piątek, 15 sierpnia 2014

rozdział 16 - Blackout

Ten wpis tworzyłam dwa tygodnie i na części, więc myślę, że teraz na koniec jest już całkowicie okey. Przez najbliższe dni, notki będą się ukazywać nieco rzadziej, bo mam naukę (tak w lato). Wiem, że nie było mnie tu jakiś czas, za co przepraszam, ale są rzeczy ważne i ważniejsze :)
Myślę, że jak na razie jest to chyba najlepszy rozdział, jaki udało mi się tu stworzyć, ale to moja opinia. Jestem swoim największym krytykiem po za tym, więc i mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Do następnego.

Puzzel.



------------------------


Słońce już zaszło. Za oknem pojawiały się migawki świateł, które wpadały do pokoju, ale zaraz uciekały. W powietrzu wisiała cisza, była tak gęsta, że gdyby podskoczyć, nie dawałaby szans, by znów poczuć pod stopami podłogę. Na około rozchodził się dym papierosów, jeszcze trochę, a można by się nim dławić. W oczy szczypała ciemność, która pochłaniała całe pomieszczenie.
Saoirse siedziała na podłodze oparta o sofę. Nogi miała wyprostowane i przed sobą. Telefon dał ostatni dźwięk przed swoją czasową śmiercią; bateria wyczerpana. Ostatnie jakiekolwiek światło, zgasło. Dziewczyna zagarnęła do tyłu włosy, które i tak uparcie znów poleciały do przodu. Patrzyła przed siebie, jakby chciała czegoś się doszukać, jednak nie miała kocich oczu. Po raz kolejny westchnęła i po omacku odszukała popielniczki. Na dywan posypał się popiół. Przycisnęła jeszcze dymiący się filtr. Jej każda partia ciała, mózg właśnie przechodziło stagnację. Co mogło wypełnić tą pustkę? Póki co jedynie nicość, która panowała w pokoju. Dziewczyna mruknęła pod nosem i odchyliła głowę tak, by oprzeć się nią o kant sofy. Wzrokiem utkwiła w czarnym suficie. Nagle stał się taki brudny. Myślą cofała się do tego, co było. Przeszłości, która działała na nią, niczym woda święcona na diabła. Bała się jej, nie chciała, a jednak wracała. Przypominała sobie swoje wczesne dzieciństwo, które do tej pory bolało. Cały szereg zdarzeń, które miała po drodze, dorastając. Zazdrościła innym dzieciakom, mimo, że miała "wszystko". To takie zgubne.
*
- Teraz zapłacisz za swoją głupotę! - Zawołał rozzłoszczony ojciec, przewracając krzesło - jedziesz na Florydę!
- I co tym razem wymyśliłeś? - Zakpiła Saoirse pasując dłonią siny policzek.
- To miejsce gdzie już od dawna powinnaś siedzieć! Tam cię już przypilnują, nie będzie kolejnych twoich wyskoków! Wrócisz potulna jak baranek. Z resztą, twój lekarz nawet zalecił takie działanie. Wczoraj podpisałem już wszystkie papiery.
Saoirse w milczeniu obserwowała swojego ojca, który uśmiechał się z satysfakcją. Usiadła na jedynym krześle, którego jeszcze nie przewrócił. W całym pokoju panował bałagan.
- Florida State Hospital, jutro wyjeżdżasz.
- Co? - Dziewczyna natychmiast poderwała się, krzycząc - wysyłasz mnie do psychiatryka?!
- Owszem. Matka ma takie samo zdanie.
- Nie możesz!
- Owszem, mogę. Będziesz tam odcięta od świata, ludzi, może wyjdą ci te wszystkie głupoty z głowy. Mam co do ciebie plany, zaraz po twoim powrocie.
- Nie, to miejsce dla ciebie, sukinsynie!
Saoirse podniosła głos znacznie wyżej i zrobiła parę pewnych kroków w jego stronę. Zaraz tego pożałowała. Ojciec zamachnął się i po raz kolejny poczuła ból na swojej twarzy, którą mechanicznie zakryła dłońmi. Pod jego wpływem znacznie się cofnęła, słaniając się na nogach. Tym razem uderzył mocniej. Podparła się plecami o ścianę i na niej powoli osunęła się na podłogę. Skuliła się najbardziej jak umiała. Patrzyła na niego swoimi przerażonymi oczami. Wiedziała, że zaraz zaboli jeszcze bardziej, kiedy ukucnął obok niej. Złapał mocno za jej podbródek i uniósł głowę. Jego usta śmiały się. Patrzył na nią z pogardą i zdecydowaną świadomością wyższości. Trwało to dosłownie kilka sekund, bo zaraz znów ją uderzył w twarz. Saoirse przewróciła się bokiem na podłogę. Myślała, że to już koniec, że zwyczajnie sobie pójdzie. Jednak za dobrze go znała, brakowało mu "kropki nad i". Mocne kopnięcie nogą w środkową część brzucha. Z jej ust wydobył się głuchy krzyk. Do jej oczu napłynęły łzy. Natychmiast się skurczyła, podkuliła kolana, które mocno objęła rękoma.
- Twoje rzeczy są już w drodze na Florydę.
Powiedział za nim tylko przekroczył próg. Spojrzał na nią po raz ostatni i zniknął za drzwiami. Saoirse nadal leżała na podłodze, nie mogąc się pozbierać. Teraz jej twarz zupełnie zalała się łzami. Jej ciało całe dygotało, nawet nie mogła się poruszyć. Wiedziała, że każdy jej ruch spowoduje, że ból będzie szybciej się rozchodził. I tak go czuła, od czubka głowy do końca palców u stup. Z rozciętych ust powoli sączyła się krew, była taka słona. Wiedziała, że nie wygra z ojcem. On miał władzę, pieniądze, wszelkie możliwości. Ona tylko jego córką, której i tak się chyba wyparł. Była niczym worek treningowy. Kiedy ponosiły go emocje, miał zły dzień, najlepiej było go unikać. Jednak tak się nie dało. Za każdym razem dostawała na tyle, ile było w nim złości. Kiedy jednak zrobiła coś wbrew jego boli, zaczynała się bać, czy dożyje kolejnego dnia. Czasami jego hamulce puszczały, różnie się to kończyło. Wszyscy doskonale wiedzieli co się dzieje, jednak milczeli. Przecież za duże ryzyko. Miała do nich żal, zwłaszcza do ludzi, którzy powinni być bliscy. Dla niej określenie "rodzina" dawno straciło takie miano. Matka zwyczajnie bała się ojca. Może jeszcze kiedyś broniła swojej córki, lecz z upływającym czasem martwiła się tylko o siebie. Dziadkowie też byli dosyć rygorystyczni. Od pokoleń w rodzinie trwała taka polityka, z jednej, jak i drugiej strony. Wyglądało to tak, jakby nic złego się nie działo. Stało się to niczym norma na porządku dziennym. Dziewczyna podparła się łokciami o podłogę, próbując się podnieść. Syknęła pod nosem, bo tyle mogła. Gdyby zaczęła krzyczeć, możliwe, że ojciec by wrócił. Tego się najbardziej obawiała. Formy ucieczki nie było, nawet gdyby to znikoma. Nie miała na tyle odwagi, by to zrobić. Strach przed złością mężczyzny, przerażał ją. On szukałby jej, znalazł. Ostatkami sił doczołgała się do przewróconego stołu. Zacisnęła mocno dłoni na jego nodze i bardzo powoli unosiła się. Chciała tylko usiąść, nie byłaby w stanie na cokolwiek innego. W końcu udało się. Odetchnęła i wyprostowała nogi. Teraz czekało ją tylko jedno...
*
Saoirse złapała się za brzuch na myśl o bólu sprzed paru lat. Nadal z całego serca nienawidziła swojego ojca. To co jej zrobił, było najgorszym koszmarem. Również te same odczucia żywiła do swojej matki, czy też reszty rodziny. Gdzie byli, kiedy ona tak bardzo cierpiała? Czemu jej nie pomogli? Czyżby byli tacy sami jak jej ojciec? Kiedyś nie chciała tak myśleć, lecz z biegiem czasu zrozumiała, że to poniekąd prawda. Podpierając się rękoma o sofę wstała z podłogi. Ostrożnie stawiała każdy krok, aż do ściany. Sunęła po niej dłońmi, chcąc odszukać włącznik światła. Kiedy tylko na niego natrafiła, w pokoju nastała jasność. Natychmiast zmrużyła oczy. Jej wspomnienia odeszły razem z ciemnością. Chciała o nich zapomnieć. Wkładała w to wiele sił, jednak bezskutecznie. One mocno zaznaczyły swój ślad w jej psychice. Dziewczyna podniosła z podłogi komórkę. Faktycznie, bateria padła.



siedziała w kącie, mając założoną nogę na nogę. Podbierała podbródek dłonią, bacznie obserwując całą sytuację. Na około była również reszta ekipy, między innymi Emma. Co jakiś czas zerkała nieprzychylnie w stronę dziewczyny. Wyglądało to nieco inaczej, niż zazwyczaj; coś jakby miała pretensje. Saoirse wiedziała, o co może jej chodzić, jednak wolała jej unikać. Całkowicie się nie dało, w końcu obydwie pracowały dla zespołu. Emma sugerowała jej, kto tu jest górą - w końcu była prawą ręką Jareda, mózgiem zespołu, kimś niczym premier. Niejednokrotnie zaznaczała swoją pozycję w obecności Saoirse, ale ona starała się nie przywiązywać do tego większej wagi. Nie miała zamiaru mówić o tym frontmanowi, sądziła, że i tak się domyśla. Wolała nie wywoływać niepotrzebnych kłótni. Cała sytuacja była jeszcze w miarę znośna. Nie czas.
- Tak, mamy już zaplanowany rozkład koncertów na najbliższe miesiące. - Mówił Jared, odpowiadając na pytanie dziennikarza - wkrótce ustalimy kolejne. Jest to ciężka praca, jednak bez tego chyba, żaden z nas, ani ja, Shannon, czy Tomo, nie umielibyśmy żyć. To uzależnia.
Saoirse przystanęła na tych słowach, dalej już go nie słuchała. Jego słowa zlewały się w echo, kiedy coś przykuło jej uwagę. Spojrzała nieco dalej w bok, by dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie, który cały czas na nią spoglądał. Był wysoki. Miał na sobie luźniejsze dżinsy, wyciągniętą koszulę w kratkę i skórzane buty za kostkę. Stał z założonymi rękoma, oparty o framugę przy wejściu do studia. Kiedy spostrzegł, że Saoirse w końcu na niego spojrzała, odwrócił głowę, ale tylko na parę chwil. Zaraz znów ich wzrok się spotkał. Lekko, prawie niewidocznie, uśmiechnął się.  Saoirse poczuła się dosyć dziwnie, znacznie się spięła. Przygryzła delikatnie usta i spojrzała w stronę muzyków, którzy nadal rozmawiali z dziennikarzem. Jednak dało się zauważyć w tym sztuczność i udawane zainteresowanie. Mężczyzna nadal łowił ją wzrokiem, na co ona jeszcze bardziej czuła się zdenerwowana. Emma najwidoczniej musiała to zauważyć, bo dosyć wyraźnie odchrząknęła. Saoirse poniekąd mogła być jej wdzięczna, bo mężczyzna zareagował. Już więcej na nią nie patrzył.
Po wywiadzie, kiedy to dziennikarz jeszcze dziękował zespołowi za wywiad, Saoirse przechyliła się w stronę Chloe, która siedziała tuż obok niej. Szeptem spytała:
- Co to za facet?
- Który? - Stylistka spojrzała na dziewczynę z lekką dezorientacją.
- Ten, który przed chwilą stał w przejściu.
- Czekaj, czekaj... a! już wiem.
- Wiesz kto to?
- Kojarzę. To znajomy Jareda, jest dziennikarzem. Poznali się przez Terrego Richardsona, ale chyba nie muszę ci mówić kto to jest. Nie przedstawialiśmy się sobie.
- Mhm. Rozumiem. - Saoirse pokiwała głową.
- Ale ponoć ma być na tej imprezie, na którą dziś wieczorem idziemy. Wydaje się być całkiem okey. Jared trochę o nim mówił.
Za nim Saoirse zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Emma dała znak, że czas już iść. Dziewczyna, jak i Chloe podniosły się z krzeseł i ruszyły na samym końcu za resztą. Znaleźli się w czymś w rodzaju korytarza. W poprzednią stronę, też tędy przechodzili. Jared podszedł do tajemniczego mężczyzny i uścisnął jego dłoń. To samo zrobił Shannon. O czymś rozmawiali, Saoirse była za daleko, by usłyszeć o czym. Dziennikarz uśmiechnął się i machnął dłonią w jej kierunku. Najwidoczniej zauważył ją wśród reszty. Starszy Leto pokiwał głową, coś dodał i dał znać, by podeszła. Rozejrzała się na około, by upewnić się, czy właśnie to o nią chodzi. Jednak było to dosyć naiwne. Ruszyła w ich stronę, w miedzy czasie łapiąc Chloe za nadgarstek. Nie wiedziała, czemu to zrobiła. Może chciała mieć jakąś grupę w wsparcia, czy coś w tym stylu. Mimo, że był tam Jared, wolała też damską obecność.
- Dziewczyny - powiedział Jared - poznajcie mojego starego znajomego. Spotkaliśmy się kiedyś w Nowym Jorku u Terrego. Ty, Chloe zapewne kojarzysz. Damon.
- Tak. - Stylista szeroko się uśmiechnęła i uścisnęła dłoń dziennikarza - Chloe.
- Cześć. - Odpowiedział, ale zaraz zwrócił się do drugiej dziewczyny - a ty jesteś...
- Saoirse. - Szatynka nie dała mu dokończyć - miło mi.
- Masz  tatuaże...
- Jak widać. Planowałam kolejne, ale chyba sobie odpuszczę.
- Dodają charakteru.
- I bez tego go mam.
Saoirse zmierzyła Damona piorunującym wzrokiem. Jared, jak i Shannon, czy Chloe zaśmiali się, uznając to za dobrą ripostę. Tym sposobem, dziewczyna, chciała mu dać do zrozumienia, by za wiele sobie nie wyobrażał. Znała takie spojrzenia, nie lubiła ich. Z kilo metru mogła chociaż w pewnej mierze rozpoznać tym człowieka.
- Faktycznie, charakterek to ty masz. - Damon również nie krył uśmiechu, w przeciwieństwie do niej - nowa, tak?
- Pracujemy razem od jakiegoś czasu. - Wtrącił Jared, który chyba powoli zaczął łapać się w tej całej sytuacji  - robi zdjęcia. Jest w tym dobra.
- Byle kogo nie zatrudniasz, to ja wiem.
- Dokładnie.
- Na mnie czas. Mam jeszcze parę miejsc do obskoczenia, trochę pracy. Widzimy się wieczorem.
- No tak, tak.
- Mam nadzieję, że Saoirse też będzie?
Dziewczyna ponownie na niego spojrzała. Jej wyraz twarzy nie przypominał zachwytu, nieporadnie starała się to zakryć. Jednak pokiwała głową, siląc się na sztuczny uśmiech.
- Świetnie! - Powiedział dziennikarz - to widzimy się wieczorem.
Damon odwrócił się na pięcie i zniknął za jednymi z otwartych drzwi. Saoirse schowała dłodnie do kieszeni spodni i przewróciła oczami, ciężko wzdychając. Chloe parsknęła śmiechem, gdyż i ona chyba zauważyła, że dziewczyna nie specjalnie go polubiła. Odeszła nieco dalej, natomiast Shannona zawołał Tomo. Jared korzystając z okazji, gdy nikt nie zwracał na niego większej uwagi, podszedł do Saoirse i spytał:
- Co się dzieje?
- Nie podoba mi się ten człowiek. - Odpowiedziała beznamiętnie - nie mów, że nie zauważyłeś?
- Czyli?
- Rany Boskie, Jared! Czyś ty ślepy?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi?
- To kumpel Terrego.
- A co ma jedno do drugiego? - Jared wybałuszył oczy - to co o nim się słyszy nie zawsze musi być prawdą, wiesz?
- Dobra, źle tu ujęłam.
- W takim razie, o co chodzi?
- Umiem rozpoznać pewne zachowania...
- Do czego zmierzasz?
Saoirse pokręciła głową i odwróciła się przez ramię. Reszta chyba o czymś rozmawiała, bo dalej nikt nie patrzył w ich stronę. Znów wbiła wzrok w twarz Jareda.
- Z daleka umiem poznać takich ludzi.
- Czy ty musisz każdego o coś oskarżać? - Jared był już bliski złości - to jest mój dobry znajomy.
- I co z tego? Jest facetem.
- A od kiedy ta płeć ci przeszkadza?
- Nie w tym rzecz! On cały czas się na mnie patrzył, później znów i teraz...
- Bo najwidoczniej przykułaś jego uwagę. Wcale mu się nie dziwię. Rzucasz się w oczy.
- Jared...
- Po prostu nie lubię, kiedy ktoś zarzuca bezpodstawnie innym...
- Super, dzięki.
Jared założył ręce i spojrzał wymownie w sufit. Najwidoczniej był poirytowany całym zamieszaniem, które wedle niego stwarzała dziewczyna. Jednak nie chciał się z nią kłócić, czasami wolał odpuścić.
- Dobra, zapomnijmy o tym. - Powiedział - przepraszam. Nic takiego się nie stało, więc dajmy temu spokój.
Saoirse również nie wyglądała na zbytnio zadowoloną, ale w końcu przystanęła na jego propozycję. Uśmiechnęła się blado i skinęła głową. Mimo wszystko, chciała mieć Damona na oku. Może faktycznie przesadzała?

Saoirse leżała po środku łóżka ze skrzyżowanymi nogami, z dłońmi pod głowę. Oczy miała zamknięte. Z reguły tak było, kiedy nad czymś się zastanawiała. Dopiero teraz doszła do niej świadomość, uczucie, że nieco boi się tej imprezy. Może to też wina Damona, niekoniecznie chciała go ponownie spotkać. Był to dziwny lęk przed ludźmi. Myślała, że się go wyzbyła, jednak nie całkowicie. Jared miał ją wprowadzać dalej, w ten cały świat. Nawet tego chciała, jednak za dużo niepewności. To właśnie one ją zamykały na innych. Tak już sporo wywalczyła.
- Saoirse! - Zawołała Chloe, która ślęczała nad jej ubraniami - ty nie masz spać, tylko szykować się na wyjście!
- Myślałam nad czymś. - Dziewczyna otworzyła oczy i przekręciła się na bok - sama mi powiedziałaś, że coś dla mnie wymyślisz, więc...
- No dobrze, ale musisz się umalować i jakoś uczesać. Może nie jest to wielkie przyjęcie, ale coś trzeba jakoś wyglądać!
- Dobra, dobra. - Saoirse usiadła - już coś masz?
- Tak, ale to na końcu. Ja teraz idę sama się wyszykować. Rzeczy zostawię ci na łóżku.
- Dzięki.
Chloe podniosła się i ruszyła w stronę drzwi. Wyszła. Saoirse lubiła ją, ale mimo tego, stylistka czasami ją denerwowała. Za bardzo przywiązywała wagę do rzeczy, które dla dziewczyny były kompletnie niezrozumiałe. W końcu i ona się podniosła i sięgnęła po kosmetyczkę.
- Dobra, pora zrobić się na bóstwo.
Brzdąknęła pod nosem i wraz z zestawem kosmetyków pomaszerowała do łazienki.

Mimo, że Jared zapewniał ją, że to kameralna impreza, było sporo ludzi. Może dla niego liczby były inaczej odbierane. Saoirse chyba musiała się do tego przyzwyczaić. Był alkohol, papierosy i wiele innych używek. Ktoś kto ją znał, nawet mógł złośliwie rzucić "o, to coś dla ciebie". To samo i jej przyszło na myśl, z tym, że jakby mówiło jej to sumienie. Dziewczyna mijała nieznane jej twarze, kurczowo trzymając  się ramienia Jareda. Koło nich szli Shannon i Chloe, którzy najwidoczniej byli w swoim żywiole. Co chwila ktoś ich zaczepiał, albo odwrotnie. Nawet znali parę osób. Za to Saoirse czuła jakby stres miał ją pożreć w całości. Miała nadzieję, że chociaż po alkoholu będzie w stanie się rozluźnić. Coś jakby broniła się przed samą sobą.
- Cześć Jack! - Zawołał Jared rozkładając ręce na widok organizatora imprezy.
- W końcu! - Odpowiedział mężczyzna, podchodząc do całej czwórki - trochę wcześniej zaczęliśmy.
                      Saoirse siedziała z butelką piwa w dłoni na jednym z wolnych leżaków.  Swego czasu bywała na takich imprezach, może mniej bogatych, ale podobnych. Chyba zaczęła się oswajać.  Nikt jej nie zjadł, tak jak prorokował Jared. Ludzie chętnie do niej podchodzili i rozmawiali, ona też. Chyba alkohol zrobił swoje. Nie wypiła go dużo, a jednak zrobiła się bardziej rozluźniona i chętna na świat. Póki co była sama. Chloe spotkała swoje znajome, Shannon jak to Shannon, a Jared zginął gdzieś w tłumie, mówiąc wcześniej "zaraz wracam". Te słowa kompletnie nie imały się z faktami. Saoirse myślała, by może podejść do jednej z grupek, zagadać do kogoś nawet o pogodę, ale póki co było jej dobrze na tym leżaku. Była nieco niewidzialna, inni byli pochłonięci wirem zabawy i rozmów. Dziewczyna przeciągnęła się i położyła przed sobą nogi. Ponownie napiła się piwa i cicho westchnęła. Nie było tak źle jak myślała.
- A tu jesteś!
Nagle usłyszała gdzieś obok. Z początku pomyślała, że to nie do niej, ktoś do kogoś zawołał. Jednak wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, kiedy spostrzegła siadającego na drugim leżaku, Damona. Uśmiechał się do niej, jego oczy, aż błyszczały.
- Cześć.
Odparła obojętnie Saoirse i odwróciła głowę. Miała cichą i nawiną nadzieję, że odejdzie, ale na co liczyła? On nadal tam był. Na tyle, ile mogła udawała swoje niezainteresowanie. Damon chyba nie był zaskoczony jej zachowaniem. Mimo tego znów powiedział:
- Twarda z ciebie sztuka.
- Zależy jak to rozumieć. - Odpowiedziała mu, w końcu patrząc w jego stronę.
- Lubię takie.
- Słucham?
- Źle to ująłem. - Damon parsknął śmiechem i pokręcił głową - jesteś bardzo tajemnicza. Ale jak najbardziej mi to odpowiada.
- Do prawdy?
Saoirse spojrzała na niego spod łba. Była poirytowana jego obecnością. Najchętniej w tym momencie wstałaby i odeszła jak najdalej jak można. Jednak nie miała pewności, czy on by za nią nie poszedł. Rozważała, czy tego nie sprawdzić.
- Jestem zbyt nachalny? - Spytał po chwili przechylając głowę.
- Trochę.
- Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte.
- Siedziałaś tak sama to stwierdziłem, że może podejdę. - Mówił dalej, nie zważając na jej wymowny wyraz twarzy - po za tym liczyłem na to, że przyjdziesz.
- A to niby czemu?
- No wiesz...
- No nie?
- Może pójdziemy po coś do picia? Dziwię się, że jeszcze piwo ci się nie przejadło...
- Drinki?
- Mhm. - Mężczyzna pokiwał głową - co ty na to? Porozmawiamy...
- Jest jeden warunek.
- Jaki?
- Jeden drink i sobie pójdziesz?
- Szczera jesteś. - Mężczyzna wstał z leżaka - no, ale skoro taka jest twoja wola ...
- W takim razie, dobrze.
Saoirse również się podniosła i odstawiła butelkę z resztką piwa na stolik obok. Poprawiła włosy i ruszyła w tłum ludzi, a on za nią. Jej złość i poirytowanie rosło z każdą minutą. Zastanawiała się jak bardzo będzie musiała się nagimnastykować, by go spławić. Od samego początku wiedziała, że nie chce go spotkać. Jednak jak, kiedy i on miał się tam pojawić? Doliczmy też jego chęci.
- No dobra. - Damon nalał wódki do szklanek - od dawna pracujesz dla Jareda?
- Parę miesięcy. - Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł przy ladzie.
- I jak się pracuje?
- Całkiem nieźle, nie narzekam.
- Strasznie małomówna jesteś.
- Mówię w tedy, kiedy uważam to za słuszne.
- Dyplomatka.
Dziennikarz dolał do szklanek soku i podał jedną z nich dziewczynie. Sam usiadł na przeciwko, bacznie się przyglądając jej twarzy. Upił drinka, wziął wdech i mówił dalej:
- A jak to się stało, że dostałaś tą pracę?
- A co za różnica? To takie istotne...?
- Tak pytam. - Damon wzruszył ramionami - są różne dziewczyny.
- Super.
- A ile znasz się już z Jaredem?
- To jakiś wywiad?
- Dziennikarska dociekliwość...
- Niedługo będzie rok.
- To niedługo. - Mężczyzna pokiwał głową - ile jeszcze zostajecie w Paryżu? W końcu nie spytałem Jareda.
- Jutro w nocy wylatujemy. Mają kolejny koncert.
- A później wracacie do Los Angeles. Ja też.
- To co tu robisz? - Saoirse uniosła brwi - myślałam, że tu mieszkasz?
- Nie. Z początku siedziałem w Nowym Jorku, ale dwa lata temu przeniosłem się do L.A. Dziwne, że cię wcześniej nie spotkałem... bywałem ostatnio dosyć często u Jareda.
- Bywa i tak.
- W sumie, skoro i tak to może byśmy się spotkali, kiedy wrócicie do Stanów, co? To samo miasto, czemu tego nie wykorzystać?
- Jak grochem o ścianę.
- A ty nadal mnie spławiasz.
Dziewczyna pokręciła głową, jednak nic już nie dodała. Spojrzała w szklankę, niewiele już zostało.
- A co będzie jak już wypijemy te drinki? - Spytał, kiedy ona nadal milczała.
- Ty pójdziesz w swoją stronę, a ja w swoją. Był warunek.
- Ale czemu mnie odpychasz? - Był dociekliwy - jakkolwiek cię zraziłem?
Ona nie odpowiedziała, tylko znów się napiła. Chciała już to mieć za sobą. Tym szybciej, tym lepiej. Uciekła od mężczyzny wzrokiem i zaczęła szukać wśród ludzi Jareda, Shannona, Chloe, albo kogokolwiek z kim mogłaby się "urwać". Niestety, ratunku nie było. W końcu szklanka stała się pusta. Odstawiła ją na blat, on też skończył. Cieszyła się, że szybko poszło. Prawie jedym tchem. Spojrzał na nią pytająco, po czym przysunął się do niej, wraz z krzesłem. Spytał:
- Musimy tak to kończyć?
- Wybacz, ale powiedziałam jednej osobie, że jeszcze z nią porozmawiam. - Użyła najbanalniejszej wymówki - a niedługo wychodzi...
- Spokojnie, zdążysz.
- A jak nie?
- Jeżeli nie to chyba nic nie szkodzi? Za to chyba my możemy wyjść...
- Czyli?
- Nie bądź dzieckiem. - Damon położył swoją dłoń na jej udzie - na górze jest przestronna toaleta, parę sypialni. Znajdzie się miejsce. Jak wolisz możemy iść do jakiegoś hotelu, by twój szef cię nie nakrył.
- Słucham?
- Nie rób z siebie cnotki nie wydymki, proszę. Przecież doskonale wiem jak działa Jared. Myślisz, że uwierzę, że wziął cię od tak? Jesteś ładna, myślisz, że przepuściłby okazję? Co prawda, tak jak on wolę blondynki, ale... - Damon był coraz bliżej, a dłonią zaczął sunąć coraz dalej - nie możesz mi odmówić.
- A jeżeli to zrobię?
- Nie badź głupia, tylko zróbmy tak jak mówię.
Saoirse dłużej nie wytrzymała. Zerwała się na raz z krzesła z wzrokiem zabójcy. Złapała za stojący na blacie dzbanek z wodą i bez wahania, chlusnęła jego zawartością w twarz mężczyzny. On natychmiast wstał rozkłądając ręce. Ciurkiem z jego ubrań, twarzy i włosów kapała woda. Jego wyraz twarzy był bardzo adekwatny do sytuacji. Chyba nie spodziewał się, że ona może być do tego zdolna. Wszelkie rozmowy ucichły, każdy przebywajacy w kuchni zamarł bez ruchu i tylko patrzył na tych dwoje z niedowierzaniem. Jedna dziewczyna parsknęła śmiechem na taki zabawny widok, jednak obok stojąca koleżanka szturchnęła ją w bok. Każdy, dosłownie każdy, przyglądał się całej sytuacji. Po paru sekundach rozległy się szepty. Saoirse nadal stała z dzbankiem w dłoni. Odstawiła go i przeszła wzrokiem po ciekawskich. Zaraz skierowała go na Damona, który nawet nie umiał wydobyć z siebie, ani słowa.
- Co tu się dzieje? - Spytał jakiś mężczyzna, który w tym momencie wszedł do kuchni - Damon? Za co tym razem?
Najwidoczniej był to kolega dziennikarza. Saoirse zmierzyła go wzrokiem, ale wolała sobie nim nie zawracać głowy. Śmiałym krokiem podeszła do Damona i mocno chwyciła go za przyrodzenie. On prawie, że syknął z bólu. Utkwił wzrokiem w jej oczach, rozdziawiając usta.
- Ciesz się, że nie dałam ci w mordę. - Wycedziła przez zęby - naucz się szanować kobiety, dobrze ci radzę. Obyś mnie więcej nie spotkał.
Puściła go i zrobiła parę krokó w tył. Ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. Wzięła głeboki wdech i odwróciła się na pięcie w stronę wyjścia. Wzięła pod pachę swoją kopertówkę, uniosła głowę i ruszyła w stronę korytarza, który prowadził do drzwi wejściowych. Czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych. Mimo sporego szoku, można było u nich zauważyć nie lada rozbawienie. Tylko czekać na oklaski. Mocno pchnęła drzwi i trzasnęła nimi za plecami. Zeszła po kamiennych schodkach. Chciała jak najszybciej stamtąd zniknąć. Bez zbędnych słów. Przekroczyła furtkę i szła w stronę zaparkowanych przy chodniku samochodów. Podeszła do jednego z nich i usiadła na masce, podpierajac się palcami u stóp o chodnik. Odpaliła papierosa i głośno odchrząknęła. Czuła się jak zwycięsca. Jej twarz przybrała wyraz dumy, jednak nieco zmalała, kiedy zobaczyła idącego szybkim krokiem w jej kierunku, Jareda. Wyglądał na złego.
- Możesz mi powiedzieć, co to miało znaczyć!?
Zawołał już z paru metrów. Ona tylko czekała, aż podejdzie. Nie chciała robić już większego zamieszania. Muzyk oparł się ręką o maskę samochodu, wziął parę wdechów i ponownie spytał:
- Możesz do cholery mi wytłumaczyć, co to było?
- Załużył sobie. - Saoirse była niewzruszona jego emocjami - był dosyć bezprośredni.
- O czym ty mówisz?
- Dobrego wychowania to mu brak.
- Możesz dokładniej?
- Jak to co? - Dziewczyna zaśmiała się z pogardą - ten fiut chciał mnie zaciągnąć do łóżka. Składał mi propozycje seksu.
- Chyba żartujesz?
- A czy wyglądam ci na taką, która żartuje?
- Nie wierzę...
- To idź go spytaj. Ciekawe co ci odpowie?
- Czekaj, czekaj... - Jared złapał się za głowę i obkręcił wokół własnej osi - czy Damon chciał cię przelecieć?
- Po chińsku mówić nie umiem ci tego wytłumaczyć, przykro mi.
- Co?
- To co słyszysz. Nie licz na to, że tam jeszcze wrócę.
- Owszem tak! Jeżeli to prawda, Damon odszczeka to, co powiedział. Ma cię przeprosić. No, a przy okazji złoże mu wpierdol.
- Nie chcę. - Saoirse ponownie zachłystnęła się szarym dymem - po co?
- Jak to po co?!
- Rób co chesz, ja mam za dużo dumy, by tam wrócić.
Saoirse zsunęła się z maski samochodu i złapała za kopertówkę, która spadła na ziemię. Poprawiła włosy, koszulkę i ponownie spojrzała na frontmana.
- Zamawiam taksówkę i wracam do hotelu. - Powiedziała, strzepując popiół na ziemię - ale wiesz co? Mówiłam ci, co o nim sądzę, a ty uznałeś, że znów przesadzam.
- Ale skąd ja miałem wiedzieć?
- Jared...
- Idziesz tam ze mną i nie ma żadnej dyskusji!
- Daj mi spokój.
- Teraz będziesz mi miała za złe, że cię nie posłuchłem, tak?
- Nie! - Saoirse czuła jak i w niej powoli narasta jeszcze większa złość - zastanawiam się tylko, czy to co mówię bierzesz na poważnie!?
- Oczywiście, że tak.
- Nie zauważyłam. Ciekawe, czy też prócz moich słów, także i mnie?
- Teraz mamy się o to kłócić!? - Jared rozłożył ręce - możemy o tym porozmawiać innym razem? Przed chwilą ten kutas... nie! Idziemy.
- Nie ja.
- Owszem tak!
Jared mocno chwycił ją za nadgarstek. Był od niej znacznie silniejszy, więc nie miała zapasowej furtki, by móc się wyrwać z jego uścisku. Pociągnął ją za sobą w stronę domu, ona niezgrabnie zaplątała nogami, upuszczając przy tym papierosa. Nie miała najmniejszej ochoty tam wracać i ponownie robić przedstawienia. Wiedziała, że Jared nie odpuści Damonowi, ale już nie chciała w tym uczestniczyć. Frontman miał jednak co do niej inne zamiary. Weszli do środka, Jared rozglądał się na prawo i lewo, szukając wzrokiem dziennikarza. Nadal ciągnął za sobą Saoirse, która ledwo człpała. Wyszli na ogród, gdzie nadal trwała zabawa. Tam też nie było śladu po Damonie. Tył wzrot i na piętro. Dziewczyna czuła jak jej nadgarstek zaczyna robić się coraz bardziej czerwony, krew w żyłach coraz bardziej pulsowała. Szli niezbyt długim korytarzem. Było tam parę drzwi. Przy jednych z nich się zatrzymali. Były otwarte na rozcierz. Damon siedział na brzegu wanny. Przecierał się ręcznikiem, koszula już leżała na podłodze. W łazience, prócz niego był jego kolega i jeszcze dwóch mężczyzn, których dziewczyna wcześniej widziała. Nawet ich nie zauważyli.
- Ta panna to faktycznie kawał cholery. - Zaśmiał się jednen z nich - ale w sumie ci się należało.
- Weź się odwal. - Odwarknął mu Damon, którego twarz była wręcz czerwona - jajca też mnie bolą. Nawet nie wiesz jak mocno je ścisnęła.
- Jared lubi takie. Sądziłeś, że jeżeli i z nim się pieprzy to i z tobą będzie chciała?
- Chyba jednak tego nie robi. - Wtrącił ten kolega - a może i tak? Cholera ją wie. Patric zaraz przyniesie ci coś suchego. Tak swoją drogą, zrobiła trochę zamieszania.
- Wszyscy przez tą szmatę się ze mnie śmieli. Kurwa mać.
- Jak ty ją nazwałeś!?
W tym momencie zawołał Jared, którego wyraz twarzy sam mówił za siebie. Puścił nadgarstek dziewczyny i zrobił parę kroków w stronę Damona. Zaciskał mocno pięci, jak i zęby. Gniew narastał z każdą sekundą. Saoirse stała tuż za nim, nieprzekonana czy aby na pewno mężczyzna dobrze robi. Oczywiście, sprawa wiadoma, staje w jej obornie, ale nie chciała robić jeszcze większego zamieszania.
- Jared? - Damon był zdumiony jego widokiem - ta cała lala...
- Ma na imię Saoirse. - Frontman mu przerwał - jeżeli jakkolwiek mam zaspokoić twoją ciekawość, to tak... sypiam z nią. Może dlatego, że razem jesteśmy...
- Co?
- Gówno, to co słyszałeś skurwielu. Wszystko mi powiedziała. Sądziłeś, że się nie dowiem? Ona cię tylko oblała wodą, a ja ci wpierdolę.
- Jared... - Twarz Damona przybrała fioletowe barwy i wyraz przerażenia - uspokój się. To wszystko da się wyjaśnić. Chyba nie uwierzyłeś w to, co ci powiedziała?
Leto jednak przestał go słuchać. On nadal coś do niego mówił, lecz każde jego słowo, było niczym głuche echo, które tylko odbijało się niesłyszalnie o jego bębenki uszne. Reszta mężczyzn zrobiła po kroku w przód na wypadek bójki. Doskonale wiedzieli, co się zaraz stanie. Faktycznie, Jared rzucił się na Damona z pięściami. Wpierw wycelował nimi w jego twarz, zaraz z jego nosa polała się krew, usta stały się od niej mokre. Ponownie uderzył, lecz "lżej". Ponownie i ponownie, a zaraz i też dostał w brzuch. Reszta mężczyzn, próbowała go powstrzymać i oderwać od dziennikarza, ale on nie dawał za wygraną. Nadal okładał go rękoma, pięściami, teraz na oślep. Saoirse stanęła za progiem i zakryła usta dłonią.
- A teraz ją przeprosisz. - Wycedził przez zęby Jared, kiedy oszczędzał jego siły na te jedno słowo - no już...
- Bo co? - Damon również nie był słabeuszem i nie chciał się dać ciosom muzyka.
- Bo to.
W tym momencie Jared całkowicie wyrwał się z uścisku kolegi Damona i cisnął pięścią centralnie w jego twarz. Ten całkowicie przewrócił się na kamienną posadzkę, wijąc się z bólu. Był znacznie bardziej poobijany, niż Jared.
- Nie przestanę, dopóki nie przeprosisz.
Frontman nadal nie dawał mu żadnych ulg. Oczywiście odciagali go od niego, jednak i tak się wyrywał. Do łazienki wbiegło parę kolejnych osób, które chciały zapobiedz dalszemu rozlewowi krwi. Między innymi Shannon, który też z dołu usłyszał awanturę. Złapał brata za ramiona, próbując pociągnąć go w swoją stronę. Jared wykorzystał sytuację, że on nie dawał rady i ponownie uderzył dziennikarza.
- Przepraszam! - Zaskomplał Damon resztkami swoich sił - przepraszam!
Na te słowa Jared sam się od niego odsunął. Opadł na podłogę tuż przy wannnie płytko sapiąc. Był zmęczony, ale dopiął swego. Spoglądał na Damona z pogardą i ogormną satysfakcją. Dziennikarz wyglądał opłakanie, jeszcze chwila, a nie wiadomo jak to mogło się skończyć. Zaraz to spojrzał na Shannona, który kompletnie nie wiedział, o co poszło. On zmierzył wzrokiem nieopodal stojącą Saoirse i dotarło do niego przypuszczalny potok zdarzeń. Jako i brat Jareda, chyba nie umiał swobie odpuścić tej przyjemności. Korzystając z chwilowej nieuwagi reszty, i on uderzył Damona, ale znacznie lżej.
- Co tu do kurwy nędzy się dzieje!?
Zawołał Jack, gospodarz. Przebił się przez ludzi tłoczących się przed progiem i wszedł do łazienki. To co zobaczył kompletnie zbiło go z tropu. Spojrzał pytająco na Jareda, który tylko cicho szepnął, unosząc rękę:
- Pogadamy.
Jack złapał sie za głowę i zamknął oczy. W łazience było brudno od krwi, wymieszanej z wodą. Był wściekły, ale nawet nie wiedział na co dokładnie. Miał nadzieję na szybkie wyjaśnienia ze strony świadków, a przede wszystkim od Jareda. Saoirse nadal stała w miejscu, prawie nieruchomo. W dalszym ciągu zakrywała usta dłońmi nie mogąc wyjść z zdziwienia, że muzyk posunął się, aż tak daleko. Pamiętała co zrobił, kiedy to w barmie paru łajdaków, próbowało jej zrobić krzywdę. To chyba jednak nie mogło się imać z tym, co właśnie widziała. Z jednej strony była zadowolona, jednak z drugiej ztłumiona, zmartwiona. Poczuła na sobie wzrok innych zebranych. Dziwnie się poczuła. Wtem na jej ramieniu pojawiła się dłoń Chloe, która była wręcz przerażona. Dobrze znała Jareda i wiedziała, co w takiej sytuacji mógłby zrobić. Shannon podszedł do brata i pomógł mu wstać.


Saoirse siedziała po turecku w łóżku, lekko nakryta kołdrą. Z jej ust wytoczył się kłąb dymu, który zaraz rozpłyną się nad jej głową. Poprawiła ramiączko stanika i spojrzała w stronę Jareda, który leżał obok niej. Posłała mu ciepły uśmiech i musnęła dłonią jego policzek.
- Bardzo boli? - Spytała wskazując na rankę na czole - kiepsko to wygląda.
- Spokojnie, zjedzie. - Odpowiedział szeptem, padał z nóg - gorzej z moimi żebrami, ale to nic.
- Do wesela się zagoi.
- Jest trochę czasu do nastpnego koncertu.
Dziewczyna sięgnęła po popielniczke stojącą na końcu łóżka. Strzepnęła do niej popiół i ponownie zaciągnęła się papierosem. Z początku Jared nie lubił, kiedy przy nim paliła, zwłaszcza w łóżku, albo jakimkolwiek pomieszczeniu. Jednak chyba odpuścił, bo wiedział, że i tak zrobi swoje. Ten zapach przestał, aż tak drażnić.
- Dzwoniłem do Jacka. - Jared położył głowę na jej nogach - wyjaśniłem sobie z nim to całe zajście.
- Przecież z nim rozmawiałeś, zanim wyszliśmy?
- No tak, ale było zamieszanie. Teraz tak na spokonie.
- Ale wszystko w porządku?
- Tak, wytłumaczyłem sobie z nim wszystko i nie ma problemu. Nawet mnie poparł.
- Chyba jak każdy.
- Możesz być ze mnie dumna. - Jared wyszczerzył zęby.
- Nie będę tego mówiła na głos, bo popadniesz w jeszcze większy samozachwyt.
- A da się?
Saoirse wybuchła śmiechem. W tym wszystkim nawet i znalazła się odrobina humoru. Ucałowała czubek jego głowy i dłonią zaczęła smerać jego kark. Czuła jaki jest spięty. Faktycznie, była z niego dumna. "Stanął w obronie swojej kobiety" - to takie zachwycające. Poniekąd z tego się śmiała, ale wiedziała, że mimo wszystko mężczyzna słusznie postąpił.
- Shannon powiedział, że gdybym mu wcześniej wspomniał, o co chodzi to by mi pomógł. - Dodał Jared - sam też był zdenerwowany.
- Wcale się nie dziwię.
- Honor to podstawa. Obym tego frajera więcej nie spotkał.
- Nie chciałabym być na jego miejscu. - Saoirse uśmiechnęła się kącikiem ust - a tak spytam, co z Shannonem? Strzelał fochy jak baba. Mówiłeś, że chodziło o jakąś dziewczynę?
- Tak. Był wściekły, ale on zawsze tłumi w sobie te wszystkie uczucia. Teraz dopiero coś mu odbiło.
- A to było coś poważniejszego?
- Tak. - Jared mlasknął - tak myślę. Byli ze sobą dosyć długo. Trochę mi ich szkoda, ale i tak pewnie jeszcze się zejdą.
Saoirse wyprostowała nogi, na co Jared usiadł. Pokręcił głową, by jakoś się rozluźnić. Spojrzał przed siebie z posępną miną. Coś mu chodziło po głowie, jednak Saoirse już nie pytała, o co chodzi. Zgasiła w popielniczce papierosa i odstawiła ją na półkę nocną. Zaraz to spojrzała na muzyka i ze śmiechem powiedziała:
- Mój bohater.

7 komentarzy:

  1. Przeczytałam jednym tchem. Czekam na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial swietny, bardzo mi sie podobal(: ciekawa jestem tylko, co mu chodzi po glowie i ciesze sie, ze ta sytuacja tak sie potocxyla, a nie, ze jaded uwierzyl demonowi! Tak trzymaj i weny! (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu! Tyle emocji :D Sporo też się zaczyna wyjaśniać z tą Saoirse (jej przeszłość). No i czy Jared się dowie. Pisz następny!
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta retrospekcja była interesująca. Zaczyna po troszkę wyjaśniać jej przeszłość.
    Damon mnie od początku wkurzył, ale ta akcja później. Whoa! Co za bokser z Jareda. Ale dobrze! Trzeba bronić swojej kobiety! I się przyznał przed wszystkimi, że jest z Saoirse! Teraz się zastanawiam, czy ktoś robił zdjęcia, pójdzie to do gazet, ktoś ją rozpozna i bum - kłótnia? Bo wciąż mnie intryguje jak to w końcu wyjdzie na jaw.
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie jeszcze sporo się dziać, mam pewne plany na kolejne rozdziały. Sporo się wytłumaczy, więc soon ^^
      Ogólnie, chcę dobić do 60 rozdziałów, podobnie jak na poprzednim blogu. Chyba taka nowa zasada w moim bloggowaniu ;P

      Usuń
  5. Kiedy doczekam się następnego? :<

    OdpowiedzUsuń