wtorek, 30 września 2014

rozdział 19 - Afraid

Cześć.
Z góry przepraszam, że rozdział nie jest zbyt  długi, ale chyba nie umiałam napisać czegoś większego. Reaktywowałam drugiego bloga i muszę więcej z siebie dawać w pisaniu i rozdzieleniu tych dwóch kwestii... też mam ostatnio sporo pracy, nauki itd. Starałam się przy tym rozdziale i tworzyłam z chyba tydzień, ale ostateczną ocenę macie Wy.
Tak czy siak, nie pitole Wam więcej. Zapraszam do czytania.

Puzzel.


-------------------------




Zasłonięte okna dawały cień, jednakże przez niewielkie szpary między zasłonami przebijało się słońce. Subtelnie muskały twarz dziewczyny, dając jej znać, że pora wstawać. Czując ich natarczywy dotyk, przekręciła się na bok, zakrywając głowę kołdrą. Było za gorąco, znów inna pozycja. Mruknęła pod nosem i natychmiast usiadła z poirytowanym wyrazem twarzy. Jej oczy wskazywały na spore zmęczenie i niewyspanie. Też nieco opuchnięte. Przetarła je, zostawiając na dłoniach resztki makijażu. Przed chwilą przylepione do twarzy pasma włosów, zagarnęła do tyłu, niezbyt starannie próbując coś z nimi zrobić. Jak to sama mówiła " i tak gorzej być nie może". Ziewnęła i wyciągnęła ręce ku górze, powoli rozluźniając kark.
- Dzień dobry, Saoirse...
Powiedziała pod nosem, przy tym ściągając z siebie kołdrę. Na "zewnątrz" było znacznie chłodniej, niż pod cieplutką pościelą. Siedząc tak przez parę dłuższych chwil, próbowała dojść do siebie. Kiedy jej ciało przechodziło krótkotrwałą stagnację, a głowa zaczęła pracować, pierwsze co przyszło jej na myśl to zdarzenie z nocy. Była zła, że to właśnie to jako number one pojawiło się na powitanie. Kiedy ona i Jared przyjechali do jego domu, tuż przed zaśnięciem uroniła parę łez. Było jej przykro z powodu zaistniałej sytuacji, nie chciała, by muzyk jeszcze kiedykolwiek tak postąpił.
- Myślałem, że się sama połapiesz...
Zacytowała w myślach jego słowa, uśmiechając się z zażenowaniem. W którymś momencie chciała go usprawiedliwiać, jednak po chwili namysłu uznała to za szczyt głupoty. Faktem było to, że coś do niego czuła, w sumie nawet kochała. Przypomniała sobie, kiedy to on po raz pierwszy dał jej usłyszeć to wyznanie. Bardzo się cieszyła, że wreszcie może czuć się potrzebna, kochana, ważna. Jednak czasami nachodziła ją nostalgia, która nie prowadziła do niczego dobrego. Dziewczyna postawiła nogi na podłodze i ponownie przetarła twarz. Całkowicie podniosła się z łóżka i pijanym krokiem ruszyła do drzwi. Była ciekawa, czy Jared już się obudził. Póki co chciała ułożyć sobie w głowie to, co chce mu powiedzieć, więc  lepiej, by jeszcze spał. Mimo jej nadziei, usłyszała hałasy dochodzące z parteru, bodajże z kuchni. Stojąc już na korytarzu, wychyliła się przez barierkę, nasłuchując każdego jego ruchu. Faktycznie już był na nogach. Ostatecznie postanowiła zmierzyć się z nim oko w oko. Bezszelestnie zaczęła schodzić po schodach, sunąc dłonią po drewnianej balustradzie.
- Cześć. - Powiedział Jared, odwróciwszy się od kuchenki w stronę Saoirse, która właśnie przekroczyła próg - mam nadzieję, że choć trochę się wyspałaś?
- A coś ty taki opiekuńczy? - Dziewczyna założyła ręce i przechyliła głowę - wczoraj za specjalnie nie martwiłeś się o mnie.
- Saoirse...
- Która godzina?
- Trochę po 11.00. Długo spałaś...
-Mhm.
Saoirse usiadła przy niewielkim stoliku stojącym przy ścianie. Podpierając się o niego łokciami i siedząc po turecku, nadal spoglądała w stronę frontmana wzrokiem zabójcy. Miała ochotę na niego nakrzyczeć, zrobić ogromną awanturę, ale nie wiedziała, czy aby na pewno jest warto. Z jednej strony, przydałoby mu się trochę prawdy, jednakże nie chciała tworzyć jeszcze bardziej zmieszanej atmosfery.
- Niedawno Terry do mnie dzwonił. - Kontynuował Jared, przekręcając naleśnika - powiedział, żebym cię od niego przeprosił. Sam się źle poczuł, kiedy się dowiedział o tym wszystkim... a co do twojej pracy, wspomniał, że już coś znalazł.
- Przecież wiesz, że to nie do niego mam żal, tylko do ciebie. - Saoirse uniosła brwi - nie musi mnie za nic przepraszać.
Jared spuścił głowę, czując jak dziewczyna coraz bardziej świdruje go wzrokiem. Nie lubił tego, w sumie... kto lubi? Nie czuł się dobrze z tą sytuacją, wiedział, że spieprzył. Przyznawanie się do błędu przychodziło mu z ogromną trudnością, zwłaszcza w takiej sytuacji.
- Tak więc słucham...? - Saoirse odpowiednio zaintonowała swoje słowa, nadal nie odrywając wzroku od mężczyzny, niezwykle tym go krępując.
- Przepraszam. - Bąknął pod nosem - bardzo cię przepraszam...
- Tylko tyle?
- A co  innego może to zmienić? Nic po za tym...
- Jared, nawet nie masz pojęcia jak ja teraz się czuję!?
- Domyślam się.
- Gówno wiesz. - Saoirse zaśmiała się ze sporą dawką teatralności - sądziłeś, że zgodzę się na taki układ? Mogłeś mnie spytać, powiedzieć o tym. Sądzę, że niewiele kobiet by się na to godziło, ja do nich należę.
- Wiem, popełniłem błąd.
- Mało tego! To jaki byłeś dla mnie oschły, wręcz mnie odpychałeś, a na dodatek nie chciałeś mi powiedzieć dlaczego.
- Saoirse, proszę... - Mężczyzna zakręcił kurek gazu i odwrócił się całkowicie w jej stronę - co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie?
- Chyba nie ma takich słów.
Jared pokręcił głową nad swoja głupotą i zrobił parę kroków w jej kierunku. Nie wiedział, co się może stać, jak Saoirse zaraz zareaguje. Nie chciał się z nią kłócić, właściwie to był ten pierwszy, poważniejszy raz. Muzyk ponownie przybliżył się do niej, a lada moment, już stał obok. Delikatnie złapał za jej nadgarstek, dając jej do zrozumienia, że chce normalnie i spokojnie porozmawiać. Z jego oczu można było wyczytać wiele; chociażby żal do samego siebie, skruchę. Saoirse powoli się podniosła i oparła biodrami o stolik, chowając ręce za plecami.
- Chciałem trochę się pobawić, Terry też. Pewnie nie muszę ci mówić jak to u niego bywa. Sądząc po twoim nastawieniu do takich spraw, myślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko. Fakt, zrobiłem głupio. - Mówił położywszy dłonie na jej ramionach - naprawdę nie chciałem byś to tak odebrała, znaczy... moją niechęć. Teraz jestem kłębkiem nerwów. Shannon trochę narozrabiał, a ja muszę mu pomóc, bo nikt inny tego nie zrobi. W końcu jestem jego bratem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co teraz dzieje się w mojej głowie. Tyle emocji i...
- I? - Saoirse przerwała mu, zrzucając jego dłonie ze swoich ramion - a co ja mam powiedzieć? Zachowujesz się jak ostatni chuj, teraz lecisz do mnie z wazeliną i sądzisz, że już po sprawie?
- To są twoje słowa.
- Owszem, moje. Jednak, że tego mi wprost nie powiesz to tak myślisz! Uważasz, że jestem, aż tak głupia i naiwna? Na tyle życie mnie doświadczyło, by być ostrożnym. Chyba tym razem poszłam za daleko.
- Proszę, nie kłóćmy się.
- A ty myślałeś, że co? Rzucę ci się w ramiona i więcej nie poruszę tego tematu? Chyba żartujesz?
- Ale możemy rozmawiać...
- A właśnie teraz tego nie robimy?
Jared ponownie pokręcił głową jakby właśnie sie poddawał. Nie miał zielonego pojęcia, co może dodać, ale tak by nie pogorszyć tej sytuacji. Była już wystarczająco kiepska.
- A o co chodzi z Shannonem? - Saoirse zmieniła temat.
- Za dużo używek, złe towarzystwo. Nagle okazało się, że ma niepozałatwiane sprawy sprzed lat. Sam niedawno się o tym dowiedziałem. On nie mówił mi nic tyle czasu...
- Mówisz bardzo ogólnikowo.
- Nie chcę cię w to mieszać, nie zawracaj sobie tym głowy. Muszę wszystko załatwić w przeciągu tygodnia, w końcu to mój brat.
- Jest dużym chłopcem.
- To jednak nieco większa sprawa, nie ważne.
Jared cofnął się o krok z zrezygnowanym wyrazem twarzy. Saoirse patrzyła się na niego i nie wiedziała, czy ma mu współczuć, krzyczeć na niego, czy cokolwiek. Najchętniej dałaby mu w twarz, była tego bliska, jednak zdawała sobie sprawę jaki on ma na nią wpływ. Jego postać dawała jej rozczulenie, którego tak bardzo nie lubiła.
- Może mogłabym jednak jakoś pomóc? - Saoirse zrobiła kwaśną minę - mam znajomości, trochę wiem o niektórych sprawach, tylko...
- Nie! - Jared powiedział swoim stanowczym tonem, unosząc głowę - nie będziesz się w to mieszać. To bardzo trudna sytuacja i nie chcę, by coś ci się z tego tytułu stało.
- Czyli mam rozumieć, że to są ludzie, którzy stanowią większe zagrożenie?
- Saoirse, proszę nie dopytuj, bo i tak nic ci to nie da. Powiedziałem nie, co znaczy nie i koniec tego tematu. Już wszystko zostało obmyślone, wiem, co mam robić. O nic się  nie martw i nie zawracaj sobie tym głowy. Nie musisz o wszystkim wiedzieć.
Na te ostatnie zdanie dziewczyna poczuła jak krew pulsuje w niej coraz bardziej, jednak powstrzymała się ostatkiem sił na kolejny wybuch. Pokręciła głową i odwróciła się w stronę okna, które było nad stolikiem. Nie wiedziała na czym stoi, a Jared wydawał się być inny, niż zazwyczaj. Oczywiste było, że nie chciał wciągać jej w tą całą zadymę z Shannonem, rozumiała to, lecz to nie oznaczało, że i ona nie ma prawa się martwić. W końcu frontman nie był jej obcą i pierwszą lepszą osobą. W tym momencie chciała zabrać swoje rzeczy i wyjść. Chciała to wszystko przemyśleć na spokojnie i poukładać sobie w głowie. Wtem poczuła jak jego ręce oplatają ją w pasie, a na karku czuje jego ciepły oddech i łaskoczący zarost. Jej ciało zadrżało pod jego dotykiem i zaraz stało się niczym z drewna. W momencie, kiedy ustami musną jej szyję, poczuła się jak w niebie, wszelkie złe myśli odeszły na dalszy plan.
- Przepraszam, kochanie...
Wyszeptał do jej ucha, na co jej ciało bardzo adekwatnie zareagowało. Była zła na siebie, że tak łatwo mu przebacza, że daje tak sobą manipulować. Jared doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie miał zamiaru z tego nie korzystać. Dłońmi złapała za jego ręce, delikatnie głaskając je palcami.
- Nie rób tak więcej...
Odpowiedziała również szeptem. On lekko uśmiechnął się pod nosem, zwiększając swój uścisk. Czuła jego ciepło, dotyk, smeranie, wszystko, co sprawiało, że było jej tak przyjemnie i dobrze. Na tyle ile mogła odwrócić swoją głowę, odwróciła ją, by chociaż ujrzeć kawałek jego twarzy.
- Kocham cię, wiesz?
Powiedziała bez większego namysłu, teraz to dotykając dłonią jego drapiącego policzka. On nic nie odpowiadając, obrócił ją w swoją stronę i posadził na stole.
- Obiecuję, że jak to wszystko się z kończy, z Shannonem, to wszystko wróci do normy. - Powiedział błagalnym głosem - tylko nie bądź już taka zła.
- A na ile mogę ci uwierzyć? - Dziewczyna spoglądała w jego niebieskie oczy.
- Na tyle ile możesz.
Saoirse chciała mu ufać, ale z dnia na dzień traciła na to wszelkie nadzieje. Miała nadzieję, że jego słowa się sprawdzą, że znów nie zrobi z siebie ostatniej idiotki. Objęła go przez szyję przy tym do niego się przybliżając. Ucałowała go w usta zamykając oczy. To była taka siła, z której nie umiała się wyzwolić. Wiedziała, że on ją uzależnia, jak kiedyś narkotyki, jak alkohol, papierosy. Chciała być tylko jego, ale też oczekiwała w zamian tego samego. Tak bardzo pragnęła nie być tą jedną z wielu.

Drzwi trzasnęły za jej plecami, a torba wylądowała jak zwykle na podłodze. Brzdęknął suwak, który obił się o ścianę. Dziewczyna podeszła do szafeczki, nad którą wisiało owalne lustro. Dłońmi objęła swoją twarz, bacznie przyglądając się swojemu odbiciu. Wyglądało to nieco tak, jakby szukała jakiejś skazy. Powoli przybliżyła się do lustra spoglądając wprost w swoje oczy. Teraz w jej głowie padło pytanie "co dalej?" Była ogromnie zła na samą siebie, że tak szybko odpuściła muzykowi. Przecież to było czyste zagranie. Nie była pewna, czy to, aby jego nieszczerość, czy skrucha, a może załagodzenie sytuacji. Jared był dosyć skomplikowanym człowiekiem, tak jak ona. Nigdy nie dało się rozpoznać zupełnej prawdy. Tak i w tym przypadku stąpała po kruchym lodzie. Dodatkowo same zmartwienie o tą całą sytuację z Shannonem; to naprawdę kiepsko wyglądało.
- O, już jesteś!
Wtem zobaczyła w odbiciu postać Poppy. Natychmiast się odwróciła krzyżując nogi. Blado się uśmiechnęła jakkolwiek próbując zamaskować to, co właśnie w niej siedziało.
- Miałaś wczoraj wrócić... - Powiedziała współlokatorka, podbierając się o ścianę - dzwoniłam, ale nie odbierałaś. Myślałam, że coś się stało?
- Przepraszam... - Wybąkała zmieszana Saoirse - miałam sama dać znać, ale byłam tak zmęczona i zapomniałam.
- Tak się nie robi. Zaczęłam się martwić.
- Nic mi nie jest. Spałam u Jareda, trochę wypiliśmy u Terrego i...
- Rozumiem, że szykuje się dłuższa opowieść? - Poppy uniosła brwi i założyła ręce - nie szalej tak.
- I wróciłam dziś rano taksówką po samochód spod jego domu. Faktycznie, sporo do opowiadania, ale chyba nie mam na to zbytnio ochoty.
- Okey, ale następnym razem nie zapominaj, by do mnie zadzwonić. Nie wiem, co się dzieje, znikasz na noc, a tu takie coś. Nie musisz mi się tłumaczyć, ale weź pod uwagę, że nie mieszkasz sama. Najpierw mówisz mi coś innego, a później okazuje się...
- Przeprosiłam tak? - Saoirse pretensjonalnie uniosła ręce - żyję, nic mi nie jest. Wybacz, ale dziś nie mam humoru, okey?
Poppy zmierzyła ją wzrokiem, pokręciła głową i zaraz to odwróciła się w stronę drzwi swojego pokoju. Była poirytowana zachowaniem współlokatorki, jednak widząc, że faktycznie humor się jej nie trzyma, odpuściła. Nie widziała sensu w durnych kłótniach. Zniknęła za progiem, a Saoirse łapiąc za swoją wcześniej rzuconą torbę, ruszyła do kuchni.
- Oj Jared, Jared... - Mruknęła pod nosem, siedząc na parapecie i odpalając papierosa - co ty ze mną robisz. Sama siebie nie poznaje.
Wypuściła z ust kłębiący się dym i nabrała powietrza. Spoglądała na betonowe boisko, na którym jak zawsze było dosyć głośno. Część chłopców grała w piłkę, gdzieś dalej grupka dziewczynek opatentowała nową grę w klasy, a nieco dalej (na murku, bo jak zwykle), siedzieli pijani sąsiedzi. Saoirse tak bardzo przywykła do tego krzyku i widoku, że nawet nie sprawiał już jej większej różnicy. Gdzieś w jej głowie już narodził się plan przeprowadzki, ale na tą chwilę była to bardzo drugorzędna sprawa. Miała wystarczający mętlik. Teraz więcej zarabiała, była w stanie udźwignąć więcej, mogła sobie pozwolić na jakieś fajne mieszkanko w centrum. Nie były to kokosy, jednak pensja zupełnie się różniła od poprzedniej. Wiedziała, że jeżeli teraz stanęła na nogi, dostanie dobrze płatną pracę, z pewnością za jakiś czas dorobi się małego domku. To były jej plany, ale na razie dosyć odległe. Ponownie zaciągnęła się papierosem, kiedy jej komórka zaczęła dzwonić i wibrować w kieszeni jej kardiganu. Sięgnęła po nią i spojrzała na ekran telefonu.
- Nieznany numer?
Na jej czole pojawiły sie zmarszczenia i z niepewnością nacisnęła na zieloną słuchawkę.
- Cześć. - Usłyszała po drugiej stronie - tu Terry.
- O hej. - Dziewczyna natychmiast się wyprostowała baczniej nasłuchując.
- W pierwszej kolejności chcę cię przeprosić za ostatnią noc, bo nie tak to miało wyglądać. Zapewne Jared już to za mnie zrobił, ale sam chciałbym to zrobić. Mam sporego kaca moralnego. Nie chcę byś sądziła, że jestem ostatnim...
- Nie kończ, w porządku. Nie musisz mnie przepraszać, bo to nie twoja wina. To jest nieporozumienie, pomiędzy mną, a Jaredem.
- A pogodziliście się?
- Powiedzmy.
- No dobra, nie wnikam w takim razie. - Terry westchnął - słuchaj, ja dzwonię w sumie w konkretnej sprawie.
- Mhm?
- Co do tej roboty, załatwiłem ci próbną u mojego kumpla. Bardzo dobry fotograf. Pracuje dla bardzo znanych ludzi, firm, domów mody. Naprawdę myślę, że warto. Wziąłbym cię do siebie, ale nie za bardzo byłabyś mi przydatna, jakkolwiek to by nie zabrzmiało. Po za tym, nie wiem, czy byś chciała pracować...
- Nie ważne. - Saoirse ponownie mu przerwała - ale co miałabym robić?
- Asystentka. Odpowiada ci taka praca?
- Wiesz, mogę się złapać. Pytanie, co później z tego będę miała?
- Pieniądze... hmm, to kwestia do ustalenia. Musisz się z nim spotkać. Natomiast co dalej? Z pewnością podpatrzysz u niego wiele rzeczy, które później ci się przydadzą. Ma znajomości, dalej on cię gdzieś wkręci. I tak ma bardzo wysoką pozycję, więc niewielu ludzi może jej zagrażać. Możliwe, że wezmą cię do jakiegoś magazynu, czy domu mody... nie wiem, bo trudno mi teraz powiedzieć.
- Rozumiem.
- Szukałem też jakiejś fajnej posady dla ciebie, ale wszędzie są zajęte miejsca, albo kompletna meta, więc nawet nie ma co zaczynać. Ogólnie, pasuje ci moja propozycja?
- Można spróbować. - Saoirse uśmiechnęła się do słuchawki - pójdę, pogadam z nim, zobaczymy jak to wyjdzie. Zawsze można jeszcze raz próbować, prawda?
- Masz rację. Dałem mu twój numer telefonu i powiedział, że sam się odezwie w przeciągu tego tygodnia. Ponoć miał teraz jakiś wyjazd i nie ma czasu, ale niedługo wraca do L.A. , więc spokojnie.
- Wielkie dzięki.
- Nie ma za co. Nawet nie wiesz jakiego masz farta, że spotkałaś Jareda.
- Oj, sama nadal w to nie wierzę.
- No widzisz! - Terry zaśmiał się - tak, czy siak wszystko ustalone?
- Tak. - Saoirse czuła jak kamień spadł z jej serca - a tak swoją drogą, skąd masz mój numer?
- Od Jareda?
- No tak, jestem głupia.
- Bywały gorsze przypadki.
- Spieprzaj! - Saoirse zaśmiała się przewracając oczami - w takim razie do usłyszenia.
- No cześć.
Dziewczyna odłożyła komórkę tuż obok siebie i szeroko się uśmiechając, zeskoczyła z parapetu. Jeżeli słowa Terrego miały się sprawdzić to mogła go całować po rękach. Naprawdę, taka szansa dla niej to było już naprawdę COŚ. Utwierdziła się w zdaniu, że bez znajomości jest kiepsko, ale skoro... Teraz miała ochotę skakać ze szczęścia, ale resztką stanowczości odmówiła sobie. Zapowiadało się wiele pracy, ale być może bardzo opłacalnej. Już nie mogła się doczekać spotkania z fotografem.

Ciemność pochłaniała każdy zakątek Los Angeles. Księżyc, który już parę godzin wstecz zawisł na niebie, zaglądał w okna kusząc swoim bladym blaskiem. Gdyby tak wyjść na zewnątrz, dałoby się usłyszeć odbijającą się echem muzykę z klubów, szum samochodów i drzew, których liście kołysał wieczorny podmuch wiatru. Jared siedział w fotelu, kręcąc się w nim tak, jakby zaraz miał wywiercić dziurę i przebić na wskroś. Przy uchu miał telefon, z którego wydobywał się kobiecy głos.
- W takim razie lot już mam zarezerwowany?
Upewnił się, a zaraz pokiwał głową, co oznaczało, że wszystko załatwione. Rozłączył się i odrzucił komórkę na stolik. Mężczyzna podparł twarz na swoich dłoniach i spuścił wzrok. Ciężko westchnął. Miał już serdecznie dosyć tego zamieszania. Najbardziej zależało mu, by to jak najszybciej rozwiązać. Nie dość, że męczyły go problemy brata to i relacje z Saoirse nieco się ochłodziły, lekko mówiąc. Wiedział, że dziewczyna nadal tam w środku nosi ogromną złość, do której on sam doprowadził. Czuł się winny, jednak w otoczeniu innych osób, nie dawał po sobie tego poznać. Nie chciał, by każdy wiedział co jest grane. Zależało mu na niej, więc to było dodatkowym motywatorem do dążenia, by było lepiej. Nie miał ochoty na ciągłe zmiany, ale też brakowało mu pewnej wolności. Saoirse w pewien sposób go ograniczała, lecz starał się nie myśleć w ten sposób. Jest druga osoba to i są wyrzeczenia. Jednak coraz częściej nachodziło go to pierwsze, co sprawiało jeszcze większą tęsknotę za swobodą. Koniec.





7 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że między Saoirse, a Jaredem wszystko się ułoży, a głupi Shannon w końcu opanuje się z tą dziecinadą. Trochę mi go nawet szkoda, ale sam sobie na to najwidoczniej zasłużył.
    Czekam na następny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Halo pojawi się coś nowego ? :) czy koniec bloku ? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie,nie :) załamałam się prawie, że brakiem komentarzy i w sumie teraz też przechodzę ciężki okres w życiu... ale właśnie zabieram się zaraz do pisania :)

      Usuń
  3. No mam nadzieję, że jak najszybciej. :) czekam z niecierpliwością. - O.

    OdpowiedzUsuń
  4. jej... coś nowego ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś nowego??? :D niedługo będzie nowy rozdział, póki co dupa z lekka no... pisze cały czas.

      Usuń