niedziela, 7 września 2014

rozdział 17 - My way

Cześć.
Wiem, ze jakiś czas milczałam, ale nie miałam, ani natchnienia, głowy do tego wszystkiego, za duże zamieszanie w życiu. Aktualnie staram się wszystko jakoś ze sobą pogodzić. Teraz zarwałam trochę nocy na ten wpis. Nie uważam go za specjalnie wybitny, dobry, czy też o podobnym określeniu, jednak też nie jest "na odwal się" :P (by nie było).
Wgl. to zmieniłam nieco wygląd bloga, ale i tak uważam, że to nie jest to, co chcę. Pewnie wynajmę sobie kogoś do pomocy, bo sama już nie mam na to cierpliwości. Chcę, by to jakoś wyglądało, więc tym bardziej.
Więc zapraszam do czytania :)

- mam nadzieję, że końcówka nie jest za bardzo zboczona :3


Puzzel

---------------------------------------



W samolocie panował spokój. Każdy zajęty swoimi myślami, tabletami, telefonami, muzyką, czy laptopami. Kompletnie odcięci od świata. Podróż też była nieco męcząca, więc taka odrobina spokoju była cudem. Saoirse prawie, że leżała w fotelu. W jej uszach były słuchawki, z których płynęła muzyka. Tym razem miała ochotę na coś spokojniejszego. Czuła jak coraz bardziej robi się senna. Spojrzała na drugą stronę samolotu. Tam śpiacy Jared. Był naprawdę padnięty. Chociaż teraz mógł się wyspać. Dziewczyna wyjrzała przez prostokątne okienko i przymrużyła oczy. Promienie słońca przebijały się przez kłębiaste chmury i wpadały do samolotu. Trochę raziło. Saoirse pociągnęła za sznurek, by "żaluzja" dała jej cień. Ułożyła się jeszcze wygodniej i zamknęła oczy. Zastanawiała się jak to będzie po powrocie z trasy. Co z jej mieszkaniem, jak Poppy. Milczała od dłuższego czasu, w sumie... w drugą stronę działało to tak samo. Miło było pomyśleć, że poniekąd ktoś na nią jednak czekał. Jakkolwiek miało by to wyglądać, ale jednak. Saoirse przypomniała sobie noc, której tak rozmyślała nad swoją przeszłością. Nad rodziną, ojcem, który jej nie oszczędzał, nad zakładem psychiatrycznym, do którego ją wysłał. Pamiętała to nad wyraz wyraźnie. Było to znacznie gorsze, niż najgorszy koszmar. Bała się do tego wracać, lecz to samoistnie działo się w jej głowie. Krzyki, płacze, nieprzespane noce i chowanie tabletek w lekko rozerwanej poduszce. Najgorzej było w tedy, kiedy pielęgniarka zorientowała się w czym rzecz. Od tej pory była dobrze pilnowana. Musiała łykać wszystko, co jej dali. Wcale się nie polepszało, było gorzej. Przypominała sobie twarze tych wszytkich ludzi, którzy tak jak ona, byli uznani za czubków. Niektórym prawidłowo nadano te miano, jednak ona się nie zgadzała, że i też jej. W pewnym sensie zdawała sobie sprawę z tego jak daleko zabrnęła. Psychiatryk miał pomóc, tylko jeszcze bardziej ją zniszczył. Otowrzył jej oczy, pokazał coś, czego wcześniej nie mogła dostrzec. Była to przestroga i nauka na całe życie. Tego nie da się wymazać z pamięci. Siedziało to w jej głowie i kwitło z latami. Więdło, ale nadal pozostawało to ziarenko. Najcudowniejszy moment; wypuścili ją. Miał to też być za razem powrót do piekła, które już jej szykował ojciec. Jendak ona odważyła mu się pokrzyżować plany.
*
Siedziała w pokoju, czekając, aż wszyscy zasną. Wiedziała, ze ojciec zawsze chodził spać bardzo późno, przeważnie gdzieś w środku nocy. Dokładnie nasłuchiwała każdego jego kroku po korytarzu. Trochę szurał, więc było lepiej słychać. Zamknął drzwi swojej sypialni. Saoirse musiała trochę odczekać. Przecież wiadome, że to nie minie tak szybko. Może minęła godzina, półtorej? Niedługo miało świtać. Już wcześniej była ubrana. Leżała w łóżku zakryta kołdrą po sam nos, na wypadek, gdyby ktoś miałby wejść do jej pokoju. Kiedy tylko wiedziała, że to jest ta "chwila", wstała. Spojrzała pod łóżko i wyciągnęła niewielki plecak, który przed paroma godzinami naszykowała. Sprawdziła czy wszystko ma. Pokiwała głową. Z powrotem go wsunęła na miejsce i podeszła do drzwi. Bezszelestnie je otworzyła i wyszła na korytarz. Był długi. Było to pierwsze piętro. Kwadrat, stropy, które prowadziły do pokoi. Patrząc przez balustradę w dół, widziało się kamienną posadzkę w czarno-białe kafle. Dziewczyna na placach, niczym złodziej zakradła się do biura ojca. Przymknęła za sobą drzwi i podeszła do biórka. Wszystkie szuflady były wolne, prócz jednej. Tą zawsze zamykał na klucz. Nie było wielką filozofią ją otowrzyć. Saoirse wyciągnęła z włosów wsuwkę i w trymiga pyknął zamek. Wysunęła drewnianą szufladę i delikatnie zaczęła w niej przebierać. Było tam trochę rzeczy. Do tylnej kieszeni dresów wsunęła pistolet, który ojciec zawsze miał naładowany. Miał etui z czarnej skórki, zapinany na srebny przycisk. Wiedziała, że musi się jakoś zabezpieczyć. Bądź co bądź, nie wiedziała, co się dalej może stać. Ojciec je kolekcjonawał. Miał ich dosyć sporo. Na górze, tuż przed strychem miał pokoik w którym je trzymał. Wszelką broń. Miał na tym punkcie hopla. Czasami, aż strach było o tym pomyśleć. Z szuflady również wyciągnęła paczkę paierosów, parę dolarów. Jednak znacznie więcej ich było w sejwie, który był w głębi ściany, obok regału z książkami. Szyfr był dla niej banalny. Może i też dlatego, że kiedyś udało się jej go podejrzeć, kiedy siedziała z ojciem w biurze. Chyba w tedy dawał jej konkretny wykład. Jeszcze parę razy i go poznała. Jej rodzic nie był na tyle spostrzegawczy, by się połapać. Wyciągnęła gruby pilk pieniędzy, następny. Trzymał je tam na wszelkie "zaś". Zawsze miał jakieś skrytki. Nawiwnie myślał, że tylko on ma do nich dostęp. Gdyby się dowiedział prawdy, trudno byłoby sobie wyobrazić to, co by zrobił. Zgarnęła jeszcze parę rzeczy z listy i zniknęła za drzwami.
Nie mogła normalnie wyjść przez drzwi. Były one dosyć mosiężne i dało się ich nie usłyszeć. Prócz tego, przy wyjściu zapalały się światła, które zapalały się na całym chodniku prowadzącym do bramy. Za duże ryzyko. Musiała jednak zejść na dół, by wyłączyć alarm. Jeden jej krok, a alarm by złowrogo zawył. Najlepszą opcją było okno. Dobrze się z niego schodziło na ogród. Saoirse kiedyś i tego próbowała. Była zdziwiona, że ojciec nie kazał jej w nim zamontować krat, dosyć ją to bawiło.
Przebiegła przez spory obszar ogordu, wprost do muru, przy którym rosło dosyć wysokie drzewo. Wdrapała się na nie, mimo ciążącego plecaka. Udało się. Usiadła na górze muru, zastanawiając się co dalej. Było nieco ciemno, jednak latarnie przed posiadłością dawały jakikolwiek blask. Stanęła na nogi i ledwo trzymając równowage kroczyła dalej. Miała lęk wysokości, ale zapomniała o nim, na myśl, że to jedyne wyjście. Wyjście na wolność. Złapała się gałęzi jednego z drzew i po paru chwilach była już po drugiej stronie. Po drugiej stronie "muru Berlińskiego". Teraz tylko musiała dotrzeć do centrum. Idąc szybkim krokiem wzdłóż ulicy, gdzie rosły wielkie wille, wyciągnęła z kieszeni wymiętą kartkę.
1. Biuro ojca.
2. Wyłączenie alarmu.
3. Okno-ogórd-mór-wolność.
4. Do centrum (złapać taksówkę).
5. Lotnisko.
6. Zatrzeć za sobą szystkie ślady.
*

- Chciałbym, byś poznała Terrego. - Powiedział Jared, przeżuwając w ustach sałatkę - naprowadziłby cię. Gadałem z nim ostatnio na twój temat.
- Co? - Saoirse uniosła wzrok znad swojego talerza - nie przesadzasz?
- Niby czemu? Terry to mój dobry kumpel, poprosiłem go o przysługę. Może uda mu się ciebie gdzieś wkręcić, albo coś? Co by nie było, chyba swojej kariery fotografa nie zamierzasz kończyć na zespole?
- Wiesz... - Saoirse pokręciła głową - to nie jest łatwa robota. Fotografów jest od groma, więc nawet z pomocą Terrego niekoniecznie musi coś się udać.
- Ale jak cię gdzieś już wkręci to zawsze coś. Mówił, że szuka drugiego asystenta, albo asystentki. Póki co odmówiłem mu, nie oddam cię tak po prostu.
- Dzięki.
- On ma wpływy, znajomości. Nie będzie z tym większego problemu.
- I poznam jego znajomych? Podobnych do Damona?
- Nawet mi nie przypominaj o tym kutafonie. - Odpowiedział jej Jared, spoglądając na nią ze złością - z resztą, on już wie o tym wszystkim. Nie zdziwił się, ale jak to on... no, musisz go po prostu poznać. Nie pożałujesz.
Dziewczyna nabrała na łyżkę kolejną porcję musli. Hotelowa kawiarnia była całkiem dobra. Pierwszy raz jadła śniadanie w takim miejscu. Z reguły to wszystko działo się po pokojach, jednak tym razem Jared sam zaproponował. Byli tylko we dwoje, więc mogli rozmawiać na każdy temat, nie martwiąc się o to, że ktoś słyszy.
- A tak swoją drogą - Jared odłożył widelec - co zamierzasz po powrocie z trasy?
- To znaczy?
- Mamy jeszcze zagrać w drodze powrotnej do L.A. parę koncertów w Stanach. Kończymy trasę w Europie. Jak już wrócimy to nie wiem, kiedy będzie kolejna. Z resztą, już o tym rozmawialiśmy. Póki co nic się dalej nie zapowiada. Dobrze by było, gdybyś sobie coś znalazła, w sensie, pracę. Wiadomo, będziesz nadal z nami, ale... wiesz, o czym mówię.
- Przed chwilą gadałeś o Terrym.
- Czyli się na to zgadasz?
- Jakby na to nie patrzeć to jakieś rozwiązanie. Można spróbować. Teraz nie będzie tak samo, więc trzeba coś zrobić.
- W takim razie jak zjemy to wstępnie umówię się z nim i coś się pomyśli, popatrzy. Co ty na to?
Saoirse uśmiechnęła się, co miało być odpowiedzią na jego pytanie. Zjadła kolejną łyzkę musli z jogurtem i westchnęła. Sama nie wiedziała jak to dalej będzie wyglądać. Najbardziej bała się o dalsze jej relacje z Jaredem. Oczywiście, wszystko było pozornie dobrze, jednak... on nadal nie znał prawdy, a on dążyła, by tak pozostało. Bała się i to nie byle jak.
- A tak po za tym - Jared przełknął - co myślisz o tym, by po wszystkich już koncertach w Europie, wyrwać się gdzieś na parę dni wolnego?
- Zależy, co zaproponujesz.
- Plaża, woda, słońce. Mogę skombinować jacht.
- Brzmi kusząco. - Saoirse uśmiechnęła się - mów dalej.
- To kwestia dwóch tygodni, może i mniej. Będziemy się wygrzewać w słońcu, pływać, dobrze bawić...
- Ja jestem za.
- Resztę ekipy wyśle się już do Stanów. Mamy trochę czasu.
- W takim razie, planuj.
Ten dzień zaczął się dosyć wcześnie, bo już około 8.30 Saoirse była już na nogach. Wstała, kiedy jeszcze Jared spał. Czasami podśmiewała się z tego, czemu nie mają wspólnego apartamentu, jednak chyba było lepiej w ten sposób. Każdy miał odrobinę prywatności i spokoju. Dopiero kiedy i on wstał, obydwoje poszli na śniadanie.
Emma przez najbliższe godziny wszystkim zatruwała życie swoją gadaniną; co prawda było to dosyć słuszne, ale ile można było słuchać o tym samym? Była najbardziej pracowitą osobą w Mars Crew, tego nie dało się jej odmówić. Bywało i tak, że nawet przesadzała, ale i tak Jared "terrorysta" miał ostatnie zdanie. Pogoda nie dopisywała, cały czas padało. Wszędzie potoki wody, kałuże, czarne parasole na ulicach, ciemne chmury, życie jakby zniknęło. Nie pozostawało wiele, prócz tego, by zostać w hotelu i czekać na zmianę pogody jak na zbawienie. Nikt nie miał szczególnie pomysłów na to jak spędzić ten dzień. Każdy był zajęty samym sobą, swoimi sprawami. Taki odpust. Nawet Shannon, którego za zwyczaj jest wszędzie pełno, odpuścił sobie wojaże.
Saoirse siedziała sama w swoim apartamencie przeglądając pocztę na laptopie. Nic szczególnie nowego. Puściła muzykę. Znacznie bardziej wolała ją, niż deszcz dudniący o okienne szyby. Kiedy doszła do wniosku, że i tak nie ma nic szczególnie ważnego do zrobienia, zaczęła przeglądać wcześniej zgrane zdjęcia. Było ich bardzo dużo. Poprzednim razem wymiękła już gdzieś na początku. Kasowała wszystkie rozmazane, czy jakkolwiek bezsensowne. Sięgnęła po herbatę stojącą na stoliku i zaraz to poczuła jak ona grzeje ją od środka. Cicho mlasnęła i odstawiła kubek. Wtem usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała w ich stronę, lekko unosząc brew. Odłożyła na bok swojego laptopa i podniosła się z sofy. Poszła otworzyć. Miała nadzieję, że to może Jared, jednak nic bardziej zaskakującego. Przed sobą ujrzała Chloe. Kieszenie jej luźnych dresów były czymś wypchane, w jednej dłoni trzymała pełen słoik Nutelli i telefon, zaś w drugiej opakowanie lodów. Spod pachy wystawał jej laptop. Spojrzała na dziewczynę z uśmiechem i bez pytania weszła do środka. Rozejrzała się i ruszyła do sofy. Pozbyła się wszelkiego bagażu i ciężko na nią opadła.
- Rozumiem, że najpierw masa, później rzeźba?
Zaśmiała się Saoirse, wskazując ręką na stolik pełen słodkich rzeczy. Chloe zaśmiała się i pokiwała głową. Poklepała miejsce obok siebie, dając jej do zrozumienia, by usiadła.
- Nie ma co robić i też pogoda jest do dupy. - Powiedziała stylistka, odkręcając słoik - tak więc pomyślałam, że może będziesz miała ochotę ze mną utyć.
- Chętnie. - Saoirse już miała siadać, jednak dodała - skoczę tylko po łyżeczki.
- Dobra.
- Wszyscy dziś tacy bez życia.
- Dokładnie! - Zawołała Chloe, kiedy Saoirse zniknęła za progiem.
Otworzyła szufladę i pogrzebała w niej. W jej dłoni pojawiły się dwie srebrne łyżeczki, w których mogła dostrzec swoje odbicie. Przyjrzała mu się dokładnie. Sama nie umiała sobie odpowiedzieć na pytanie, kogo tak naprawdę w nim widzi.
- Kogo ty oszukujesz...
Szepnęła pod nosem, kręcąc głową. Męczyła się dźwigając takie brzemię, całą prawdę. Tak na prawdę już teraz mogłaby pobiec do Jareda i wykrzyczeć mu w twarz to wszystko i... mogłaby, ale to co on by powiedział, pomyślał, zrobił to już inna kwestia.
- Saoirse! - Nagle zawołała Chloe - idziesz, czy nie?
- Tak, tak! - Dziewczyna oderwała się od swoich myśli - już lecę.


Walizka z łoskotem upadła na podłogę, a torba nieopodal niej dała głuchy huk. Saoirse zrzuciła z siebie sweter i powiesiła na wieszaku obok wejściowych drzwi. Obróciła się wokół własnej osi i z uśmiechem na twarzy, zagarnęła za uszy pasma swoich włosów. Zdążyły już trochę urosnąć. Nie zdejmując już butów, pomaszerowała do kuchni wołając swoją współlokatorkę. Powtórzyła jej imię jeszcze parę razy, kiedy ona nie dawała znaku życia. Dziewczyna przeszła po wszystkich pomieszczeniach, jednak po Poppy nie było, ani śladu. Zajęło jej to parę dłuższych chwil, by się zorientować, że zostawiła jej wiadomość. Saoirse odczepiła z lodówki magnez i wzięła między palce małą karteczkę:
"Wyszłam na noc. Jutro wszystko mi opowiesz. Zapłaciłam za czynsz po połowie z twojego przelewu, tak jak ustaliłyśmy, więc się o nic nie martw. Zostawiłam Ci w szafce ciasto, dziś rano piekłam. Smacznego! :) "
Saoirse przeczytała po cichu. Zgniotła karteczkę i wyrzuciła do kosza pod zlewem. Uśmiechnęła się pod nosem i przeciągając się podeszła do okna. Mimo wszystko, brakowało jej tego slamsowego widoku. Nigdy nie przypuszczała, że może za nim zatęsknić. Przejechała opuszkami palców po brudnej od zewnątrz szybie i odwróciła się na pięcie.
- To dziś pora na samotny wieczór...
Powiedziała pod nosem i sięgnęła do szafki po ciasto.
                   Leżała przed telewizorem, wsłuchując się w jeden z muzycznych programów. Usta zapychała resztkami ciasta. Nie było jej trzeba wiele, by się nim objeść. Zawsze miała słabość do słodkiego. Oblizała końce palców z czekolady i niechlujnie obtarła je o bluzkę. Kiedy była sama, zamieniała się w okropną fleję. Sprawiało jej to ogromną przyjemność, jakkolwiek miałoby to nie zabrzmieć. Byczyła się i leniła, jakby była niezwykle zmęczona ostatnimi dniami. Było wręcz inaczej, przez większość czasu miała właściwie wolne. Jej samotność, przerwała dzwoniąca komórka, która rytmicznie wibrowała na stoliku. Lekko uniosła głowę znad poduszek i chwyciła za telefon.
- Mam nadzieję, że nie spałaś? - Po drugiej stronie usłyszała uwielbiany głos Jareda.
- Nie. - Saoirse przewróciła się na bok - teoretycznie oglądam telewizję.
- O, jakaś nowość.
- Jak tam?
- Właśnie wyszedłem z wanny i chyba będę szedł spać. Zmęczony jestem.
- Mhm.
- Dzwonię, by się dowiedzieć jak się czujesz?
- Przecież parę godzin temu się widzieliśmy... - Teraz to Saoirse klepnęła się w czoło - wybacz, nie przywykłam do bywania w związkach.
- Domyśliłem się.
- Wiesz co? Chyba się stęskniłam za tym miastem?
- Ja też. - Jared przytaknął jej - wreszcie w domu, ale też nie na długo.
- A to niby czemu?
- A nie zapomniałaś o naszych planach?
- No tak, to już za tydzień. Coś czuję, że przy tobie za dużo czasu nie będę spędzała w domu.
- Wyklucz tą opcję. - Mężczyzna zaśmiał się - zasłużyliśmy sobie na wakacje.
- Dokładnie.
- A pamiętasz, że pojutrze widzimy się z Terrym?
- Jak najbardziej.
- Upewniam się.
- Masz na jutro jakieś plany? - Saoirse zmieniła temat i przewróciła się z powrotem na plecy.
- Nic konkretniejszego, ale jeżeli zmierzasz do tego, czy się zobaczymy to niestety nie. Muszę pojechać w jedno miejsce i nie wiem, o której wrócę. Tak po jutrze się zobaczymy.
- W sumie... dopiero, co wróciliśmy.
- Dobra, ja kończę, bo ktoś na drugiej linii się do mnie dobija. Dobranoc.
- Na razie.
Saopirse odłożyła komórkę i wygodnie się ułożyła, zamykając oczy. Teraz kiedy miała pełen żołądek, sen jakoś chętniej przychodził. Chciała się już zobaczyć z Jaredem. Czasem sama siebie przerażała swoim "stanem". Nigdy wcześniej tak się nie czuła, może podobnie, ale nie tak. Z tego wniosek, że Leto nieźle nawywracał w jej głowie. Jej życie się obróciło o sto osiemdziesiąt stopni, a tu jeszcze to. Czuła się bardzo szczęśliwa, pierwszy raz od tak dawna. Nie chciała już chyba niczego zmieniać, w końcu zaczęło się jej układać. Zdawała sobie sprawę z tego, że niedługo przyjdzie jej zapłacić za swoje grzechy, jednak teraz nie chciała o tym myśleć.

*
Jared siedział na brzegu łóżka z przylepionym do twarzy, cwaniackim uśmieszkiem. Jego oczy były nad wyraz rozbiegane, wzrokiem dotykał każdej jej części ciała. Tak chciał, by już była w jego objęciach. Oblizał usta i oparł rękoma za swoimi placami. Saoirse spoglądała na niego zalotnie, spod swoich czarno wytuszowanych, długich rzęs. Uśmiechała się kącikiem ust, obserwując każdą jego reakcję. Jej ręce skrzyżowały się, dłońmi złapała za brzegi swojej koszulki. Pozbyła się jej dosyć szybko i odrzuciła gdzieś w ciemny kat pokoju. Jego oczom ukazała się kobiecość, a jeszcze większa, kiedy zsunęła z siebie spodnie. Niezgrabnie kopnęła je na bok, trochę się plącząc, jednak mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. Powoli ruszyła w jego stronę subtelnie kołysząc biodrami. Na jego twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech. Wyciągnął przed siebie ręce, by móc ją załapać. Usiadła na jego kolanach i dłońmi przesunęła wzdłuż jego klatki piersiowej. Jared przybliżył się do niej znacznie bliżej, muskając ustami jej szyję. W tym samym momencie poczuła jak po jej ciele przebiegają dreszcze. Była nad wyraz podatna na jego dotyk. Kiedy to nie przystanął tylko na jej szyi, wszelkie odczucia stawały się coraz bardziej intensywne. Jego zarost lekko łaskotał i drapał jej skórę, ale bardzo to lubiła. Uśmiechnęła się pod nosem i przymknęła oczy, odchylając głowę. Po tych paru chwilach, złapał za jej podbródek i wbił się ustami w jej wargi, lekko je podgryzając. Po jej głowie, stadem przebiegało tyle myśli, że nawet nie umiała ich złożyć w jedną całość. To graniczyło z cudem. Nie chciała się nimi zajmować, były tak mało istotne. Mężczyzna opadł na materac, a ona razem z nim. Przeturlali się parę razy. Objęła dosyć ściśle nogami jego pas, wbijając paznokcie w jego kark. Grali tak ze sobą jakiś czas, a później tylko było słychać ich ciężkie oddechy i pomruki.
- Uwielbiam cię...
Szepnął jej na ucho swoim jakże miękkim i przyjemnym głosem. Na te słowa jeszcze bardziej się wczuła w całą sytuację. Uścisk jej ciała coraz bardziej się zacieśniał.
- Wiem. - Odparła nie kryjąc swojej nieskromności - ale pytanie jak bardzo...?
- Jak? - Wysapał.
- Mhm.
- Bardzo.
- Tylko tyle?
- Aż za...
- Nie o to chodzi, mi kotku. - Zagryzła usta, czując kolejną falę przyjemności, a zaraz znów szeptała - no powiedz to.
- A jak bardzo tego chcesz?
- A ty?
Jared uśmiechnął się i przekręcił się na plecy, ciągnąc ją za sobą. Teraz to ona była nad nim. Dłońmi przejechała do jego ramion, mocno je ścisnęła. Lekko przechyliła głowę wpatrując się w jego twarz.
- Kocham cię.
*


4 komentarze:

  1. *_______________*

    OdpowiedzUsuń
  2. Parę błędów jest, ale nie będę się czepiać.
    A takich wątków jak na samym końcu, życzyłabym sobie jeszcze więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholernie mi się podoba to, że opisałaś przeszłość Saoirse, że pokazałaś, jak to się wszystko stało i pozwoliłaś nam przeżyć trochę tych ciężkich momentów, które ona przeżywała w życiu. Człowiek się od razu dużo bardziej wczuwa w bohaterów, mogąc poznać ich historię. :) Jestem potwornie ciekawa, kiedy Jared się tego wszystkiego dowie, mam nadzieję, że ona mu to opowie, a także powie mu o swojej byłej pracy, a nie, że dowie się od jakichś zazdrośników lub osób trzecich. ;) (tu wychodzi moje antydramatowe podejście do życia :D)
    Podoba mi się, jak bohaterka wyraźnie i widocznie zmieniła się dzięki Jaredowi, a ostatni wątek...............................
    Nie mam pytań. Bardzo fajnie, subtelnie opisane zbliżenie, nie wulgarnie, ale jednocześnie przyprawiające o dreszcze. ;)
    No i to wyznanie na końcu... ;)
    Czekam na więcej i życzę weny, xoxo! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww, końcówka była genialna i wcale nie zboczona!
    Uwielbiam te fragmenty o przeszłości S., pozwalają ją poznać i zrozumieć pewne poźniejsze decyzje.
    Ale jeszcze bardziej uwielbiam te momenty między S. i J., nie mogę się doczekać ich dalszych relacji i wciąż drżę na myśl o tym, co będzie gdy Jared się o wszystkim dowie.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń