wtorek, 28 października 2014

rozdział 20 - Say my name

Yo,
Piszę po nocy, tak jakoś ostatnio się złożyło. Za dnia nie mam czasu, chęci, ani czegokolwiek...
tak więc możliwe, że coś może pojawić się w tekście, coś co jest jakoś nie tak, ale co nie znaczy, że nie będę poprawiać :) Otóż... ostatnio znikam i wszystko tu robi się takie byle jakie, ale na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że świat rzeczywisty jest nieco popieprzony. Tyle.

Do miłego,
Puzzel.



------------------------------



Drzwi trzasnęły, rozległy się cięższe kroki. Światło w korytarzu tak po prawdzie gówno dawało. Było bardzo słabe i ledwo zakreślało krawędzie między ścianami, a podłogą. Kwaśna mina Jareda i jego mruczenie pod nosem, samo dawało do zrozumienia, że jego aktualny humor, czy też stan nie jest zbytnio odjazdowy. Mężczyzna obejrzał się przez ramię na Shannona, który człapał za nim, jakby był wielce zmęczony. On również nie wyglądał na takiego, co jest w sosie. Spojrzał na niego w dosyć wymowny sposób dając mu prosty sygnał "daj już mi spokój". Frontman znów patrzył przed siebie. Zaczepił palce dłoni o kieszenie spodni i delikatnie się kiwając na boki przyśpieszył kroku w stronę schodów. Z dołu dochodziła głucha muzyka, która z czasem przybliżenia, zdawała się być wyraźniejsza. Już będąc na parterze, bracia przedarli się przez tłum ludzi, którzy krzyczeli i klaskali w rytm muzyki. Tak naprawdę, gdyby coś powiedzieć to mała szansa na odbiór. Obrotowe drzwi energicznie zakręciły się. Stało się nagle chłodniej i wietrzniej. Do parkingu było już tylko parę metrów.
- Nie musiałeś tego robić. Poradziłbym sobie.
Powiedział Shannon dorównując bratu kroku. On tylko spojrzał na niego z litością w oczach, nic nie odpowiadając doskoczył do zaparkowanego samochodu. Mimo, że perkusista mówił "sam sobie poradzę" to doskonale wiedział, że to głupia wymówka. Przekręcił w stacyjce kluczyk, a silnik auta zabrzęczał.
- Obydwoje doskonale wiemy, co by się stało, gdyby nie moja reakcja. - W końcu powiedział Jared, kiedy zaczął cofać oglądając się na tylną szybę - chyba nie sądziłeś, że przejdę koło tego obojętnie. Zapewne ktoś inny by tak zrobił, ale ja nie.
- Nie rób ze mnie ofiary. - Odbąknął pod nosem Shannon nawet na niego nie patrząc - zawsze to robisz.
- Prawda jaka jest, taka jest. Nie oszukujmy się. Zwyczajnie sobie nie radzisz.
- Masz zamiar teraz mi matkować?
- Nie. - Jared wyjechał na ulicę - tylko twierdzę, że jeżeli tak dalej pójdzie to znów wylądujesz w areszcie, albo nie daj Boże w zakładzie. Ileż można?
- Przecież wiesz, że to sprawa sprzed roku!
- I co z tego? Ale ciągnie się za tobą... nie mam zamiaru bawić się w twoją niańkę, mam już tego serdecznie dosyć.
To z jakim spokojem mówił Jared, Shannona tylko jeszcze bardziej rozdrażniało. Nadal tępo patrzył się przez szybkę i zaciskał zęby. Miał dosyć tego, że jego własny brat traktował go jak małoletniego gówniarza, który nie umie sobie poradzić z problemami. Faktycznie, miał je, jednak nie czuł się traktowany poważnie.
- Zatrzymaj się. -Powiedział.
Jared spojrzał na niego marszcząc czoło. Mimo jego prośby, przyśpieszył.
- Do cholery, zatrzymaj się!
- Po co? - Frontman jakby ignorował jego słowa.
- Wysiadam. Sam sobie wrócę.
- Weź się nie wygłupiaj, co?
- Jared!
- Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak!
- Kurwa, bo zaraz otworzę drzwi i sam wyskoczę.
- Proszę bardzo.
- Zatrzymaj się!
W tym momencie samochód zahamował z piskiem opon, powoli i okręgiem staczając się na pobocze. Kiedy tylko już stanął, Shannon szarpnął za klamkę i wyskoczył z auta. Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i szybko zaczął wybierać numer.
- Co ty odpierdalasz? - Jared nadal pytał.
- Jedź sobie sam. - Odpowiedział mu, stojąc do niego plecami, Shannon - wal się. Wezwę sobie taksówkę.
- A weź się...

Saoirse opuszkiem palca krążyła po hafcie na obrusie, leżącym na niewielkim i okrągłym stoliku. Co chwila nerwowo oblizywała usta, wierciła się i rozglądała na boki. Była nad wyraz podekscytowana, ale zarazem nieco przestraszona. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. W jej oczach można było dostrzec małe iskierki, które skakały po tęczówkach. Ukradkiem zerknęła na ekran komórki, leżącej tóż obok. Siedziała w kawiarni paręnaście ładnych minut, ale nadal nikogo nie było. Ten wydłużający się czas, tylko jeszcze bardziej podsycał jej emocje. W pewnym momencie pomyślała, że może on się nie zjawi, zapomniał o spotkaniu. Po raz kolejny drapała w swojej głowie taki zarys, kiedy jej oczom ukazała się znajoma twarz. Szklane drzwi lokalu otworzyły się, a ich próg przekroczył niewysoki, ciemnowłosy mężczyzna z jednodniowym zarostem. Od razu wyhaczył ją wzrokiem. Uśmiechnął się kącikiem ust i luźnym krokiem ruszył w jej stronę. Dziewczyna schowała za uszy niesforne kosmyki włosów i podniosła się z krzesła wyciągając rękę.
- Saoirse, cześć. - Powiedziała, kiedy tylko uścisnął jej dłoń - już myślałam, że nie przyjdziesz.
- Adam. - Odpowiedział - ale czemu miałbym się nie zjawić?
- No...
- A, wybacz spóźnienie. Miałem jeszcze jedną sprawę po drodze i nie wyrobiłem się w czasie. Wybacz.
Saoirse skinęła głową i ponownie usiadła na krześle z owalnym oparciem. Chwyciła za torebkę, która wcześniej była oparta o nogę stolika. Pośpiesznie wyciągnęła z niej granatową teczkę, otworzyła i upewniła się, czy wszystko wzięła.
- Widzę, że od razu przechodzisz do rzeczy. - Powiedział Adam wskazując palcem na papiery - lubię takich ludzi, nie ma pieprzenia o byle czym, tylko od razu do sedna.
- W sumie właśnie po to się spotkaliśmy.
- Długo czekałaś?
- Ze dwadzieścia minut, ale nic nie szkodzi. Już przyszedłeś, więc jestem spokojna.
- No dobra, dawaj te papierkowe świństwa.
Dziewczyna podała mu teczkę z całą zawartością. On zaczął ją wertować, dokładnie czytając każde zanotowane zdanie. Co jakiś czas pomrukiwał, albo kiwał głową z dłonią przyłożoną do ust. Saoirse z założoną nogą na nogę bacznie obserwowała każdą, najmniejszą jego reakcje z tą lekką niepewnością i gulą w gardle.
- Nie no, wszystko gra. - Powiedział nadal nie odrywając się od teczki - tak jak mówiliśmy przez telefon, teraz tylko formalność.
- Super. - Szatynka posłała mu szczery uśmiech i odetchnęła z ulgą - właściwie to moja druga praca tak na poważnie i nieco się stresowałam.
- Nie ma czym.
- Teraz to wiem.
- Więc tak... - Mężczyzna odłożył teczkę na stolik i spojrzał na dziewczynę - myślę, że możesz zacząć od środy, co ty na to?
- Jasne!
- Mam akurat okładkową sesję. Terry mówił, że jesteś niezła. Sam widziałem twoje zdjęcia i przyznam, że dobra robota. Myślę, że jeżeli będziesz nadal jechać na tym wózku może stać się coś bardzo dobrego.
- To świetnie.
- A właściwie, o ile pamiętam, poznaliście się przez Jareda Leto? Prawda?
- Tak.
- Farciara. Ja tak łatwo nie miałem. - Adam pokręcił głową - teraz bez znajomości to trudno o cokolwiek. Przykra i bolesna prawda, ale cóż? Tak myślę, że w środę to będzie takie oprowadzenie. Co mam na myśli; zobaczysz co i jak, poznasz parę osób, zobaczysz jak będzie nam się współpracowało. Jeżeli okaże się, że twoja praca będzie wydajna to myślę, że będę mógł cię gdzieś tam wepchnąć i dalej tylko z górki.
- O rany, byłoby cudownie!
- Też tak sądzę. A tak z ciekawości, ile się już znasz z Jaredem? Wiem, że byłaś z nim i jego zespołem w trasie?
- Tak, tak. - Saoirse pokiwała głową i sięgnęła po filiżankę z kawą - Właściwie to parę miesięcy. Nawet nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Przypadkiem się spotkaliśmy, mała stłuczka samochodem i... samo wyszło.
- Różne przypadki chodzą po ludziach.
- Ja się tam bardzo cieszę z tego powodu.
- Nie wątpię. - Adam oparł się łokciem o stolik i nieco przybliżył w stronę dziewczyny - nie chcę być wścibski, ale doszły mnie słuchy, że ty i on jesteście ponoć razem? Wybacz moją dociekliwość, ale mam już taką naturę.
- Można tak powiedzieć...
- Czyli nie na poważnie?
- Co? - Saoirse uniosła brwi - znaczy, nie afiszujemy się z tym.
- Rozumiem. Bardzo dobrze, prywatność w tym świecie nade wszystko. Nie znam za dobrze Jareda, ale z czego wiem starał się ukrywać swoje osobiste sprawy. Myślę, że to tylko wychodzi człowiekowi na dobre. Aczkolwiek, tyle tych romansideł miał, że i prędzej, czy później nic się nie ukryje.
Saoirse blado się uśmiechnęła, bo na jego ostatnie słowa przez jej głowę przeszły migawki twarzy jego byłych. Czuła, że ten temat jest dla niej dosyć drażliwy i niechętnie lubiła o nim dyskutować. W duszy wściekała się na samą siebie, że nie umie mu tak zupełnie zaufać. Myśl, że może być ta druga była tak uderzająca, niczym siarczysty policzek.
- To podpisujemy te papiery? - Adam natychmiast zmienił temat, kiedy tylko wywnioskował z jej wyrazu twarzy aktualny stan rzeczy.
- Tak.

Saoirse siedziała w łóżku okryta kołdrą, z poduszkami i laptopem na kolanach. Zdjęła z nosa okulary w czarnych oprawkach i odłożyła na półkę nocną. Przetarła zmęczoną twarz i ochoczo ziewnęła. Czuła, że zaraz zmoży ją sen, jednak to nie była ta pora. Ponownie spojrzała na ekran i zamknęła przeglądarkę internetową. Najechała kursorem na pasek i nacisnęła na jedną z ikonek.
- Skype, zaloguj.
Szepnęła pod nosem i wstukała na klawiaturze passy. Odszukała wzrokiem małe zdjęcie Jareda i połączyła się. Usłyszała głuchy sygnał, który co raz się urywał. Cisza. Nie odbierał.
- Kotek, nie rób se jaj.
Powiedziała z ironią i przewróciła oczami. Spróbowała ponownie z nadzieją, że tym razem da znak życia. Wtem na ekranie zabłysło małe światełko, które zaraz zniknęło, a zamiast niego ujrzała twarz Jareda. Na jego widok od razu na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Wyglądał na zaspanego i zmęczonego.
- Cześć. - Powiedział nieco ochrypłym głosem - przysnąłem, przepraszam.
- Jak tam? - Spytała.
- Zawsze mogło być gorzej. Trochę się posprzeczałem z Shannonem, ale to tylko kwestia czasu. Pewnie jutro wszystko wróci do normy. Obydwoje jesteśmy nieco poddenerwowani, ale już jest w miarę okey. No, ale jak poszła dziś rozmowa?
- Bardzo dobrze. Od środy zaczynam pracę. Nawet nie wiesz jak sie cieszę! Nie mogę się już doczekać, ale jednocześnie nieco się boję.
- Nie ma czego. - Jared po raz pierwszy się uśmiechnął - dasz sobie radę. Nie martw się na zapas, bo nie ma czego.
- Chciałabym cię już zobaczyć.
- Jutro wieczorem będę już w L.A. Za parę godzin mamy samolot.
- To ty może lepiej idź spać? I tak jutro się zobaczymy.
- Wyśpię się w drodze.
-  Stęskniłam się, wiesz? - Saoirse lekko przechyliła głowę posyłając muzykowi uśmiech.
- Tule czułości, co nie?
- Nie powiesz, że ty też?
- Mysza... - Jared pokręcił głową - przecież sama wiesz.
- Ale chciałabym to usłyszeć.
- Ja za tobą też.
- Nie tak. - Saoirse udała oburzoną - pełnym zdaniem.
- Dobrze, ja też tęsknię. Już?
- Bez tego "już", byłoby lepiej.
- Oj, przestań.
- O której się jutro widzimy?
- Nie powiem ci dokładnie, bo sam nie wiem? - Jared wzruszył ramionami - pewnie w okolicach 21.40 bym był już w domu. Trudno mi teraz powiedzieć.
- To jak będziesz na lotnisku to daj mi znać, co?
- Dobrze.
- W ogóle podjęłam decyzję, że pozbędę się tego starego gruchota i kupuję nowy samochód! - Dziewczyna wyszczerzyła zęby - wreszcie!
- Najwyższa pora. - Jared parsknął śmiechem - w sumie... w końcu sam muszę cię odwiedzić, bo dlaczego cały czas ty masz do mnie latać? Po za tym nigdy jeszcze u ciebie nie byłem. Nie wiem jak żyjesz, jak mieszkasz, co i jak... w sumie, tak mało o sobie wiemy, z zarazem dużo.
Saoirse od razu się wyprostowała na myśl o wizycie Jareda w jej mieszkaniu. Chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby miał ją odwiedzić. Wcześniej skłamała mu, a teraz wyjechał z taką propozycją. Musiałaby ponownie zaserwować mu głodny kawałek. Przecież tak bardzo nie chciała mu zdradzać prawdy.
- Raczej nie. - Odpowiedziała kręcąc głową - aktualnie mam remont i w ogóle... odpada.
- Remont? O, nic mi nie wspominałaś?
- A tak nagle wypadło. - Dziewczyna zagryzła usta myśląc już nad kolejnym kłamstewkiem - stwierdziłam, że byłoby warto odświeżyć nieco mieszkanie, czasami zmiany są naprawdę dobrym pomysłem.
- Mieszkanie?
- Znaczy... dom, oczywiście, że dom! - Teraz zorientowała się jaką walnęła głupotę - czasami określam to dwojako.
- Aha, okey.
- Tak więc odpada. Po za tym zastanawiam się nad przeprowadzką, ale jeszcze nie jestem pewna.
- Gdybyś chciała, pomógłbym ci poszukać czegoś odpowiedniego.
- Jak coś to wiem, gdzie uderzać.
- Dobra, ja uciekam. Muszę jeszcze się dopakować, a przez to, że usnąłem zmarnowałem trochę czasu. Jutro dam ci znać, dobrze?
- Okey.
- Na razie.
- Pa, kocham.
- Ja też.
Koniec połączenia, okienko zgasło. Saoirse zamknęła laptopa, odłożyła go na bok, po czym sama wstała z łóżka. Podeszła do okna i zagrnęła z parapetu paczkę papierosów. Była zła na samą siebie. "Co ty sobie myślałaś, głupia? Skoro z nim już jesteś to i tak w końcu musi się dowiedzieć paru faktów. Kłamstwo ma krótkie nogi". To było coś, jakby rozmowa z własnym sumieniem. Zaciągnęła się i wypuściła z ust dym, po czym szarpnęła za klamkę balkonowych drzwi. Nie chciała oszukiwać Jareda, ale innej opcji nie było. Miała mu opowiedzieć o swojej przeszłości? Brały ją wyrzuty sumienia. Nawet gdyby dowiedział się prawdy, ulżyłoby jej, natomiast ich relacje wysiałyby na cienkim włosku. Podeszła do barierki i oparła się o nią łokciami, spoglądając na ciemne niebo. Kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Czuła, że traci grunt pod nogami i coraz bardziej gubi się w swoich kłamstwach.

Słoneczne Los Angeles ponownie ożyło. Na ulicach pojawiły się korki, było słychać gwar, stukot butów o chodnik. Saoirse siedziała w kuchni nad gazetą, z kubkiem nieco już chłodnej herbaty. W palcach jednej z dłoni trzymała topiący się kawałek czekolady. Zaraz zniknął w jej ustach.
- Nic nowego.
Powiedziała do siebie pod nosem i złożywszy gazetę w pół, odrzuciła ją gdzieś dalej na stół. Wygodnie oparła się o poduszkę za swoimi plecami i wyprostowała nogi. W tle grała muzyka z radia. Trochę trzeszczało, jednak było za daleko, by cokolwiek zmieniać. Dziewczyna usłyszała kroki. Do kuchni weszła Poppy, która kołysząc biodrami podeszła do blatu i nastawiła wodę na herbatę.
- Ej... - Powiedziała Saoirse zerkając w jej stronę - kiedyś wspominałaś mi, że twój znajomy sprzedaje samochody.
- No tak. - Brunetka obejrzała się przez ramię - a chcesz kupić?
- Wypadałoby wymienić tego rzęcha. Stać mnie.
- Też tak sądzę.
- A tak spytam, czy to przypadkiem nie na lewo?
- To, że obracam się w takich, a nie w innych kręgach nie oznacza, że wszystko jest cichociemne. - Poppy uśmiechnęła się pod nosem - mogę ci zapisać adres, pojedziesz zobaczysz.
- No dobra.
Saoirse pokiwała głową i podniosła się z krzesła. Obróciła się wokół własnej osi i łapiąc równowagę zrobiła parę kroków w stronę przedpokoju. Wyjęła z kieszeni dresów komórkę i nie spuszczając wzroku z jej ekranu, wymaszerowała do swojego pokoju. Z impetem rzuciła się na łóżko i głośno westchnęła. Bała się, że jeżeli tego dnia zostanie na noc u Jareda, rano będzie istnym trupem. Przecież to środa, idzie do nowej pracy. Mimo tego nie mogła sobie odmówić widoku muzyka. Już od samego rana  żyła myślą, że kiedy tylko do niego przyjedzie, rzuci się mu na szyję i wycałuje z każdej strony. Żałowała, że nie będzie miała na niego tyle czasu, ile by sobie życzyła. Przekręciła się na plecy, położyła komórkę na piersiach i spojrzała w sufit już sobie wyobrażając nadchodzącą noc. Tak bardzo chciała wiedzieć, czy Jared tak samo jak ona się stęsknił. Od czubka głowy, aż po palce u stup czuła, że ten mężczyzna nieźle jej poprzewracał w głowie. W końcu mogła kogoś kochać, kochać bezwarunkowo. Gdy go tylko widziała wszelkie jej wątpliwości znikały.


Dni mijały, okazało się, że czas tak szybko umyka. Jest poniedziałek, a już jutro niedziela. Kto mógłby to zliczyć? Ponoć szczęśliwi tego nie robią, tak więc Saoirse się tym nie przejmowała. Większość swojego dnia poświęcała na pracę, a kiedy tylko złapała okazję, zaraz była w objęciach Jareda ciesząc się do swojego szczęścia. Oczywiście wszystko się kiedyś kończy, ale nie chciała o tym myśleć. Jeszcze nie teraz. Złapała Pana Boga za nogi i nie miała zamiaru puszczać. Kupiła samochód, co dla niej równało się z rozpoczęciem nowego rozdziału. Każda drobnostkę, zmianę w swoim życiu uważała za postęp do przodu, trop w dobrym kierunku. Praktycznie codziennie była uśmiechnięta, zadowolona. Gdyby ktoś ze starych znajomych ją zobaczył, zapewne stałby jak słup soli nie mogąc wyjść z takiego zdziwienia. Dosyć mocno ten obrazek zmienił się przez ostatnie miesiące, ale w pewnym sensie pozostawała taka sama.
- Gdzie idziesz? - Spytała zaplątując się w białą pościel.
- Muszę iść otworzyć drzwi. Zaraz przyjedzie Shannon. - Odparł Jared zarzucając na siebie bluzkę - przed chwilą do mnie napisał.
- Ale chyba wrócisz?
- Zawsze to robię.
Saoirse uśmiechnęła się do niego i oparła się głową o poduszki. Muzyk ucałował ją w czoło i zaraz zniknął za drzwiami. Gdy tylko została sama, usiadła i sięgnęła po koszulę leżącą na końcu łóżka. Miała nadzieje, że wizyta Shannona długo nie potrwa. W ten nad wyraz leniwy weekend chciała mieć Jareda tylko dla siebie. Tak naprawdę codziennie wieczorem się z nim widziała, czasami w ciągu dnia, kiedy miała wolny czas. Zdawała się być nad wyraz samolubna, ale to już był czyjś, nie jej problem. Kiedy tylko założyła koszulę, wstała z łóżka i odszukała wzrokiem swoje dresy. Wkładając je usłyszała z parteru głosy braci. Na chwilę spojrzała w stronę drzwi.
- Chodź do kuchni.
Powiedział Jared. To były ostatnie słowa jakie tylko udało się jej usłyszeć. Wiedziała, że kiedy muzyk o tym mówił, zapowiadały się dłuższe ploteczki. Już kompletnie ubrana wyszła na korytarz i wychyliła się przez barierkę. Czasami lubiła podsłuchiwać czyjeś rozmowy. Nie była wścibska, tylko ciekawska, a to jej zdaniem robiło wielką różnicę. Nie o wszystkim przy niej rozmawiali, a ona chciała jak najwięcej wiedzieć. Możliwe, że to był błąd. Ostatecznie usiadła gdzieś w połowie schodów stwierdzając, że tam lepiej słychać.
- A Saoirse gdzie? - Spytał Shannon.
- Na górze. - Odparł Jared stukając naczyniami - pewnie za jakiś czas do nas zejdzie.
- W sumie zadałem głupie pytanie. Czy jest jakiś dzień, w którym się nie widzicie?
- Chyba nie...?
- Bro, ja bym tak nie mógł dzień w dzień się z kobietą widzieć. To się może przejeść.
- Fakt, czasami mam dosyć. - Na słowa Jareda, Saoirse od razu wyostrzyła swój słuch - też nie mogę powiedzieć, że to mi przeszkadza... U know what I mean...
- Yep. - Shannon parsknął śmiechem - ciekawe, ile jeszcze ze sobą wytrzymacie.
- Na razie trzymamy się w ryzach.
- Za dobrze cię znam. Mnie nie oszukasz.
- Cicho, bo jeszcze usłyszy.
- Ale taka prawda. Jared, ty się nigdy nie zmienisz, tak samo jak ja. Żadna baba nas nie usidli, przynajmniej na dłużej. Tak więc, kiedy planujesz termin ważności?
- A ty dalej swoje...
- No co!?
- Po co mam coś zmieniać, skoro mi to odpowiada?
- Ale to się robi nudne. - Shannon przewrócił oczami robiąc przy tym charakterystyczną dla niego minę cwaniaczka - albo faktycznie się w to wkręciłeś, albo sobie z niej robisz jaja, albo to tymczasowa meta na zabicie czasu.
- Uważasz, że ze mnie, aż taki drań?
- Ja to wiem, braciszku.
Saoirse prawie przywarła twarzą do barierki, czekając na dalszy ciąg tej nad wyraz ciekawej wymiany zdań. Czasami miała ochotę przylać Shannonowi w twarz za jego słowa, ale to w końcu był brat Jareda. Znał go nad wyraz dobrze, więc fakty były takie, a nie inne. Bardziej bolało to, że przypuszczalny był taki zbieg wydarzeń.
- Cholera... - Mruknął Jared - w sumie ja i ona jesteśmy blisko. Jesteśmy razem już ile czasu? Trochę szkoda by mi było tak tym pieprznąć. Nie powiem, czuję do niej dosyć sporo, ale sam wiesz, że wyznawanie uczuć przychodzi mi z trudem.
- To prawda. A tak z ciekawości... mówiłeś, że ją kochasz?
- Tak.
- Serio?
- A czy w tym coś złego? - Jared spojrzał na brata z zaskoczeniem - to chyba normalne?
- U ciebie? Definitywnie nie. Pytanie jest lepsze... czy to mówiłeś pod presją?
- A zależy...
- Szkoda mi tej dziewczyny.
- Niby czemu?
- Bo na ciebie trafiła.
- Ha ha ha ... - zaintonował z ironią Jared - bardzo śmieszne.


8 komentarzy:

  1. Załamuje mnie jeden fakt... że jeszcze żądnego komentarza nie ma. ;/ nie spodziewałam się takiego obroty sprawy, ale dobrze Jared ma broniś S. a nie Shannon wszystko psuje(psuja jeden nieznośny !) jestem bardzo ciekawa kiedy Jay dowie się o przeszłości Saoirse o ile w ogóle się o niej dowie i jak zareaguje. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie już tyle czekać na kolejny rozdział ! :* Weny życzę. ;) i miłego dnia, a wiłściwie nocy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie to nieco zaskakuje, bo jeszcze do niedawna ukazywały się komentarze i to w (jak dla mnie) zadowalającej ilości :) Ogólnie mam zamiar zrobić 30 rozdziałów i zakończę pierwszą księgę; będzie nieco inaczej, nie 60, tak jak na drugim blogu, o ile znasz. Tak czy siak skupie się właśnie na nim, a nowy wpis tu pojawi się mam nadzieje niedługo. Powiem tylko tyle, że zakończę tę księgę w takim momencie, że się zdenerwują wszyscy.

      Usuń
  2. No to już uprzedzam, że jak już tak mówisz to będzie bardzo duży spam o dalszy ciąg ! to w takim razie jeszcze tylko 2 rozdziały... :-( no nie ! to liczę na to, że będą bardzo długie, zakończenie pewnie będzie takie, że nie będą razem albo Jay dowie się w końcu o jej przeszłości takie są moje typy . To w takim razie czekam z niecierpliwością na kolejny DŁUGI BARDZO DŁUGI rozdział . :) życzę weny, pozdrawiam. :-* -O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10, ostatni Twój komentarz :P
      Oczywiście, że będą dłuższe. Przez to cały ten proces nieco się wydłuży w czasie (odstępy, między rozdziałami będą miały tydzień do max 2, ale to ruchoma sprawa). Jak wspomniałam pod komentarzem niżej to wszystko jasne. Będziecie mnie nienawidzić.

      Usuń
  3. Nadrobiłam i muszę przyznać, że jest ciekawie :). Czekam aż poznamy całą przeszłość Saoirse. I ciekawa jestem czy jej "krętactwo" co do mieszkania nie wyjdzie na jaw.. ewentualnie jakich wymówek będzie bohaterka używała. Ciekawa rozmowa Jareda z Shannonem. Fajnie, że cały czas coś się dzieje. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to będzie nieco bardziej oryginalne "zakończenie". Z pewnością będzie dosyć wysokie napięcie przez ostatnie rozdziały, więc trzymać się krzeseł. A moja złośliwość nakazuje zakończyć wszystko w najbardziej "odpowiednim momencie" - podsyci ciekawość :P

      Usuń
  4. bosze 10, a nie 2 bo zabaczyłaqm date dodania i tak jakoś... ;/ - O

    OdpowiedzUsuń
  5. miało być coś nowego, a nic nie widać :*

    OdpowiedzUsuń