podeszła do blondyna. Ukucnęła i wzięła w dłonie parę kartek. Niektóre były lekko umoczone herbatą.
- Ona mnie zabije. - Powiedział z rozpaczą w głosie chłopak - muszę znów lecieć na górę i wszystko zrobić na świeżo. Praktycznie wszystko jest mokre.
- Było bardziej uważać. - Odpowiedziała mu Saoirse prostując się i podając mu ostatni druczek - widzę, że nowy?
- Mhm.
- Ja sama też od niedawna pracuje tu jako asystentka głównego fotografa. Z początku było mi ciężko przyzwyczaić się do panujących tu zasad, ale dałam radę. Ty też dasz.
- Dzięki. - Chłopak blado się uśmiechnął z żalem spoglądając na dokumenty - może wiesz, gdzie znajdę Saoirse Stewart? Właśnie wysłali mnie z drugiego piętra, bym to jej zaniósł. Ponoć ostatnio tu była?
- Aaaa... - Dziewczyna ze śmiechem pokiwała głową - myślisz, że jeżeli by się dowiedziała o tych dokumentach, byłaby zła?
- Pewnie wściekła. Słyszałem, że jest dosyć wygadana i raczej podchodzi do ludzi ze sporym dystansem.
- Oooo... myślę, że to zależy od sytuacji.
- Skoro ją znasz to wiesz gdzie jest?
- Stoi właśnie przed tobą.
Blondyn wytrzeszczył oczy, nie za bardzo wiedząc, co ma powiedzieć. Zatkało go. Zamrugał, podrapał się w tył głowy z kwaśną miną. Był ewidentnie zakłopotany, ale wyglądał nad wyraz uroczo. Saoirse pokręciła głową i położyła dłoń na jego ramieniu, mówiąc:
- Nic nie szkodzi. Sama byłam zagubiona, więc cię rozumiem. Jednak mam nadzieję, że następnym razem będziesz bardziej uważał.
- Bardzo przepraszam.
- Nie wiem za co? Stało się, trudno.
- Dobrze. W takim razie pójdę je jeszcze raz wydrukować i zaraz je przyniosę. Będzie pani tu teraz?
- W sumie to powinnam już być na górze w studiu, więc tam mi przynieś, dobrze?
Chłopak energicznie pokiwał głową. Wydawał się być nieco spokojniejszy, jenakże nadal w jego oczach było widać lekkie przerażenie, zakłopotanie. Czuł się bardzo niezręcznie. Kiedy tylko odwrócił się w stronę szklanych drzwi, Saoirse za nim zawołała:
- A jak ci na imię?
- Jesse. - Obejrzał się przez ramię, przez co prawie wpadł na kolejną osobę, na co tylko cicho powiedział - przepraszam.

Jared zalał herbatę i odstawił czajnik na miejsce. Trzymając w dłoni ucho kubka, obrócił się w stronę brata siedzącego przy małym stoliku. Bacznie obserwował wszystko, co dzieje się na twitterze. Czasem pokiwał głową, mruknął, albo coś napisał. Młodszy Leto był myślami zupełnie gdzieś indziej. Gdyby powiedział Shannonowi, że rozmyśla nad Saoirse, pewnie wyśmiałby go, chociaż on robił to samo, z tym, że o swojej dziewczynie. Uśmiechnął się sam do siebie, gdy tylko przez głowę przeszedł mu obrazek sprzed paru godzin. Co jak co, ale uważał, iż trafiła mu się dziewczyna z idealnym ciałem. Jak to facet, taka natura proszę państwa. Delikatnie przygryzł usta idąc wyobraźnią nieco dalej, a w najciekawszym momencie usłyszał Shannona:
- Ej...
- Czego? - Jared przewrócił oczami.
- Idziesz jutro wieczorem na imprezę, o której mówił Terry?
- Jeszcze nie rozmawiałem o tym z Saoirse, więc ci nie powiem.
- Czekaj, czekaj... - Shannon zmarszczył czoło - mam rozumieć, że każde twoje wyjście jest przez nią rozważane?
- Myślałem, żeby pójść z nią. To chyba logiczne?
- Niby tak. A jak nie będzie mogła, albo jak nie będzie chciała?
- Najwyżej pójdę sam. A ty się wybierasz?
- Niekoniecznie.
- Czemu?
- Jakoś nie mam ochoty na imprezowanie. - Perkusista zablokował telefon i oparł się plecami o białą ścianę - zostanę w domu. Ostatnim razem przegiąłem.
- Owszem.
- A tak z ciekawości...
- Mhm?
- Coś się zmieniło od ostatniej rozmowy?
- Chyba nie? No, może po za tym, że czuję, że chyba jeszcze bardziej się do siebie zbliżamy.
- Sądzę, że to robicie co noc... - Shannon zaśmiał się i oblizał usta - przy takim tempie to ja ci stary powiem, że chyba on ci odpadnie...
- Spieprzaj!
- No, ale jak to się zbliżacie?
- Odnoszę wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz lepiej.
- A nie obrazisz się jak coś powiem?
- Przecież i tak powiesz...
- Odnoszę wrażenie, że za mało o niej wiesz. W sumie, ten romans, związek wziął się tak sam z siebie i teraz, teraz... ja tego nie rozumiem. Oczywiście, spoko. Widzę, że się cieszysz, ale nie sądzisz, że za dużo ma tajemnic?
- Rozmawiałem z nią o tym parę razy. Daj spokój. Z czego wiem nie za bardzo chce się chwalić swoją przeszłością, miała też trudne dzieciństwo i to szanuję.
- Ale nigdy cię nie zastanawiało jak ona żyje, spędza dnie, kiedy ciebie przy niej nie ma, jak się zachowuje, to wszystko?
- A to jakaś różnica?
- Tego nie wiemy?
- Ostatnio spytałem, czy mogę do niej wpaść, ale powiedziała, że ma remont i odpada. Odpuściłem, bo po co?
- Jak wolisz. Ja osobiście uważam, że tak na prawdę niewiele o sobie wiecie.
- To, że nie podaje mi wszystkiego od razu na tacy to coś złego?
- Nie, oczywiście, że nie. - Shannon wstał i podszedł do Jareda - tylko twierdzę, że to wszystko dziwnie szybko się u was rozwija i, i... sam nie wiem? Ja będąc na twoim miejscu chciałbym trochę więcej wiedzieć. Przyszła nie wiadomo skąd, nagle to i tamto i...
- Coś podejrzewasz?
- Myślę, że coś ukrywa i tyle. Nic po za tym do niej nie mam. Przecież wiesz, że bardzo ją lubię, ale nie wiem, czy ona ma takie same odczucia, ale mniejsza o to.
- Fakt. Zaczyna mnie to nieco irytować, ale z drugiej strony, dzięki temu jestem coraz bardziej jej ciekawy.
- Sam widzisz. Dobra, ja lecę, a ty sobie przemyśl to co ci powiedziałem, bo myślę, że coś w tym może być. Za to ja, kiedy wrócę na spokojnie porozmawiam o tym obiedzie z mamą.
- I dobrze zrobisz.

Adam cykał kolejne zdjęcie, kiedy Saoirse nadal mu asystowała stojąc tuż obok. Na tyle już go poznała, że nawet nie musiał nic mówić, by wiedziała, co ma robić. Natychmiast podbiegła do modelki przed obiektywem sugerując parę kwestii. Za nim jednak zdążyła dodać ostatnie parę słów, drzwi studia szyderczo zaskrzypiały, a do pomieszczenia wszedł "nowy". Saoirse spojrzała w jego stronę, posyłając mu śmiech, po czym skończyła rozmowę z modelką. Jak najszybciej zniknęła z planu i ruszyła do blondyna.
- Przepraszam, że to tyle trwało, ale był mały problem z drukarką. - Powiedział roztargniony Jesse, podając jej dokumenty - mam nadzieję, że nie narobiłem przez to żadnego problemu?
- Nie, spokojnie. - Dziewczyna pokręciła głową - zapewne ktoś inny by cię zabił na moim miejscu, ale masz sporo szczęścia.
- Rzadko się spotyka w takim świecie bardziej wyrozumiałe osoby od ciebie, znaczy pani...
- Możesz mi mówić po imieniu. Nie przepadam za oficjalnym tonem.
- Może dosyć tych pogaduszek? - Odezwał się poddenerwowany Adam, który obejrzał się przez ramię na Saoirse - umówicie się na kawę, czy cokolwiek to sobie poplotkujecie. Teraz mamy pracę, dobrze?
- Już, już. - Dziewczyna zaśmiała się i przewróciła oczami.
- W sumie to może nie jest zły pomysł?
- Co?
- Co robisz po pracy?
- Ja? - Saoirse położyła dłoń na piersi - chyba nie mam większych planów.
- Przepraszam, że ja tak prosto z mostu, ale skoro jesteś jedyną osobą, która nie chce mi urwać głowy...
- Kończę po 18.30. Przyjdź tu po mnie i wyskoczymy gdzieś. Co ty na to?
- Niech będzie.

Emma wygodnie rozłożyła się plecami o mięciutkie poduszki, wyprostowała nogi, a na kolanach ułożyła swojego laptopa. Czujnym i wyostrzonym wzrokiem doczytała kolejną linijkę umowy, którą właśnie dostała mailem. Westchnęła ze zmęczeniem, po czym zdjęła z nosa okulary z czarną oprawką i położyła tuż obok siebie. Cieszyła się, że trasa chłopaków dobiegła końca, jednakże znając Jareda, domyślała się, że on już coś planuje. Mimo, iż natłok pracy był mniejszy, niż w uprzedniej podróży, tak i teraz działy się kolejne projekty. Ta kobieta była i żyła pracą. Czasami było jej szkoda tracić swojego jakże cennego czasu na to wszystko, na te zamieszanie, jednak wiedziała, że gdyby nie to, zapewne nadal by siedziała w jednej z komercyjnych firm, za biurkiem z nudnymi współpracownikami. Przetarła zmęczone oczy, ziewnęła i ponownie założyła okulary. Przez ostatni miesiąc zastanawiały ją relacje Jareda z Saoirse. Teoretycznie to nie jej interes, nie powinna wtykać w to nosa, jednakże jakby na to nie patrzeć, muzyk był jej bliski. Mimo tego, że tak naprawdę nie znał jej, postanowił dać ogromny kredyt zaufania i wpuścić do swojego życia. Spędzali ze sobą praktycznie każdy dzień, wspólnie wyjeżdżali, bawili się, dużo rozmawiali. I co z tego, skoro to wszystko wyglądało dosyć dziwnie, przyjemniej z perspektywy asystentki Jareda. Czasami przechodziło jej przez myśl, że frontman musi być naiwny, albo naprawdę mocno zauroczony, może nawet zakochany, by nie chcieć dociekać w różnych sprawach. Podkuszona, podsycona swoimi własnymi myślami, zminimalizowała stronę poczty, po czym otworzyła nową kartę.
- "Saoirse Stewart"...
Powiedziała pod nosem, równocześnie wpisując frazę w wyszukiwarkę. Po chwili ujawnił się jej rozpis stron, ale żadna nie dawała tego, co trzeba. Emma pokręciła głową, wiedząc, iż to i tak nic nie da. Kobieta zastanawiała się, kim tak na prawdę jest Saoirse. Nigdy nic nie mówiła o swoim życiu, rodzinie, przeszłości. Domyślała się, że to mógł być jej słaby punkt. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie owiana tym dziwna tajemniczość.
- Nic nie ma...
Mruknęła ze zrezygnowaniem, po czym przejrzała parę kolejnych stron. Sądziła, że może znajdzie coś w internecie na jej temat, tym bardziej, jeżeli jest
 fotografem. Wspominała, że kiedyś pracowała dla jednej z korporacji, ale i tam ani śladu. Pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie nagły pomysł. Ponownie wpisała adres jednej z wyszukiwarek. Była zła, że nic nie mogła znaleźć, ale mogła się tego spodziewać. Tym bardziej się zagłębiała, tym  bardziej wszelkie tematy były nie na temat. W którymś momencie lekko przymrużyła oczy, dokładnie analizując nazwę jednej ze stron. Bez namysłu otworzyła ją i zjeżdżając kursorem w dół, jej oczom ukazało się zdjęcie. Emma szeroko otworzyła oczy i rozchyliła usta. Widok Saoirse w otoczeniu paru skąpo, z resztą tak samo ona, ubranych kobiet na niewielkim podeście dla striptizerek. Przez moment myślała, że źle widzi, jednak kiedy się przyjrzała umiała tylko powiedzieć krótkie:
- O kurwa.

wtorek, 28 października 2014

rozdział 20 - Say my name

Yo,
Piszę po nocy, tak jakoś ostatnio się złożyło. Za dnia nie mam czasu, chęci, ani czegokolwiek...
tak więc możliwe, że coś może pojawić się w tekście, coś co jest jakoś nie tak, ale co nie znaczy, że nie będę poprawiać :) Otóż... ostatnio znikam i wszystko tu robi się takie byle jakie, ale na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że świat rzeczywisty jest nieco popieprzony. Tyle.

Do miłego,
Puzzel.



------------------------------



Drzwi trzasnęły, rozległy się cięższe kroki. Światło w korytarzu tak po prawdzie gówno dawało. Było bardzo słabe i ledwo zakreślało krawędzie między ścianami, a podłogą. Kwaśna mina Jareda i jego mruczenie pod nosem, samo dawało do zrozumienia, że jego aktualny humor, czy też stan nie jest zbytnio odjazdowy. Mężczyzna obejrzał się przez ramię na Shannona, który człapał za nim, jakby był wielce zmęczony. On również nie wyglądał na takiego, co jest w sosie. Spojrzał na niego w dosyć wymowny sposób dając mu prosty sygnał "daj już mi spokój". Frontman znów patrzył przed siebie. Zaczepił palce dłoni o kieszenie spodni i delikatnie się kiwając na boki przyśpieszył kroku w stronę schodów. Z dołu dochodziła głucha muzyka, która z czasem przybliżenia, zdawała się być wyraźniejsza. Już będąc na parterze, bracia przedarli się przez tłum ludzi, którzy krzyczeli i klaskali w rytm muzyki. Tak naprawdę, gdyby coś powiedzieć to mała szansa na odbiór. Obrotowe drzwi energicznie zakręciły się. Stało się nagle chłodniej i wietrzniej. Do parkingu było już tylko parę metrów.
- Nie musiałeś tego robić. Poradziłbym sobie.
Powiedział Shannon dorównując bratu kroku. On tylko spojrzał na niego z litością w oczach, nic nie odpowiadając doskoczył do zaparkowanego samochodu. Mimo, że perkusista mówił "sam sobie poradzę" to doskonale wiedział, że to głupia wymówka. Przekręcił w stacyjce kluczyk, a silnik auta zabrzęczał.
- Obydwoje doskonale wiemy, co by się stało, gdyby nie moja reakcja. - W końcu powiedział Jared, kiedy zaczął cofać oglądając się na tylną szybę - chyba nie sądziłeś, że przejdę koło tego obojętnie. Zapewne ktoś inny by tak zrobił, ale ja nie.
- Nie rób ze mnie ofiary. - Odbąknął pod nosem Shannon nawet na niego nie patrząc - zawsze to robisz.
- Prawda jaka jest, taka jest. Nie oszukujmy się. Zwyczajnie sobie nie radzisz.
- Masz zamiar teraz mi matkować?
- Nie. - Jared wyjechał na ulicę - tylko twierdzę, że jeżeli tak dalej pójdzie to znów wylądujesz w areszcie, albo nie daj Boże w zakładzie. Ileż można?
- Przecież wiesz, że to sprawa sprzed roku!
- I co z tego? Ale ciągnie się za tobą... nie mam zamiaru bawić się w twoją niańkę, mam już tego serdecznie dosyć.
To z jakim spokojem mówił Jared, Shannona tylko jeszcze bardziej rozdrażniało. Nadal tępo patrzył się przez szybkę i zaciskał zęby. Miał dosyć tego, że jego własny brat traktował go jak małoletniego gówniarza, który nie umie sobie poradzić z problemami. Faktycznie, miał je, jednak nie czuł się traktowany poważnie.
- Zatrzymaj się. -Powiedział.
Jared spojrzał na niego marszcząc czoło. Mimo jego prośby, przyśpieszył.
- Do cholery, zatrzymaj się!
- Po co? - Frontman jakby ignorował jego słowa.
- Wysiadam. Sam sobie wrócę.
- Weź się nie wygłupiaj, co?
- Jared!
- Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak!
- Kurwa, bo zaraz otworzę drzwi i sam wyskoczę.
- Proszę bardzo.
- Zatrzymaj się!
W tym momencie samochód zahamował z piskiem opon, powoli i okręgiem staczając się na pobocze. Kiedy tylko już stanął, Shannon szarpnął za klamkę i wyskoczył z auta. Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i szybko zaczął wybierać numer.
- Co ty odpierdalasz? - Jared nadal pytał.
- Jedź sobie sam. - Odpowiedział mu, stojąc do niego plecami, Shannon - wal się. Wezwę sobie taksówkę.
- A weź się...

Saoirse opuszkiem palca krążyła po hafcie na obrusie, leżącym na niewielkim i okrągłym stoliku. Co chwila nerwowo oblizywała usta, wierciła się i rozglądała na boki. Była nad wyraz podekscytowana, ale zarazem nieco przestraszona. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. W jej oczach można było dostrzec małe iskierki, które skakały po tęczówkach. Ukradkiem zerknęła na ekran komórki, leżącej tóż obok. Siedziała w kawiarni paręnaście ładnych minut, ale nadal nikogo nie było. Ten wydłużający się czas, tylko jeszcze bardziej podsycał jej emocje. W pewnym momencie pomyślała, że może on się nie zjawi, zapomniał o spotkaniu. Po raz kolejny drapała w swojej głowie taki zarys, kiedy jej oczom ukazała się znajoma twarz. Szklane drzwi lokalu otworzyły się, a ich próg przekroczył niewysoki, ciemnowłosy mężczyzna z jednodniowym zarostem. Od razu wyhaczył ją wzrokiem. Uśmiechnął się kącikiem ust i luźnym krokiem ruszył w jej stronę. Dziewczyna schowała za uszy niesforne kosmyki włosów i podniosła się z krzesła wyciągając rękę.
- Saoirse, cześć. - Powiedziała, kiedy tylko uścisnął jej dłoń - już myślałam, że nie przyjdziesz.
- Adam. - Odpowiedział - ale czemu miałbym się nie zjawić?
- No...
- A, wybacz spóźnienie. Miałem jeszcze jedną sprawę po drodze i nie wyrobiłem się w czasie. Wybacz.
Saoirse skinęła głową i ponownie usiadła na krześle z owalnym oparciem. Chwyciła za torebkę, która wcześniej była oparta o nogę stolika. Pośpiesznie wyciągnęła z niej granatową teczkę, otworzyła i upewniła się, czy wszystko wzięła.
- Widzę, że od razu przechodzisz do rzeczy. - Powiedział Adam wskazując palcem na papiery - lubię takich ludzi, nie ma pieprzenia o byle czym, tylko od razu do sedna.
- W sumie właśnie po to się spotkaliśmy.
- Długo czekałaś?
- Ze dwadzieścia minut, ale nic nie szkodzi. Już przyszedłeś, więc jestem spokojna.
- No dobra, dawaj te papierkowe świństwa.
Dziewczyna podała mu teczkę z całą zawartością. On zaczął ją wertować, dokładnie czytając każde zanotowane zdanie. Co jakiś czas pomrukiwał, albo kiwał głową z dłonią przyłożoną do ust. Saoirse z założoną nogą na nogę bacznie obserwowała każdą, najmniejszą jego reakcje z tą lekką niepewnością i gulą w gardle.
- Nie no, wszystko gra. - Powiedział nadal nie odrywając się od teczki - tak jak mówiliśmy przez telefon, teraz tylko formalność.
- Super. - Szatynka posłała mu szczery uśmiech i odetchnęła z ulgą - właściwie to moja druga praca tak na poważnie i nieco się stresowałam.
- Nie ma czym.
- Teraz to wiem.
- Więc tak... - Mężczyzna odłożył teczkę na stolik i spojrzał na dziewczynę - myślę, że możesz zacząć od środy, co ty na to?
- Jasne!
- Mam akurat okładkową sesję. Terry mówił, że jesteś niezła. Sam widziałem twoje zdjęcia i przyznam, że dobra robota. Myślę, że jeżeli będziesz nadal jechać na tym wózku może stać się coś bardzo dobrego.
- To świetnie.
- A właściwie, o ile pamiętam, poznaliście się przez Jareda Leto? Prawda?
- Tak.
- Farciara. Ja tak łatwo nie miałem. - Adam pokręcił głową - teraz bez znajomości to trudno o cokolwiek. Przykra i bolesna prawda, ale cóż? Tak myślę, że w środę to będzie takie oprowadzenie. Co mam na myśli; zobaczysz co i jak, poznasz parę osób, zobaczysz jak będzie nam się współpracowało. Jeżeli okaże się, że twoja praca będzie wydajna to myślę, że będę mógł cię gdzieś tam wepchnąć i dalej tylko z górki.
- O rany, byłoby cudownie!
- Też tak sądzę. A tak z ciekawości, ile się już znasz z Jaredem? Wiem, że byłaś z nim i jego zespołem w trasie?
- Tak, tak. - Saoirse pokiwała głową i sięgnęła po filiżankę z kawą - Właściwie to parę miesięcy. Nawet nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Przypadkiem się spotkaliśmy, mała stłuczka samochodem i... samo wyszło.
- Różne przypadki chodzą po ludziach.
- Ja się tam bardzo cieszę z tego powodu.
- Nie wątpię. - Adam oparł się łokciem o stolik i nieco przybliżył w stronę dziewczyny - nie chcę być wścibski, ale doszły mnie słuchy, że ty i on jesteście ponoć razem? Wybacz moją dociekliwość, ale mam już taką naturę.
- Można tak powiedzieć...
- Czyli nie na poważnie?
- Co? - Saoirse uniosła brwi - znaczy, nie afiszujemy się z tym.
- Rozumiem. Bardzo dobrze, prywatność w tym świecie nade wszystko. Nie znam za dobrze Jareda, ale z czego wiem starał się ukrywać swoje osobiste sprawy. Myślę, że to tylko wychodzi człowiekowi na dobre. Aczkolwiek, tyle tych romansideł miał, że i prędzej, czy później nic się nie ukryje.
Saoirse blado się uśmiechnęła, bo na jego ostatnie słowa przez jej głowę przeszły migawki twarzy jego byłych. Czuła, że ten temat jest dla niej dosyć drażliwy i niechętnie lubiła o nim dyskutować. W duszy wściekała się na samą siebie, że nie umie mu tak zupełnie zaufać. Myśl, że może być ta druga była tak uderzająca, niczym siarczysty policzek.
- To podpisujemy te papiery? - Adam natychmiast zmienił temat, kiedy tylko wywnioskował z jej wyrazu twarzy aktualny stan rzeczy.
- Tak.

Saoirse siedziała w łóżku okryta kołdrą, z poduszkami i laptopem na kolanach. Zdjęła z nosa okulary w czarnych oprawkach i odłożyła na półkę nocną. Przetarła zmęczoną twarz i ochoczo ziewnęła. Czuła, że zaraz zmoży ją sen, jednak to nie była ta pora. Ponownie spojrzała na ekran i zamknęła przeglądarkę internetową. Najechała kursorem na pasek i nacisnęła na jedną z ikonek.
- Skype, zaloguj.
Szepnęła pod nosem i wstukała na klawiaturze passy. Odszukała wzrokiem małe zdjęcie Jareda i połączyła się. Usłyszała głuchy sygnał, który co raz się urywał. Cisza. Nie odbierał.
- Kotek, nie rób se jaj.
Powiedziała z ironią i przewróciła oczami. Spróbowała ponownie z nadzieją, że tym razem da znak życia. Wtem na ekranie zabłysło małe światełko, które zaraz zniknęło, a zamiast niego ujrzała twarz Jareda. Na jego widok od razu na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Wyglądał na zaspanego i zmęczonego.
- Cześć. - Powiedział nieco ochrypłym głosem - przysnąłem, przepraszam.
- Jak tam? - Spytała.
- Zawsze mogło być gorzej. Trochę się posprzeczałem z Shannonem, ale to tylko kwestia czasu. Pewnie jutro wszystko wróci do normy. Obydwoje jesteśmy nieco poddenerwowani, ale już jest w miarę okey. No, ale jak poszła dziś rozmowa?
- Bardzo dobrze. Od środy zaczynam pracę. Nawet nie wiesz jak sie cieszę! Nie mogę się już doczekać, ale jednocześnie nieco się boję.
- Nie ma czego. - Jared po raz pierwszy się uśmiechnął - dasz sobie radę. Nie martw się na zapas, bo nie ma czego.
- Chciałabym cię już zobaczyć.
- Jutro wieczorem będę już w L.A. Za parę godzin mamy samolot.
- To ty może lepiej idź spać? I tak jutro się zobaczymy.
- Wyśpię się w drodze.
-  Stęskniłam się, wiesz? - Saoirse lekko przechyliła głowę posyłając muzykowi uśmiech.
- Tule czułości, co nie?
- Nie powiesz, że ty też?
- Mysza... - Jared pokręcił głową - przecież sama wiesz.
- Ale chciałabym to usłyszeć.
- Ja za tobą też.
- Nie tak. - Saoirse udała oburzoną - pełnym zdaniem.
- Dobrze, ja też tęsknię. Już?
- Bez tego "już", byłoby lepiej.
- Oj, przestań.
- O której się jutro widzimy?
- Nie powiem ci dokładnie, bo sam nie wiem? - Jared wzruszył ramionami - pewnie w okolicach 21.40 bym był już w domu. Trudno mi teraz powiedzieć.
- To jak będziesz na lotnisku to daj mi znać, co?
- Dobrze.
- W ogóle podjęłam decyzję, że pozbędę się tego starego gruchota i kupuję nowy samochód! - Dziewczyna wyszczerzyła zęby - wreszcie!
- Najwyższa pora. - Jared parsknął śmiechem - w sumie... w końcu sam muszę cię odwiedzić, bo dlaczego cały czas ty masz do mnie latać? Po za tym nigdy jeszcze u ciebie nie byłem. Nie wiem jak żyjesz, jak mieszkasz, co i jak... w sumie, tak mało o sobie wiemy, z zarazem dużo.
Saoirse od razu się wyprostowała na myśl o wizycie Jareda w jej mieszkaniu. Chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby miał ją odwiedzić. Wcześniej skłamała mu, a teraz wyjechał z taką propozycją. Musiałaby ponownie zaserwować mu głodny kawałek. Przecież tak bardzo nie chciała mu zdradzać prawdy.
- Raczej nie. - Odpowiedziała kręcąc głową - aktualnie mam remont i w ogóle... odpada.
- Remont? O, nic mi nie wspominałaś?
- A tak nagle wypadło. - Dziewczyna zagryzła usta myśląc już nad kolejnym kłamstewkiem - stwierdziłam, że byłoby warto odświeżyć nieco mieszkanie, czasami zmiany są naprawdę dobrym pomysłem.
- Mieszkanie?
- Znaczy... dom, oczywiście, że dom! - Teraz zorientowała się jaką walnęła głupotę - czasami określam to dwojako.
- Aha, okey.
- Tak więc odpada. Po za tym zastanawiam się nad przeprowadzką, ale jeszcze nie jestem pewna.
- Gdybyś chciała, pomógłbym ci poszukać czegoś odpowiedniego.
- Jak coś to wiem, gdzie uderzać.
- Dobra, ja uciekam. Muszę jeszcze się dopakować, a przez to, że usnąłem zmarnowałem trochę czasu. Jutro dam ci znać, dobrze?
- Okey.
- Na razie.
- Pa, kocham.
- Ja też.
Koniec połączenia, okienko zgasło. Saoirse zamknęła laptopa, odłożyła go na bok, po czym sama wstała z łóżka. Podeszła do okna i zagrnęła z parapetu paczkę papierosów. Była zła na samą siebie. "Co ty sobie myślałaś, głupia? Skoro z nim już jesteś to i tak w końcu musi się dowiedzieć paru faktów. Kłamstwo ma krótkie nogi". To było coś, jakby rozmowa z własnym sumieniem. Zaciągnęła się i wypuściła z ust dym, po czym szarpnęła za klamkę balkonowych drzwi. Nie chciała oszukiwać Jareda, ale innej opcji nie było. Miała mu opowiedzieć o swojej przeszłości? Brały ją wyrzuty sumienia. Nawet gdyby dowiedział się prawdy, ulżyłoby jej, natomiast ich relacje wysiałyby na cienkim włosku. Podeszła do barierki i oparła się o nią łokciami, spoglądając na ciemne niebo. Kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Czuła, że traci grunt pod nogami i coraz bardziej gubi się w swoich kłamstwach.

Słoneczne Los Angeles ponownie ożyło. Na ulicach pojawiły się korki, było słychać gwar, stukot butów o chodnik. Saoirse siedziała w kuchni nad gazetą, z kubkiem nieco już chłodnej herbaty. W palcach jednej z dłoni trzymała topiący się kawałek czekolady. Zaraz zniknął w jej ustach.
- Nic nowego.
Powiedziała do siebie pod nosem i złożywszy gazetę w pół, odrzuciła ją gdzieś dalej na stół. Wygodnie oparła się o poduszkę za swoimi plecami i wyprostowała nogi. W tle grała muzyka z radia. Trochę trzeszczało, jednak było za daleko, by cokolwiek zmieniać. Dziewczyna usłyszała kroki. Do kuchni weszła Poppy, która kołysząc biodrami podeszła do blatu i nastawiła wodę na herbatę.
- Ej... - Powiedziała Saoirse zerkając w jej stronę - kiedyś wspominałaś mi, że twój znajomy sprzedaje samochody.
- No tak. - Brunetka obejrzała się przez ramię - a chcesz kupić?
- Wypadałoby wymienić tego rzęcha. Stać mnie.
- Też tak sądzę.
- A tak spytam, czy to przypadkiem nie na lewo?
- To, że obracam się w takich, a nie w innych kręgach nie oznacza, że wszystko jest cichociemne. - Poppy uśmiechnęła się pod nosem - mogę ci zapisać adres, pojedziesz zobaczysz.
- No dobra.
Saoirse pokiwała głową i podniosła się z krzesła. Obróciła się wokół własnej osi i łapiąc równowagę zrobiła parę kroków w stronę przedpokoju. Wyjęła z kieszeni dresów komórkę i nie spuszczając wzroku z jej ekranu, wymaszerowała do swojego pokoju. Z impetem rzuciła się na łóżko i głośno westchnęła. Bała się, że jeżeli tego dnia zostanie na noc u Jareda, rano będzie istnym trupem. Przecież to środa, idzie do nowej pracy. Mimo tego nie mogła sobie odmówić widoku muzyka. Już od samego rana  żyła myślą, że kiedy tylko do niego przyjedzie, rzuci się mu na szyję i wycałuje z każdej strony. Żałowała, że nie będzie miała na niego tyle czasu, ile by sobie życzyła. Przekręciła się na plecy, położyła komórkę na piersiach i spojrzała w sufit już sobie wyobrażając nadchodzącą noc. Tak bardzo chciała wiedzieć, czy Jared tak samo jak ona się stęsknił. Od czubka głowy, aż po palce u stup czuła, że ten mężczyzna nieźle jej poprzewracał w głowie. W końcu mogła kogoś kochać, kochać bezwarunkowo. Gdy go tylko widziała wszelkie jej wątpliwości znikały.


Dni mijały, okazało się, że czas tak szybko umyka. Jest poniedziałek, a już jutro niedziela. Kto mógłby to zliczyć? Ponoć szczęśliwi tego nie robią, tak więc Saoirse się tym nie przejmowała. Większość swojego dnia poświęcała na pracę, a kiedy tylko złapała okazję, zaraz była w objęciach Jareda ciesząc się do swojego szczęścia. Oczywiście wszystko się kiedyś kończy, ale nie chciała o tym myśleć. Jeszcze nie teraz. Złapała Pana Boga za nogi i nie miała zamiaru puszczać. Kupiła samochód, co dla niej równało się z rozpoczęciem nowego rozdziału. Każda drobnostkę, zmianę w swoim życiu uważała za postęp do przodu, trop w dobrym kierunku. Praktycznie codziennie była uśmiechnięta, zadowolona. Gdyby ktoś ze starych znajomych ją zobaczył, zapewne stałby jak słup soli nie mogąc wyjść z takiego zdziwienia. Dosyć mocno ten obrazek zmienił się przez ostatnie miesiące, ale w pewnym sensie pozostawała taka sama.
- Gdzie idziesz? - Spytała zaplątując się w białą pościel.
- Muszę iść otworzyć drzwi. Zaraz przyjedzie Shannon. - Odparł Jared zarzucając na siebie bluzkę - przed chwilą do mnie napisał.
- Ale chyba wrócisz?
- Zawsze to robię.
Saoirse uśmiechnęła się do niego i oparła się głową o poduszki. Muzyk ucałował ją w czoło i zaraz zniknął za drzwiami. Gdy tylko została sama, usiadła i sięgnęła po koszulę leżącą na końcu łóżka. Miała nadzieje, że wizyta Shannona długo nie potrwa. W ten nad wyraz leniwy weekend chciała mieć Jareda tylko dla siebie. Tak naprawdę codziennie wieczorem się z nim widziała, czasami w ciągu dnia, kiedy miała wolny czas. Zdawała się być nad wyraz samolubna, ale to już był czyjś, nie jej problem. Kiedy tylko założyła koszulę, wstała z łóżka i odszukała wzrokiem swoje dresy. Wkładając je usłyszała z parteru głosy braci. Na chwilę spojrzała w stronę drzwi.
- Chodź do kuchni.
Powiedział Jared. To były ostatnie słowa jakie tylko udało się jej usłyszeć. Wiedziała, że kiedy muzyk o tym mówił, zapowiadały się dłuższe ploteczki. Już kompletnie ubrana wyszła na korytarz i wychyliła się przez barierkę. Czasami lubiła podsłuchiwać czyjeś rozmowy. Nie była wścibska, tylko ciekawska, a to jej zdaniem robiło wielką różnicę. Nie o wszystkim przy niej rozmawiali, a ona chciała jak najwięcej wiedzieć. Możliwe, że to był błąd. Ostatecznie usiadła gdzieś w połowie schodów stwierdzając, że tam lepiej słychać.
- A Saoirse gdzie? - Spytał Shannon.
- Na górze. - Odparł Jared stukając naczyniami - pewnie za jakiś czas do nas zejdzie.
- W sumie zadałem głupie pytanie. Czy jest jakiś dzień, w którym się nie widzicie?
- Chyba nie...?
- Bro, ja bym tak nie mógł dzień w dzień się z kobietą widzieć. To się może przejeść.
- Fakt, czasami mam dosyć. - Na słowa Jareda, Saoirse od razu wyostrzyła swój słuch - też nie mogę powiedzieć, że to mi przeszkadza... U know what I mean...
- Yep. - Shannon parsknął śmiechem - ciekawe, ile jeszcze ze sobą wytrzymacie.
- Na razie trzymamy się w ryzach.
- Za dobrze cię znam. Mnie nie oszukasz.
- Cicho, bo jeszcze usłyszy.
- Ale taka prawda. Jared, ty się nigdy nie zmienisz, tak samo jak ja. Żadna baba nas nie usidli, przynajmniej na dłużej. Tak więc, kiedy planujesz termin ważności?
- A ty dalej swoje...
- No co!?
- Po co mam coś zmieniać, skoro mi to odpowiada?
- Ale to się robi nudne. - Shannon przewrócił oczami robiąc przy tym charakterystyczną dla niego minę cwaniaczka - albo faktycznie się w to wkręciłeś, albo sobie z niej robisz jaja, albo to tymczasowa meta na zabicie czasu.
- Uważasz, że ze mnie, aż taki drań?
- Ja to wiem, braciszku.
Saoirse prawie przywarła twarzą do barierki, czekając na dalszy ciąg tej nad wyraz ciekawej wymiany zdań. Czasami miała ochotę przylać Shannonowi w twarz za jego słowa, ale to w końcu był brat Jareda. Znał go nad wyraz dobrze, więc fakty były takie, a nie inne. Bardziej bolało to, że przypuszczalny był taki zbieg wydarzeń.
- Cholera... - Mruknął Jared - w sumie ja i ona jesteśmy blisko. Jesteśmy razem już ile czasu? Trochę szkoda by mi było tak tym pieprznąć. Nie powiem, czuję do niej dosyć sporo, ale sam wiesz, że wyznawanie uczuć przychodzi mi z trudem.
- To prawda. A tak z ciekawości... mówiłeś, że ją kochasz?
- Tak.
- Serio?
- A czy w tym coś złego? - Jared spojrzał na brata z zaskoczeniem - to chyba normalne?
- U ciebie? Definitywnie nie. Pytanie jest lepsze... czy to mówiłeś pod presją?
- A zależy...
- Szkoda mi tej dziewczyny.
- Niby czemu?
- Bo na ciebie trafiła.
- Ha ha ha ... - zaintonował z ironią Jared - bardzo śmieszne.


wtorek, 30 września 2014

rozdział 19 - Afraid

Cześć.
Z góry przepraszam, że rozdział nie jest zbyt  długi, ale chyba nie umiałam napisać czegoś większego. Reaktywowałam drugiego bloga i muszę więcej z siebie dawać w pisaniu i rozdzieleniu tych dwóch kwestii... też mam ostatnio sporo pracy, nauki itd. Starałam się przy tym rozdziale i tworzyłam z chyba tydzień, ale ostateczną ocenę macie Wy.
Tak czy siak, nie pitole Wam więcej. Zapraszam do czytania.

Puzzel.


-------------------------




Zasłonięte okna dawały cień, jednakże przez niewielkie szpary między zasłonami przebijało się słońce. Subtelnie muskały twarz dziewczyny, dając jej znać, że pora wstawać. Czując ich natarczywy dotyk, przekręciła się na bok, zakrywając głowę kołdrą. Było za gorąco, znów inna pozycja. Mruknęła pod nosem i natychmiast usiadła z poirytowanym wyrazem twarzy. Jej oczy wskazywały na spore zmęczenie i niewyspanie. Też nieco opuchnięte. Przetarła je, zostawiając na dłoniach resztki makijażu. Przed chwilą przylepione do twarzy pasma włosów, zagarnęła do tyłu, niezbyt starannie próbując coś z nimi zrobić. Jak to sama mówiła " i tak gorzej być nie może". Ziewnęła i wyciągnęła ręce ku górze, powoli rozluźniając kark.
- Dzień dobry, Saoirse...
Powiedziała pod nosem, przy tym ściągając z siebie kołdrę. Na "zewnątrz" było znacznie chłodniej, niż pod cieplutką pościelą. Siedząc tak przez parę dłuższych chwil, próbowała dojść do siebie. Kiedy jej ciało przechodziło krótkotrwałą stagnację, a głowa zaczęła pracować, pierwsze co przyszło jej na myśl to zdarzenie z nocy. Była zła, że to właśnie to jako number one pojawiło się na powitanie. Kiedy ona i Jared przyjechali do jego domu, tuż przed zaśnięciem uroniła parę łez. Było jej przykro z powodu zaistniałej sytuacji, nie chciała, by muzyk jeszcze kiedykolwiek tak postąpił.
- Myślałem, że się sama połapiesz...
Zacytowała w myślach jego słowa, uśmiechając się z zażenowaniem. W którymś momencie chciała go usprawiedliwiać, jednak po chwili namysłu uznała to za szczyt głupoty. Faktem było to, że coś do niego czuła, w sumie nawet kochała. Przypomniała sobie, kiedy to on po raz pierwszy dał jej usłyszeć to wyznanie. Bardzo się cieszyła, że wreszcie może czuć się potrzebna, kochana, ważna. Jednak czasami nachodziła ją nostalgia, która nie prowadziła do niczego dobrego. Dziewczyna postawiła nogi na podłodze i ponownie przetarła twarz. Całkowicie podniosła się z łóżka i pijanym krokiem ruszyła do drzwi. Była ciekawa, czy Jared już się obudził. Póki co chciała ułożyć sobie w głowie to, co chce mu powiedzieć, więc  lepiej, by jeszcze spał. Mimo jej nadziei, usłyszała hałasy dochodzące z parteru, bodajże z kuchni. Stojąc już na korytarzu, wychyliła się przez barierkę, nasłuchując każdego jego ruchu. Faktycznie już był na nogach. Ostatecznie postanowiła zmierzyć się z nim oko w oko. Bezszelestnie zaczęła schodzić po schodach, sunąc dłonią po drewnianej balustradzie.
- Cześć. - Powiedział Jared, odwróciwszy się od kuchenki w stronę Saoirse, która właśnie przekroczyła próg - mam nadzieję, że choć trochę się wyspałaś?
- A coś ty taki opiekuńczy? - Dziewczyna założyła ręce i przechyliła głowę - wczoraj za specjalnie nie martwiłeś się o mnie.
- Saoirse...
- Która godzina?
- Trochę po 11.00. Długo spałaś...
-Mhm.
Saoirse usiadła przy niewielkim stoliku stojącym przy ścianie. Podpierając się o niego łokciami i siedząc po turecku, nadal spoglądała w stronę frontmana wzrokiem zabójcy. Miała ochotę na niego nakrzyczeć, zrobić ogromną awanturę, ale nie wiedziała, czy aby na pewno jest warto. Z jednej strony, przydałoby mu się trochę prawdy, jednakże nie chciała tworzyć jeszcze bardziej zmieszanej atmosfery.
- Niedawno Terry do mnie dzwonił. - Kontynuował Jared, przekręcając naleśnika - powiedział, żebym cię od niego przeprosił. Sam się źle poczuł, kiedy się dowiedział o tym wszystkim... a co do twojej pracy, wspomniał, że już coś znalazł.
- Przecież wiesz, że to nie do niego mam żal, tylko do ciebie. - Saoirse uniosła brwi - nie musi mnie za nic przepraszać.
Jared spuścił głowę, czując jak dziewczyna coraz bardziej świdruje go wzrokiem. Nie lubił tego, w sumie... kto lubi? Nie czuł się dobrze z tą sytuacją, wiedział, że spieprzył. Przyznawanie się do błędu przychodziło mu z ogromną trudnością, zwłaszcza w takiej sytuacji.
- Tak więc słucham...? - Saoirse odpowiednio zaintonowała swoje słowa, nadal nie odrywając wzroku od mężczyzny, niezwykle tym go krępując.
- Przepraszam. - Bąknął pod nosem - bardzo cię przepraszam...
- Tylko tyle?
- A co  innego może to zmienić? Nic po za tym...
- Jared, nawet nie masz pojęcia jak ja teraz się czuję!?
- Domyślam się.
- Gówno wiesz. - Saoirse zaśmiała się ze sporą dawką teatralności - sądziłeś, że zgodzę się na taki układ? Mogłeś mnie spytać, powiedzieć o tym. Sądzę, że niewiele kobiet by się na to godziło, ja do nich należę.
- Wiem, popełniłem błąd.
- Mało tego! To jaki byłeś dla mnie oschły, wręcz mnie odpychałeś, a na dodatek nie chciałeś mi powiedzieć dlaczego.
- Saoirse, proszę... - Mężczyzna zakręcił kurek gazu i odwrócił się całkowicie w jej stronę - co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie?
- Chyba nie ma takich słów.
Jared pokręcił głową nad swoja głupotą i zrobił parę kroków w jej kierunku. Nie wiedział, co się może stać, jak Saoirse zaraz zareaguje. Nie chciał się z nią kłócić, właściwie to był ten pierwszy, poważniejszy raz. Muzyk ponownie przybliżył się do niej, a lada moment, już stał obok. Delikatnie złapał za jej nadgarstek, dając jej do zrozumienia, że chce normalnie i spokojnie porozmawiać. Z jego oczu można było wyczytać wiele; chociażby żal do samego siebie, skruchę. Saoirse powoli się podniosła i oparła biodrami o stolik, chowając ręce za plecami.
- Chciałem trochę się pobawić, Terry też. Pewnie nie muszę ci mówić jak to u niego bywa. Sądząc po twoim nastawieniu do takich spraw, myślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko. Fakt, zrobiłem głupio. - Mówił położywszy dłonie na jej ramionach - naprawdę nie chciałem byś to tak odebrała, znaczy... moją niechęć. Teraz jestem kłębkiem nerwów. Shannon trochę narozrabiał, a ja muszę mu pomóc, bo nikt inny tego nie zrobi. W końcu jestem jego bratem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co teraz dzieje się w mojej głowie. Tyle emocji i...
- I? - Saoirse przerwała mu, zrzucając jego dłonie ze swoich ramion - a co ja mam powiedzieć? Zachowujesz się jak ostatni chuj, teraz lecisz do mnie z wazeliną i sądzisz, że już po sprawie?
- To są twoje słowa.
- Owszem, moje. Jednak, że tego mi wprost nie powiesz to tak myślisz! Uważasz, że jestem, aż tak głupia i naiwna? Na tyle życie mnie doświadczyło, by być ostrożnym. Chyba tym razem poszłam za daleko.
- Proszę, nie kłóćmy się.
- A ty myślałeś, że co? Rzucę ci się w ramiona i więcej nie poruszę tego tematu? Chyba żartujesz?
- Ale możemy rozmawiać...
- A właśnie teraz tego nie robimy?
Jared ponownie pokręcił głową jakby właśnie sie poddawał. Nie miał zielonego pojęcia, co może dodać, ale tak by nie pogorszyć tej sytuacji. Była już wystarczająco kiepska.
- A o co chodzi z Shannonem? - Saoirse zmieniła temat.
- Za dużo używek, złe towarzystwo. Nagle okazało się, że ma niepozałatwiane sprawy sprzed lat. Sam niedawno się o tym dowiedziałem. On nie mówił mi nic tyle czasu...
- Mówisz bardzo ogólnikowo.
- Nie chcę cię w to mieszać, nie zawracaj sobie tym głowy. Muszę wszystko załatwić w przeciągu tygodnia, w końcu to mój brat.
- Jest dużym chłopcem.
- To jednak nieco większa sprawa, nie ważne.
Jared cofnął się o krok z zrezygnowanym wyrazem twarzy. Saoirse patrzyła się na niego i nie wiedziała, czy ma mu współczuć, krzyczeć na niego, czy cokolwiek. Najchętniej dałaby mu w twarz, była tego bliska, jednak zdawała sobie sprawę jaki on ma na nią wpływ. Jego postać dawała jej rozczulenie, którego tak bardzo nie lubiła.
- Może mogłabym jednak jakoś pomóc? - Saoirse zrobiła kwaśną minę - mam znajomości, trochę wiem o niektórych sprawach, tylko...
- Nie! - Jared powiedział swoim stanowczym tonem, unosząc głowę - nie będziesz się w to mieszać. To bardzo trudna sytuacja i nie chcę, by coś ci się z tego tytułu stało.
- Czyli mam rozumieć, że to są ludzie, którzy stanowią większe zagrożenie?
- Saoirse, proszę nie dopytuj, bo i tak nic ci to nie da. Powiedziałem nie, co znaczy nie i koniec tego tematu. Już wszystko zostało obmyślone, wiem, co mam robić. O nic się  nie martw i nie zawracaj sobie tym głowy. Nie musisz o wszystkim wiedzieć.
Na te ostatnie zdanie dziewczyna poczuła jak krew pulsuje w niej coraz bardziej, jednak powstrzymała się ostatkiem sił na kolejny wybuch. Pokręciła głową i odwróciła się w stronę okna, które było nad stolikiem. Nie wiedziała na czym stoi, a Jared wydawał się być inny, niż zazwyczaj. Oczywiste było, że nie chciał wciągać jej w tą całą zadymę z Shannonem, rozumiała to, lecz to nie oznaczało, że i ona nie ma prawa się martwić. W końcu frontman nie był jej obcą i pierwszą lepszą osobą. W tym momencie chciała zabrać swoje rzeczy i wyjść. Chciała to wszystko przemyśleć na spokojnie i poukładać sobie w głowie. Wtem poczuła jak jego ręce oplatają ją w pasie, a na karku czuje jego ciepły oddech i łaskoczący zarost. Jej ciało zadrżało pod jego dotykiem i zaraz stało się niczym z drewna. W momencie, kiedy ustami musną jej szyję, poczuła się jak w niebie, wszelkie złe myśli odeszły na dalszy plan.
- Przepraszam, kochanie...
Wyszeptał do jej ucha, na co jej ciało bardzo adekwatnie zareagowało. Była zła na siebie, że tak łatwo mu przebacza, że daje tak sobą manipulować. Jared doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie miał zamiaru z tego nie korzystać. Dłońmi złapała za jego ręce, delikatnie głaskając je palcami.
- Nie rób tak więcej...
Odpowiedziała również szeptem. On lekko uśmiechnął się pod nosem, zwiększając swój uścisk. Czuła jego ciepło, dotyk, smeranie, wszystko, co sprawiało, że było jej tak przyjemnie i dobrze. Na tyle ile mogła odwrócić swoją głowę, odwróciła ją, by chociaż ujrzeć kawałek jego twarzy.
- Kocham cię, wiesz?
Powiedziała bez większego namysłu, teraz to dotykając dłonią jego drapiącego policzka. On nic nie odpowiadając, obrócił ją w swoją stronę i posadził na stole.
- Obiecuję, że jak to wszystko się z kończy, z Shannonem, to wszystko wróci do normy. - Powiedział błagalnym głosem - tylko nie bądź już taka zła.
- A na ile mogę ci uwierzyć? - Dziewczyna spoglądała w jego niebieskie oczy.
- Na tyle ile możesz.
Saoirse chciała mu ufać, ale z dnia na dzień traciła na to wszelkie nadzieje. Miała nadzieję, że jego słowa się sprawdzą, że znów nie zrobi z siebie ostatniej idiotki. Objęła go przez szyję przy tym do niego się przybliżając. Ucałowała go w usta zamykając oczy. To była taka siła, z której nie umiała się wyzwolić. Wiedziała, że on ją uzależnia, jak kiedyś narkotyki, jak alkohol, papierosy. Chciała być tylko jego, ale też oczekiwała w zamian tego samego. Tak bardzo pragnęła nie być tą jedną z wielu.

Drzwi trzasnęły za jej plecami, a torba wylądowała jak zwykle na podłodze. Brzdęknął suwak, który obił się o ścianę. Dziewczyna podeszła do szafeczki, nad którą wisiało owalne lustro. Dłońmi objęła swoją twarz, bacznie przyglądając się swojemu odbiciu. Wyglądało to nieco tak, jakby szukała jakiejś skazy. Powoli przybliżyła się do lustra spoglądając wprost w swoje oczy. Teraz w jej głowie padło pytanie "co dalej?" Była ogromnie zła na samą siebie, że tak szybko odpuściła muzykowi. Przecież to było czyste zagranie. Nie była pewna, czy to, aby jego nieszczerość, czy skrucha, a może załagodzenie sytuacji. Jared był dosyć skomplikowanym człowiekiem, tak jak ona. Nigdy nie dało się rozpoznać zupełnej prawdy. Tak i w tym przypadku stąpała po kruchym lodzie. Dodatkowo same zmartwienie o tą całą sytuację z Shannonem; to naprawdę kiepsko wyglądało.
- O, już jesteś!
Wtem zobaczyła w odbiciu postać Poppy. Natychmiast się odwróciła krzyżując nogi. Blado się uśmiechnęła jakkolwiek próbując zamaskować to, co właśnie w niej siedziało.
- Miałaś wczoraj wrócić... - Powiedziała współlokatorka, podbierając się o ścianę - dzwoniłam, ale nie odbierałaś. Myślałam, że coś się stało?
- Przepraszam... - Wybąkała zmieszana Saoirse - miałam sama dać znać, ale byłam tak zmęczona i zapomniałam.
- Tak się nie robi. Zaczęłam się martwić.
- Nic mi nie jest. Spałam u Jareda, trochę wypiliśmy u Terrego i...
- Rozumiem, że szykuje się dłuższa opowieść? - Poppy uniosła brwi i założyła ręce - nie szalej tak.
- I wróciłam dziś rano taksówką po samochód spod jego domu. Faktycznie, sporo do opowiadania, ale chyba nie mam na to zbytnio ochoty.
- Okey, ale następnym razem nie zapominaj, by do mnie zadzwonić. Nie wiem, co się dzieje, znikasz na noc, a tu takie coś. Nie musisz mi się tłumaczyć, ale weź pod uwagę, że nie mieszkasz sama. Najpierw mówisz mi coś innego, a później okazuje się...
- Przeprosiłam tak? - Saoirse pretensjonalnie uniosła ręce - żyję, nic mi nie jest. Wybacz, ale dziś nie mam humoru, okey?
Poppy zmierzyła ją wzrokiem, pokręciła głową i zaraz to odwróciła się w stronę drzwi swojego pokoju. Była poirytowana zachowaniem współlokatorki, jednak widząc, że faktycznie humor się jej nie trzyma, odpuściła. Nie widziała sensu w durnych kłótniach. Zniknęła za progiem, a Saoirse łapiąc za swoją wcześniej rzuconą torbę, ruszyła do kuchni.
- Oj Jared, Jared... - Mruknęła pod nosem, siedząc na parapecie i odpalając papierosa - co ty ze mną robisz. Sama siebie nie poznaje.
Wypuściła z ust kłębiący się dym i nabrała powietrza. Spoglądała na betonowe boisko, na którym jak zawsze było dosyć głośno. Część chłopców grała w piłkę, gdzieś dalej grupka dziewczynek opatentowała nową grę w klasy, a nieco dalej (na murku, bo jak zwykle), siedzieli pijani sąsiedzi. Saoirse tak bardzo przywykła do tego krzyku i widoku, że nawet nie sprawiał już jej większej różnicy. Gdzieś w jej głowie już narodził się plan przeprowadzki, ale na tą chwilę była to bardzo drugorzędna sprawa. Miała wystarczający mętlik. Teraz więcej zarabiała, była w stanie udźwignąć więcej, mogła sobie pozwolić na jakieś fajne mieszkanko w centrum. Nie były to kokosy, jednak pensja zupełnie się różniła od poprzedniej. Wiedziała, że jeżeli teraz stanęła na nogi, dostanie dobrze płatną pracę, z pewnością za jakiś czas dorobi się małego domku. To były jej plany, ale na razie dosyć odległe. Ponownie zaciągnęła się papierosem, kiedy jej komórka zaczęła dzwonić i wibrować w kieszeni jej kardiganu. Sięgnęła po nią i spojrzała na ekran telefonu.
- Nieznany numer?
Na jej czole pojawiły sie zmarszczenia i z niepewnością nacisnęła na zieloną słuchawkę.
- Cześć. - Usłyszała po drugiej stronie - tu Terry.
- O hej. - Dziewczyna natychmiast się wyprostowała baczniej nasłuchując.
- W pierwszej kolejności chcę cię przeprosić za ostatnią noc, bo nie tak to miało wyglądać. Zapewne Jared już to za mnie zrobił, ale sam chciałbym to zrobić. Mam sporego kaca moralnego. Nie chcę byś sądziła, że jestem ostatnim...
- Nie kończ, w porządku. Nie musisz mnie przepraszać, bo to nie twoja wina. To jest nieporozumienie, pomiędzy mną, a Jaredem.
- A pogodziliście się?
- Powiedzmy.
- No dobra, nie wnikam w takim razie. - Terry westchnął - słuchaj, ja dzwonię w sumie w konkretnej sprawie.
- Mhm?
- Co do tej roboty, załatwiłem ci próbną u mojego kumpla. Bardzo dobry fotograf. Pracuje dla bardzo znanych ludzi, firm, domów mody. Naprawdę myślę, że warto. Wziąłbym cię do siebie, ale nie za bardzo byłabyś mi przydatna, jakkolwiek to by nie zabrzmiało. Po za tym, nie wiem, czy byś chciała pracować...
- Nie ważne. - Saoirse ponownie mu przerwała - ale co miałabym robić?
- Asystentka. Odpowiada ci taka praca?
- Wiesz, mogę się złapać. Pytanie, co później z tego będę miała?
- Pieniądze... hmm, to kwestia do ustalenia. Musisz się z nim spotkać. Natomiast co dalej? Z pewnością podpatrzysz u niego wiele rzeczy, które później ci się przydadzą. Ma znajomości, dalej on cię gdzieś wkręci. I tak ma bardzo wysoką pozycję, więc niewielu ludzi może jej zagrażać. Możliwe, że wezmą cię do jakiegoś magazynu, czy domu mody... nie wiem, bo trudno mi teraz powiedzieć.
- Rozumiem.
- Szukałem też jakiejś fajnej posady dla ciebie, ale wszędzie są zajęte miejsca, albo kompletna meta, więc nawet nie ma co zaczynać. Ogólnie, pasuje ci moja propozycja?
- Można spróbować. - Saoirse uśmiechnęła się do słuchawki - pójdę, pogadam z nim, zobaczymy jak to wyjdzie. Zawsze można jeszcze raz próbować, prawda?
- Masz rację. Dałem mu twój numer telefonu i powiedział, że sam się odezwie w przeciągu tego tygodnia. Ponoć miał teraz jakiś wyjazd i nie ma czasu, ale niedługo wraca do L.A. , więc spokojnie.
- Wielkie dzięki.
- Nie ma za co. Nawet nie wiesz jakiego masz farta, że spotkałaś Jareda.
- Oj, sama nadal w to nie wierzę.
- No widzisz! - Terry zaśmiał się - tak, czy siak wszystko ustalone?
- Tak. - Saoirse czuła jak kamień spadł z jej serca - a tak swoją drogą, skąd masz mój numer?
- Od Jareda?
- No tak, jestem głupia.
- Bywały gorsze przypadki.
- Spieprzaj! - Saoirse zaśmiała się przewracając oczami - w takim razie do usłyszenia.
- No cześć.
Dziewczyna odłożyła komórkę tuż obok siebie i szeroko się uśmiechając, zeskoczyła z parapetu. Jeżeli słowa Terrego miały się sprawdzić to mogła go całować po rękach. Naprawdę, taka szansa dla niej to było już naprawdę COŚ. Utwierdziła się w zdaniu, że bez znajomości jest kiepsko, ale skoro... Teraz miała ochotę skakać ze szczęścia, ale resztką stanowczości odmówiła sobie. Zapowiadało się wiele pracy, ale być może bardzo opłacalnej. Już nie mogła się doczekać spotkania z fotografem.

Ciemność pochłaniała każdy zakątek Los Angeles. Księżyc, który już parę godzin wstecz zawisł na niebie, zaglądał w okna kusząc swoim bladym blaskiem. Gdyby tak wyjść na zewnątrz, dałoby się usłyszeć odbijającą się echem muzykę z klubów, szum samochodów i drzew, których liście kołysał wieczorny podmuch wiatru. Jared siedział w fotelu, kręcąc się w nim tak, jakby zaraz miał wywiercić dziurę i przebić na wskroś. Przy uchu miał telefon, z którego wydobywał się kobiecy głos.
- W takim razie lot już mam zarezerwowany?
Upewnił się, a zaraz pokiwał głową, co oznaczało, że wszystko załatwione. Rozłączył się i odrzucił komórkę na stolik. Mężczyzna podparł twarz na swoich dłoniach i spuścił wzrok. Ciężko westchnął. Miał już serdecznie dosyć tego zamieszania. Najbardziej zależało mu, by to jak najszybciej rozwiązać. Nie dość, że męczyły go problemy brata to i relacje z Saoirse nieco się ochłodziły, lekko mówiąc. Wiedział, że dziewczyna nadal tam w środku nosi ogromną złość, do której on sam doprowadził. Czuł się winny, jednak w otoczeniu innych osób, nie dawał po sobie tego poznać. Nie chciał, by każdy wiedział co jest grane. Zależało mu na niej, więc to było dodatkowym motywatorem do dążenia, by było lepiej. Nie miał ochoty na ciągłe zmiany, ale też brakowało mu pewnej wolności. Saoirse w pewien sposób go ograniczała, lecz starał się nie myśleć w ten sposób. Jest druga osoba to i są wyrzeczenia. Jednak coraz częściej nachodziło go to pierwsze, co sprawiało jeszcze większą tęsknotę za swobodą. Koniec.





wtorek, 16 września 2014

rozdział 18 - Tender

Cześć :)
Miałam w nocy wenę i postanowiłam coś naskrobać. Z góry przepraszam, jeżeli coś będzie nie tak w tekście, ale wybaczcie mi ze względu na godzinę publikacji posta. Nie wiem, czy nie jest trochę za krótki, chciałam coś jeszcze dopisać, ale stwierdziłam, że jednak nie :P trzeba ludzi potrzymać w pewnej niepewności, że tak powiem, o!

Do następnego!
Puzzel :3


------------------------------




Saoirse biegała po mieszkaniu jak opętana. Nie można było do niej się odezwać, dotknąć; to równało się z przecięciem złego kabelka w tykającej bombie. W takim przypadku jedno, wielkie bum! Dziewczyna po raz kolejny przeszukała dokładnie swoją torebkę. Wymalowana złość na jej twarzy nie wróżyła niczego dobrego.
- Na pewno nie widziałaś mojego portfela!?
Zawołała do Poppy, która siedziała na balkonie z papierosem. Brak jej odpowiedzi miał oznaczać "nie". Saoirse zadawała je chyba ze sto razy, ale i tak był ten sto pierwszy. Puściła torebkę i biegiem poleciała do swojego pokoju, by ponownie przeszukać swoje biurko i wszystko inne, gdzie jeszcze mogła go znaleźć. Przerzucała swoje rzeczy za siebie ze stresem w oczach. Jej twarz nabrała nienaturalnych rumieńców, które z czasem stawały się coraz bledsze, prawie pod fiolet.
- Saoirse!
Zawołała z drugiego pokoju Poppy, ale dziewczyna ją zignorowała. Nie miała czasu na pogaduszki, i tak była już spóźniona. Miała nadzieję, że Jared nie będzie taki zły. W końcu, sam był dosyć punktualny.
- Niunia!
To znów Poppy. Saoirse z poirytowaniem wyjrzała przez próg. Prawie przed jej nosem stała współlokatorka, która patrzyła na nią z politowaniem. Lekko uniosła brwi i wyciągnęła przed siebie rękę. W dłoni trzymała czerwony portfel.
- Tego szukałaś? - Spytała.
- Gdzie był? - Saoirse wręcz wyrwała jej swoja zgubę, robiąc oczy jak pięć złotych - od pół godziny go szukam!
- Leżał cały czas w kuchni na parapecie.
- Serio?
- No.
- Dzięki.
Saoirse odetchnęła z ulgą, a jej ciało stało się jakby lżejsze. Ucałowała w policzek swoją współlokatorkę i bez zbędnych dodatków, pobiegła po swoją torebkę. Umówiła się z Jaredem cztery przecznice dalej. Może nie był to taki kawał drogi, ale jednak czas ją gonił. Wolała już pobiec, niż modlić się o pierwszy lepszy autobus. Złapała za klucze i na szybkich obrotach wybiegła z mieszkania, wołając:
- Widzimy się wieczorem!
                    Samochód zatrzymał się przed jedną z dużych posiadłości, jak to bywało w tej części Los Angeles. Tu nie dało się znaleźć mniej bogatych. Saoirse wyciągnęła ze stacyjki kluczyki i chowając je do kieszeni spodni, spojrzała w lusterko. Zawsze do niego zaglądała, za nim tylko wysiadła. Było to wręcz chorobliwe. Głęboko westchnęła i otworzyła drzwi. Pod jej butami pojawił się asfalt. Nawet zbytnio się nie upewniała, czy jej samochód jest odpowiednio zamknięty; jak sama  pomyślała "kto w tej okolicy chciałby ukraść takiego grata?" Idąc do furtki dostrzegła nieopodal zaparkowany samochód Jareda. W tym samym momencie poczuła jakby coś gniotło jej żołądek; była sporo spóźniona. Nawet nie musiała wciskać klawisza domofonu, od razu usłyszała brzdęknięcie, które oznaczało "wchodź". Idąc do wejściowych drzwi, dostrzegła stojącego w progu Jareda. Kręcił głową z poirytowanym wyrazem twarzy. Saoirse, jak to ona, zrobiła dobrą minę do złej gry. Pomachała mu ręką, jakby od niechcenia, a zaraz dzieliło ich parę centymetrów.
- Nie masz telefonu, czy jak? - Odezwał się z zarzutem - dzwoniłem do ciebie. Czemu nie odbierałaś?
- Przepraszaaaaaam ... - odpowiedziała mu przeciągle, przechylając głowę i robiąc maślane oczy - miałam wyciszony. Wiem, że się sporo spóźniłam, ale...
- Dobra, skończ.
- Jesteś zły?
- Może wejdźmy do środka?
Jared rozchylił ręce i przepuścił Saoirse. Ominęła go i przekroczyła próg. Kiedy tylko usłyszała brzdęknięcie zamykanych drzwi, odwróciła się na pięcie w stronę mężczyzny. Uśmiechnęła się nieco weselej, już była na palcach i wyciągała przed siebie ręce, by się z nim przywitać, ale...
- Nie teraz.
To była jego stanowcza odpowiedź. Wyminął ją, na co ona zrobiła duże oczy. Uśmiech zszedł z jej twarzy, a zamiast niego pojawiło się niemałe zdziwienie. Za nim zdążyła dodać swoje trzy grosze, usłyszała dochodzące z salonu rozmowy. Myśl, którą miała przekazać Jaredowi stała się mało istotna. Najwidoczniej miało być ich więcej, niż tylko troje. Spojrzała pytająco na muzyka, ale ten tylko położył rękę na jej plecach i lekko popchnął do przodu.
- To jest Saoirse!
Zawołał od progu salonu. Dziewczyna stanęła obok niego gniotąc w dłoniach swoją torebkę. Pomieszczenie było dosyć spore. Białe ściany, jasne meble, bardzo minimalistyczny wystrój. Wtem poczuła na sobie świdrujący wzrok Terrego i dwóch dziewczyn, które siedziały na sofie. Blado się uśmiechnęła. Już chciała coś powiedzieć, ale Jared nie dał jej dojść do słowa:
- Dziewczyny, zróbcie dla niej miejsce!
Ponownie "przesunął" Saoirse do przodu. Po raz kolejny spojrzała na niego pytająco, jednak dostrzegając brak jego reakcji, przestała. Zasiadła na sofie obok dwóch dziewczyn; były dosyć szczupłe, nawet wręcz chude. Nie za bardzo chciała skupiać na nich uwagę, zerknęła tylko orientacyjnie i odwróciła głowę w stronę Terrego. Uśmiechał się do niej jakże szeroko, ukazując swoje białe, duże zęby. Wydawał się być całkiem przyjaznym człowiekiem, tak jak zapewniał ją Jared. Faktycznie, póki co robił na niej dobre wrażenie, mimo tego, co głosiły plotkarskie portale.
- Jared trochę mi o tobie mówił. - Odezwał się, nim minęło parę dłuższych chwil - za nim pomyślę nad czymś konkretnym dla ciebie, chciałbym byś zrobiła parę zdjęć.
- Czyli? - Saoirse pochyliła się i oparła się rękoma o uda.
- Samantha i Loren będą dziś twoimi modelkami.
Saoirse spojrzała na siedzące obok niej dziewczyny. Obydwie cieszyły się jak głupie. Zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie to samo miały w głowie; na jej niefachowe oko, wyglądały na mniej inteligentne, ale też nie chciała z góry oceniać. Najpierw wolała poznać.
- No dobra. - Odpowiedziała - to robimy je?
- Nie, nie! - Zaśmiał się Terry, machając rękoma - najpierw coś na rozluźnienie się napijemy. Tak na sucho to nie wypada! I tak ta sesja ma być tylko orientacyjna. Jared wysłał mi już parę twoich zdjęć. Po za tym, nie wiem, czy ci wspominał, ale u mnie są nieco inne zasady przyjmowania gości.
- Nie będę się sprzeciwiać.
- Dobrze? - Terry spojrzał znacząco, na obok stojącego Jareda - trochę się rozluźnimy.
Jego intonacja natychmiast zadziałała na Saoirse; wyprostowała się, lecz subtelne; pilnowała się, by nie robić nagłych ruchów. Chciała, by odebrali ją w bardziej "luźny" sposób. Leto uśmiechnął się pod nosem, lekko unosząc górną wargę. Dziewczyna znała to na pamięć, zaczęła mieć obawy. Oczywiście ufała mu, jednak ludzie różnie mogli się zachowywać w obecności poszczególnych ludzi. W takim układzie jeszcze nie była. Starała się odepchnąć niemiłe myśli, które co rusz, ją dopadały. Przecież są już dorośli, przecież przyszła do samego Richardsona! Wszystko było takie oczywiste. Terry poderwał się z fotela i tanecznym krokiem podszedł do barku stojącego przy schodach na górę. Sięgnął po dwie butelki, szklanki już były na stoliku. Saoirse zdążyła zauważyć, że były używane, musieli już wcześniej pić. Z lekkim niepokojem zerknęła w stronę Jareda, który był w znakomitym humorze. W takim razie, najbardziej dziwiła ją, jego oschłość, kiedy tylko przyszła. Nie miała kompletnie pojęcia, o co mu chodzi. Jedna z modelek również wstała, ręcz zeskoczyła i z radością wypisaną na twarzy podeszła do fotografa. Musnęła dłonią jego ramię i szepnęła coś na ucho. Zaraz to znikła gdzieś za framugą.
- Saoirse - Terry postawił na stolik obie butelki - co najpierw wybierasz?
- Co?
- Czego ci nalać? Ewentualnie mam jeszcze pełen barek...
- Obojętnie. - Dziewczyna machnęła ręką.
Fotograf pokiwał głową i zaraz to w jednej, czystej szklance pojawiła się wódka. Spoglądała jak coraz bardziej się zapełnia po dolaniu coli. Mimo wszystko, nadal ukradkiem szukała wytłumaczenia w Jaredzie. Ten jednak nie zwracał na to większej uwagi; nigdy wcześniej go takiego nie widziała. Jedynie na krótką chwilę złapała z nim kontakt wzrokowy, jednak nic nie umiała wyczytać z jego oczu. Zaraz do salonu wróciła, bodajże Samantha, z niewielką, drewnianą skrzyneczką.
- O to ci chodziło?
To pytanie było skierowane do Terrego. Ten skinął głową i nakazał jej postawić wszystko na stoliku. Ta posłusznie wykonała jego "rozkaz" i uchyliła klapki. Serce Saoirse prawie podskoczyło do gardła. Doskonale wiedziała, co jest w środku. Lubiła jarać, czasem coś więcej, jednak miała pewną niepewność. Otaczała się w różnych kręgach, nie uważała tego za bezpieczne.
- Częstuj się. - Powiedział Terry do dziewczyny - do wyboru, do koloru.
- Jesteś pewien, że to jest dobre?
- Ależ oczywiście!
Wtem wszyscy w pomieszczeniu zaśmiali się; trochę się mogło to skojarzyć z politowaniem, jednak Saoirse wcale nie było do radości. To wszystko wynikało z ich niewiedzy.
- Terry... - Zaraz dodała - trochę się na tym znam i nie sądzę, żeby było warto...
- Oj! Przestań!
- Róbcie co chcecie. Masz coś innego?
- Czekaj, niech pomyślę... - Terry spojrzał w sufit - tak! Samantha, możesz się wrócić i wziąć tą ze  skórzanym obiciem, mniejszą skrzyneczkę?
Modelka zgodziła się i znów na parę chwil znikła z pola widzenia.Wszyscy zebrani, prócz Saoirse byli mocno podekscytowani tym, co miało się dziać. Za to ona zaczynała się wycofywać. To, co chcieli wziąć było na prawdę kiepskim pomysłem. Znała wielu ludzi i nie zawsze dobrze po tym kończyli. Jej zaniepokojenie głównie miało na myśli Jareda.  Podniosła się z miejsca i ominęła wyciągnięte nogi Loren. Podeszła do tarasowych, dużych drzwi. Założyła ręce i utkwiła wzrokiem za szybą w małej, ogrodowej lampce.
- Nie mogę znaleźć!
Nagle zawołała z drugiego pomieszczenia Samantha. Na to Terry, jak i Loren stwierdzili, że do niej pójdą. Obydwoje wyszli. Saoirse nadal stojąc w miejscu, spojrzała przez ramię na Jareda. On jakby kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Siedział na jednym z foteli z przyłożoną dłonią do ust, założonymi nogami i wpatrując się w jakiś punkt na ścianie; to było dziwne, bo cała była biała.
- Rozumiem, że masz zamiar brać z nimi to gówno?
Spytała cicho, mając nadzieję, że mężczyzna w końcu odwróci głowę w jej stronę. Jednak nie. On nadal skupiał swój wzrok na czymś mniej istotnym od niej.
- Jestem dużym chłopcem. - Odpowiedział jej obojętniejszym tonem.
- Przecież po tym można się przekręcić, wystarczy tak niewiele. Dziwisz mi się, że się o ciebie martwię?
- O co ci chodzi?
- Jak to, o co? - Saoirse odwróciła się w jego stronę i zrobiła parę kroków przed siebie - jak oni chcą się truć to niech się trują, ale proszę...
- Jak do tej pory mi nie zaszkodziło.
- Ale skąd wiesz, że to się nie stanie?
- Gadasz jak moja matka. - Jared w końcu na nią spojrzał - daj spokój.
- Wiem, co mówię.
- Przestań.
- Jared!
- Niech ci będzie, bo mi spokoju nie dasz.
- Nie miej do mnie o to pretensji.
Jared przewrócił oczami jak, niczym poirytowany nastolatek na gadaninę swojego rodzica. Zaraz to wstał z sofy i podszedł do kominka naprzeciwko trzymając dłonie na swoim karku. Ewidentnie, mimo pozornie dobrego humoru, coś mu dokuczało. Zachowywał się inaczej, niż zawsze.
- Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? - Saoirse ponownie wycelowała w niego swoim pytaniem.
- Nic.
- Jak to nic? - Dziewczyna powoli do niego podeszła - przecież widzę. Jak przyszłam to...
- Możemy teraz o tym nie rozmawiać?
- Po prostu zaskoczyła mnie twoja niechęć, kiedy przyszłam. Nie dziw się, że o to pytam.
- Fakt, musimy pogadać. - Mężczyzna odwrócił się i patrząc prosto w jej twarz, zmroził ją swoim wzrokiem - ale to nie jest czas i miejsce. Jutro.
Saoirse pokiwała głową. Może i miał rację. Jeżeli chodziło, o coś poważniejszego, wolała nie rozdrapywać w tym momencie tego tematu. Jednakże nadal nie mogła znieść jego obojętności. Właśnie ona sprawiała największy ból. Niewiedza powodowała, że coś w niej się gotuje, a podświadomość mówi "ej, coś jest naprawdę na rzeczy, przygotuj się". To było najgorsze.
- Masz. - Nagle jakby spod ziemi wyrósł Terry, który podawał jej skręta - powinno ci pasować.
- O, dzięki.
- Jakbym też mógł... - Wtedy wtrącił Jared, jednak za nim dokończył, Terry dopowiedział:
- Wiedziałem.
Dziewczyna powąchała i pokiwała głową. Na pierwszy rzut oka, powiedzmy, że mu zaufała. Wyciągnęła z kieszeni spodni zapalniczkę i odpaliła. Terry wyszczerzył zęby i podszedł do stolika. Któraś z modelek włączyła muzykę, więc już zaczynało się robić wesoło. Na twarzy Jareda znów pojawił się ten nieszczery uśmiech. Faktycznie, chyba był niezłym aktorem.
Loren chwyciła za butelkę i ponownie w kieliszkach pojawiła się wódka. Tym razem szli kolejkami. Z uśmiechem odstawiła pod stolik puste szkło. Następna butelka, tym razem, chłodziła się w zamrażalniku, a w barku był nadal spory wybór.
- To za co pijemy? - Zapiała Samanta unosząc kieliszek.
- Za dzisiejszą sesję!
Saoirse szybko przełknęła wódkę i złapała za obok stojący sok. Chciała jak najszybciej pozbyć się z ust tego gorzkiego smaku. Odchyliła głowę i wypuściła z powietrze. Faktycznie, to dawało kopa. Na myśl o następnych kolejkach, dostawała zawrotów. Spojrzała po reszcie i delikatnie przygryzła usta. W sumie mogła już więcej nie pić. Nie chciała nad ranem obudzić się z okropnym bólem głowy i urwanym filmem. Teraz już wiedziała, że Jared zaplanował, że mają spać tej nocy u Terrego.
- Saoirse... - Powiedziała Loren, która odpaliła papierosa - czemu ty tak mało się odzywasz? Nie wyglądasz na taką, co...
- Co?
- Mówię, że wyglądasz na speszoną.
- Jakoś humor się mnie nie trzyma.
- Spokojnie! Parę godzin temu miałam tak samo, a teraz? Sama widzisz! Rozluźnij się, noc jeszcze długa.
- I tego się obawiam. - Saoirse powiedziała to prawie szeptem.
- Że co?
- Nic, nic...
- Tak, czy siak, czeka jeszcze nas sesja...
Jej ostatnie słowa były ubarwione podnieceniem. Jakby coś sugerowała, jednak Saoirse z początku nie zwróciła na to uwagi. Ponownie spojrzała na Jareda. Ten widać, że już był trochę wcięty. Nawet nie zauważył, że właśnie jest "obserwowany". To wszystko zdawało się być takie dziwne. W końcu, dziewczyna podniosła się z sofy i znając już drogę, poszła do łazienki. Musiała chwilę pobyć samej, by nieco ochłonąć. Wyminęła fotele i szybszym krokiem ruszyła do ciemnego korytarza. Idąc nic, dłonią sunęła po ścianie, w końcu natrafiając na włącznik światła. Okienko w drzwiach łazienki, zaświeciło się. Otworzyła je i poczuła zbyt mocne rażenie, które przeszło jej po paru sekundach. Podeszła do umywalki i oparła się o nią rękoma, wypychając w tył swoje biodra. Spojrzała w lustro. Jej twarz była zmęczona. Dało się po niej poznać, że zdążyła się pobawić. Odkręciła kurek, a z kranu polała się zimna woda. Mokrymi dłońmi, delikatnie poklepała się po twarzy, by poczuć chłód. Nie trwał on zbyt długo. Drzwi  były nadal otwarte, więc słyszała, co się działo w salonie. Nadal żartowali z blondynek. Swoją drogą, bawiło ją to. Jednak dalej wsłuchując się w głuchą muzykę i ich głosy, one zaczęły cichnąć. Dalej już niewiele z tego rozumiała. Wychodząc, zgasiła za sobą światło i zamknęła drzwi. Na korytarzu wszystko zdawało się być znacznie wyraźniejsze.
- Dobra! - Zawołał Terry stojąc po środku pokoju i lekko się chwiejąc - zaczynamy?
- Już jesteśmy wystarczająco rozluźnieni?
- Myślę, że tak. Po drodze jeszcze...
- Czekamy na nią? - Odpowiadając, spytał Jared.
- Zaraz przyjdzie, więc...
Saoirse zmarszczyła czoło, nie za bardzo wiedząc, co się dzieje. Zrobiła parę kroków, by móc się wychylić za ścianki. Wyglądało to nieco zabawnie, jednak dla niej... jej oczom ukazał się bardzo intrygujący obrazek. Jared, jak i Loren siedzieli na sofie, póki co milcząc. Z ekscytacją w oczach spoglądali na nieopodal od nich stojących, Terrego i Samanthe. Nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie fakt, iż fotograf w najlepsze obmacywał modelkę. Nie miała żadnych oporów. Obejmowała go w pasie, a on jeździł dłońmi pod jej bluzką, aż w końcu ją zdjęła. Saoirse teraz zdała sobie sprawę, o jaką "sesję" chodziło. Nie mogła się temu dziwić, Terry zawsze był zboczony, jednak ona nie wiedziała, czy chce w tym brać udział. Ktoś by pomyślał "dziewczyna, która była prostytutką, nie byłaby chętna?" Otóż tak. Zapewne stałaby dłużej na tym korytarzu, ale na widok już mizających się Jareda z Loren, coś w niej zaskoczyło. Natychmiast weszła do salonu, a tu nagle stało się coś dziwnego, pewien opór. Szybko zauważyli jej obecność. Loren posłała jej powłóczyste spojrzenie i natychmiast oderwała się od muzyka, do niej wstając. Bez żadnych słów podeszła, łapiąc ją przez talię i do siebie przyciągając. Wbiła swoje usta w jej wargi, bez żadnych oporów, czy też przemyślenia. Sprawa oczywista. Saoirse wręcz odrętwiała. Nie wiedziała, co ma zrobić, więc poddała się jej pocałunkowi. Kiedy tylko Loren przestała, ona nie robiąc tego wyrywczo, wyplątała się spod jej objęcia. Odsunęła się na krok i spojrzała pytająco na Jareda, którego ewidentnie kręciła ta sytuacja. Saoirse była kompletnie dezorientowana, może i nawet przerażona. Była już dużą dziewczynką, prawda, jednak nikt jej nie powiedział, co tak na prawdę będzie się działo. Nie chciała w tym uczestniczyć. Do muzyka poczuła  żal, że bez rozmowy z nią zgodził się na taki układ.
- Jared...
Powiedziała znacząco, nadal nie spuszczając z niego wzroku. On nadal się uśmiechał, tak jakby nigdy nic. Czekała na jego reakcję, jakiekolwiek słowo. Spojrzał w stronę Terrego, który nieźle sobie już poczynał, a po chwili wstał i podszedł do Saoirse. Musnął dłonią jej ramię, mówiąc:
- No to jak robimy?
- Chyba sobie ze mnie żartujesz? - Powiedziała z oburzeniem.
- O co ci chodzi?
- Nic ze mną nie ustalałeś, nie mówiłeś, że właśnie tak ma to wyglądać. Teraz jeszcze głupio się mnie pytasz "o co mi chodzi?" Stawiasz mnie przed faktem, a na dodatek...
- Oj, uspokój się. To tylko zabawa.
- Ale ja tego nie chcę.
- Nie wygłupiaj się.
Saoirse ze złością w oczach pokręciła głową i natychmiast go wyminęła. Złapała za soją torbę i wybiegła na przedpokój. Mocno szarpnęła za klamkę i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Nie mogła uwierzyć, że Jared mógł tak postąpić. Szybkim krokiem ruszyła do furtki. Czuła jak te wszystkie emocje miotają nią i wywołują jeszcze większą wściekłość. Wsiadła do samochodu i zapaliła na górze małe światełko. Położyła dłonie na kierownicy, całe się trzęsły, tak jak reszta jej ciała. Oddychała bardzo szybko, jej nogi były całe zdrętwiałe. Na dodatek nie czuła się dobrze, zbyt dużo świństwa użyła tego wieczoru. Wiedziała, że nie powinna tak nadużywać. W ogólnie nic nie powinna.
- Co za... co za...
Szeptała pod nosem same przekleństwa skierowane do Jareda. Miała nadzieję, że zaraz wybiegnie przed dom i będzie chciał ją przeprosić, porozmawiać. Jednak spoglądając w stronę furtki, nic takiego się nie stało. Dziwiła się samej sobie, że jeszcze nie odjechała. Miała świadomość, że nie powinna tego robić, nie była w stanie, jednak chciała stamtąd uciec. Nie zniosłaby dalej tego widoku.
- Co robić?
Spytała siebie w myślach, biegając wzrokiem po tablicy rozdzielczej. Nie wiedziała, czy ma wrócić, jechać, czy jednak czekać, aż Jared się zjawi. Żadna z tych pierwszych opcji nie wchodziła w grę, bo nadal miała naiwną nadzieję, że muzyk zaraz przyjdzie. Wystukiwała rytm palcami na kierownicy, przygryzała usta i nadal jej oddech nie zwalniał. Minęło parę minut, zanim dostrzegła jakiś postęp. Przez przednią szybę samochodu dostrzegła idącego w jego stronę, muzyka. Był cały zdyszany, trochę się chwiał i nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Otworzył przednie drzwi od strony pasażera i zasiadł w fotelu.
- Musimy pogadać. - Powiedział zaciskając pięści na swoich kolanach.
- Owszem. - Saoirse odpowiedziała mu przez zęby, nie chcąc na niego patrzeć - więc zacznij.
- Sądziłem, że nie będziesz miała nic przeciwko.
- To strasznie się pomyliłeś.
- Teraz to widzę.
- Szkoda.
- Po za tym jest jeszcze jedna rzecz - od razu doskoczył do drugiego tematu - wyjazd odwołany. Mam jedną rzecz do załatwienia, bardzo ważną i muszę wyjechać na jakiś tydzień.
Saoirse spojrzała na niego ze wściekłością, po czym bez słowa złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Wysiadła i podeszła do maski, usiadła na niej zamykając oczy. Wzięła parę głębokich oddechów próbując się uspokoić, ale to na nic.
- Shannon ma problemy.
Usłyszała obok siebie jego głos. Ze spuszczonym głową, nadal słuchała tego, co ma do powiedzenia:
- Wdał się w nieodpowiednie towarzystwo, a w sumie tylko ja mu mogę pomóc. Nie myśl, że jest mi z tym łatwo. Martwię się o niego i stąd ta moja oschłość. Denerwuję się tym i...
- Mhm, to bardzo ciekawe. - Saoirse uniosła głowę i spojrzała centralnie w jego oczy - dlatego teraz chcesz się zabawiać w grupowy seks przy sesji, być dla mnie obojętnym i dobrze się bawić? Faktycznie, wyglądasz na bardzo przejętego losem swojego brata, doprawdy...
- To nie tak jak myślisz...
- O, stałe słowa faceta! - Zaśmiała się i zaraz zaintonowała z poirytowaniem jego poprzednie słowa, dodała - czemu tak ciężko mi jest to zrozumieć? Może dla tego, bo tego nie da się zrozumieć?
Jared okręcił się wokół własnej osi i położył ręce na swoich biodrach. W tym momencie nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Prawda była taka, że nie miał pojęcia jak ma jej to wszystko wytłumaczyć. To, co wspomniał o Shannonnie było bardzo ogólnikowe, a występ, który przed chwilą miał miejsce...
- Myślałem, że... - był dosyć nieporadny w tej rozmowie - sądziłem, że się sama połapiesz. Sugerowałem ci parę razy...
- Jared, skończ. - Saoirse pokręciła głową - nie wiem jak ty, ale ja wracam do domu. Nie mam ochoty tu dłużej siedzieć. Zadzwonię po taksówkę, nie powinnam teraz prowadzić.
Muzyk pokręcił głową nad swoją głupotą. Zdał sobie sprawę, że wyszedł na ostatniego idiotę, a nawet gorzej. Nadal spoglądał na nią błagalnym wzrokiem, jednak ona już chyba miała dosyć jak na ten dzień. Jak zwykle, brak porozumienia damsko-męskiego.
- Poczekaj chwilę. - Powiedział - zadzwoń po taksówkę, a ja skoczę po swoje rzeczy.
- Nie chcesz jednak zostać? - Odparła z przekąsem - fajna zabawa, zostań.
- Nie wygłupiaj się!
- Nie, to ty zrobiłeś z siebie...
- Wiem, nie kończ. Zaraz przyjdę.
Saoirse patrzyła jak od niej odchodzi, otwiera furtkę i znika za jednym z krzewów. Kiedy tylko straciła go z pola widzenia, zeskoczyła z maski i łapiąc się za głowę przeklęła. Dziwiła się samej sobie, że od razu nie zrobiła mu sporej awantury. Nie miała jednak na nią zbyt wielu sił. Kochała go, jednak patrząc na jego błędy, zaczynała się zastanawiać, ile to jeszcze potrwa. Teraz zdała sobie sprawę, ilu to rzeczy jej nie mówi.
- Myślał, że wiem jak to będzie wyglądać. - Zaśmiała się pod nosem - super!
                                Na przedpokoju nastała jasność. Wszystko nabrało kształtów, jak i kolorów. Saoirse zdjęła buty i postawiła gdzieś przy ścianie. Poprawiła spadającą z ramienia torbę i spojrzała na Jareda. Przez całą drogę do jego domu milczeli. Żadne z nich chyba nie miało jak na tą noc, nic sobie do powiedzenia. Muzyk przekonał ją, by do niego przyjechała. Zapewnił ją, że rano normalnie porozmawiają, to wszystko da się sensownie wytłumaczyć. Z początku nie chciała, wolała rzucić się na swoje łóżko i wypłakać wszystkie emocje w poduszkę, jednak ostatecznie się zgodziła. Po za tym, nadal nie chciała zdradzać faktu, gdzie mieszka. Gdyby miała wysiąść wcześniej, tak jak skłamała Jaredowi, musiałaby wracać pieszo. Nie czułaby się bezpiecznie, zwłaszcza po dawnej sytuacji w bramie. Poszła do końca przedpokoju i zapaliła kolejne światło.
- To gdzie chcesz spać? - Spytał Jared swoim niepewnym głosem - bo domyślam się, że raczej nie masz ochoty ze mną.
- To po co mnie o to pytasz?
- Okey, naszykuję ci łóżko w drugiej sypialni.
Muzyk oblizał usta i ruszył do schodów, a ona za nim. Wspięła się na górę na piętro, na którym panowała ciemność. Dziewczyna chciała jak najszybciej się położyć i odpocząć. Znalazła się w niewielkim pokoju, w którym stało łóżko, szafka, stolik, fotel, lampa i parę pudeł w kącie. Jared wyciągnął pościel i zaraz zabrał się za szykowanie miejsca do spania. Robił to dosyć nieporadnie i bardzo powoli, jednak jakoś to szło. Saoirse zrzuciła z ramienia swoją torbę i poszła mu z pomocą. Do końca rozwinęła prześcieradło i tak na prawdę łóżko było już pościelone. Złapała za poduszkę i ułożyła ją na górze.
- To chyba tyle... - Powiedział Jared, drapiąc się po głowie - ja też się kładę.
- Mhm.
- W takim razie, dobranoc.
Muzyk ostatni raz spojrzał na dziewczynę i zaraz to wyszedł, przymykając za sobą drzwi. Saoirse czuła się nieco dziwnie, będąc na noc u Jareda, a osobno śpiąc. Ściągnęła z siebie bluzę i odrzuciła na fotel. Położyła na miękkim materacu, w którym lekko się zatapiała. Położyła ręce na brzuchu i spojrzała w sufit. W jej głowie był spory mętlik. Miała nadzieję, że rano wszystko zostanie wyjaśnione. Teraz najbardziej pragnęła snu.