wtorek, 15 lipca 2014

rozdział 13 - Thirteen thirtyfive

Cześć Wam wszystkim.Ostatnio nawet się nie ruszam z domu, a wpisów nadal brak. Doszło do mnie takie coś, podobnego do wypalenia się. Jak byłam młodsza, chciałam zostać pisarką, ale nie wiem, czy jednak się nadaję. Nie bierzcie tego broń Boże, że się użalam, nawet nie lubię. Tylko czasem się zastanawiam do czego to wszystko mnie prowadzi. Takie wewnętrzne refleksje.
Od jakiegoś czasu piszę coś innego, nie ff. Sądzę, że kiedyś o tym usłyszycie, przeczytacie może też? Kto wie? Czas pokaże. Póki co, siedzę tu i chyba sie za bardzo uzależniłam od tego typu blogów. Myślę, że coś muszę z tym zrobić, co nie znaczy, że z tego zrezygnuję.

Soon

Puzzel.


*******


Poczuła ból. Coś jakby ktoś walnął ją w tył głowy krzesłem. Mruknęła pod nosem, zaczynając się kręcić. Chciała otworzyć oczy, jednak nie mogła. Sen nie chciał dawać za wygraną. Możliwe, że dałaby mu się porwać, gdyby nie to, że poczuła jak jej materac się rusza, nawet oddycha. Przez jej myśl przeszło stado roztoczy, które to może właśnie się wiercą. Jednak nie. Niechętnie uchyliła powieki, by zorientować się, co się dzieje. Podnosiła się powoli i leniwie. Pokręciła głową, by móc rozluźnić kark i szyję. Kiedy tylko spojrzała szerzej, dostrzegła zwisającą z sofy, rękę z tatuażami. Zmarszczyła czoło, przez chwilę zastanawiając się. W końcu do niej dotarły wydarzenia z ostatniego wieczoru, właściwie to nocy. Ten widok był wręcz bezcenny. Śpiący Jared. Uśmiechnął się przez sen, co było dosyć rozkoszne, ale mylne.
Saoirse wyprostowała się, postanowiła wstać. Zabrała ze stoliku część pustych butelek, obeszła sofę i poczłapała o ciężkich siłach do kuchni. Oparła się dłońmi o kant blatu. Pochyliła głowę, włosy nadal lepiły się do jej policzków. Nawet już z tym nic nie robiła. Teraz starała się uporządkować myśli.
- Co ty najlepszego robisz? - Spytała sama siebie z niedowierzaniem - przecież... to nie tak miało wyglądać! Co gorsza, chyba on staje się kimś więcej, niż dobrym kumplem do piwa, czy szefem.
To było, niczym rozmowa z sumieniem. Było one surowe, rzadko kiedy łaskawe, ale tak jakby chciało dobrze. Było częścią rozumu, lecz one nie zawsze brało pod uwagę uczucia, głównie zdrowy rozsądek. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, sama w sumie pogubiła się w tym wszystkim. Nagle ta w miarę zdrowa relacja, miała tak się zakończyć jak jej większość znajomości z mężczyznami? Nie dopuszczała takich myśli do głowy, przynajmniej próbowała. Oblizała usta i zamknęła oczy. Nie dość, że miała mętlik, głowa nadal nie przestawała boleć. Może i już mniej, ale wciąż. Wzdrygnęła się, kiedy tylko poczuła oddech na swoim ramieniu, jak i szyi. Natychmiast się odwróciła. Automatycznie ręce lekko uniosła do góry. Przed jej nosem stał sam Jared, który bacznie jej się przyglądał. Wyglądał nieco żałośnie. Jego koszula była cała wygnieciona, włosy stargane, a oczy zmęczone. Jednak mimo wszystko, to nadal był on.
- Obudziłeś się. - Szepnęła.
- Trochę niewygodnie było, ale... - Powiedział z uśmiechem - ale sen taki czy inny, złym nie jest.
- Miałam dobrą poduszkę. Co prawda, kości nieco mnie kuły, ale dało się przeżyć.
- Przepraszam, ale obiecuję, że się poprawię. Utyję, byś miała ze mnie większy pożytek.
Saoirse uśmiechnęła się prawie niewidocznie. Splotła swoje dłonie za plecami i spuściła wzrok. Wbiła go w kamienną posadzkę. Nie wiedziała, co mu może jeszcze powiedzieć. Korciło i wierciło ją od środka, by może rzucić mu się na szyję, uśmiechnąć się szeroko, pstryknąć go w nos. To głupie. Głupie myśli... a kysz, precz!
- Coś się dzieje? - Do jej uszu doszedł głos Jareda, który był wypełniony ciepłem - halo?
- Co? - Dziewczyna zamrugała oczami i podniosła głowę - zamyśliłam się, tak jakoś no.
- Dziękuję.
- Za co?
- Wiele się dowiedziałem. Nie musiałaś tego robić.
- Nie musisz za to dziękować, przecież wiesz.
- Niby tak.
- Przykro mi z powodu...
- Nie kończ... - Saoirse przyłożyła do jego ust palec wskazujący - było minęło. Nie wracajmy do tego, dobrze? Możesz to dla mnie zrobić?
Jared skinął głową i uśmiechnął się na swój styl. Zabrał jej dłoń i pozwolił jej opaść. Przechylił lekko głowę i bez zastanowienia, schował kosmyk niesfornych jej włosów za ucho. Niby to przypadkiem, niby z zamiarem dotknął jej policzka, który wydawał się tak chłodny. Saoirse czuła jak jej nogi drętwieją, ciało jakby zamiera.
- Wiesz co? - Powiedział cicho Jared, że ledwie myszy mogły to zrozumieć - nie wiem co, ale coś w sobie masz. Nie jest to sprawa widoczna gołym okiem, nawet nie umiem tego nazwać. Przyciąga jeszcze bardziej, cholera. Co byś mi odpowiedziała, jeżeli bym powiedział, właściwie powiem, że to staje się niezbyt bezpieczne?
- Zależy, z którego to kontekstu wyjąć. - Saoirse uśmiechnęła się - zależy co chcesz powiedzieć.
Obydwoje zrobili po kroku w swoją stronę. Zaśmiali się, sytuacja tego chyba nie wymagała. Oddalały ich małe, prawie niewidoczne centymetry, zaraz ich było mniej z kolejnym podejściem.
- A co jeżeli przyznam się do tego samego? - Spytała.
- To mamy mały problem. - Odpowiedział jej, teatralnie przewrócił oczami - nie jesteś taka jak inne.
- Wiem.
- Nie masz blond włosów, idealnych cech, których oczekuję, zupełnie inna.
- Inność jest fajna, tak myślę.
- Co teraz powiesz?
- Nie muszę ani słowa.
Saoirse powoli wspięła się na palce, by chociaż trochę móc dosięgnąć jego twarzy. Uniosła wzrok, by ją w zupełności zobaczyć. Styknęła się nosem z jego podbródkiem, ale nie tego chciała. Z dalszą próbą w końcu mogła swoimi ustami, dotknąć jego ust. Delikatnie je musnęła, niczym wiatr liście na drzewach. Nie minęło wiele, za nim pojawił się odzew. Chciała się uśmiechnąć, ale teraz miała ważniejsze zajęcie. Ich usta grały ze sobą. Jared położył dłonie na jej plecach, ona objęła rękoma jego kark, czasem muskała go opuszkami palców. Czuła pod nimi jego mięsień, skórę. Z każdą sekundą było jeszcze trudniej to przerwać. Na razie nie było nawet o tym mowy, nic z tego. Za fajnie, by kończyć.


Saoirse czuła jak trawa łaskocze ją w gołe części ciała. Pod głową trzymała dłonie, nogi wyprostowane, ale skrzyżowane. Na jej twarz padały przebłyski słońca, które przedzierały się przez zieleninę drzew. Dziewczyna uśmiechała się pod nosem do swoich myśli. Brakowało jej tylko słuchawek w uszach, jednak resztki kultury zabraniały jej tego. W grupie nie można. Obok niej leżał aparat zapakowany w etui. Póki co, postanowiła dać mu spokój. Teraz sama chciała go zaznać i pocieszyć się chwilą. Jednak coś zasłoniło jej dopływ słońca. Otworzyła oczy, lekko je mrużąc. Zobaczyła wysokiego mężczyznę, który podpierał ręce na biodrach, patrzył się.
- Tomo.
Powiedziała, po czym na nos nasunęła okulary przeciwsłoneczne. Gitarzysta bez pytania usiadł obok niej i uśmiechnął się do samego siebie. Dziewczyna w sumie rzadko z nim rozmawiała, ale chyba wolała jego towarzystwo, niż Shannona. Chorwat wydawał się być bardzo przyjacielskim człowiekiem, otwartym na innych. Co do starszego Leto miała pewne obawy. Znała takich jak on, czy podobnych. Niby nie powinno oceniać się książki po okładce, lecz brała go z większym dystansem.
- Nie przeszkadzam ci w tej samotni? - Spytał Tomo.
- Raczej nie. - Saoirse wzruszyła ramionami - zmęczony?
- Mam już dosyć tego freesby, ale chyba reszta tego nie rozumie.
- Więc postanowiłeś się zaszyć w mojej samotni? No dobra.
Gitarzysta odpadł na trawę. Przez jakiś czas nic nie mówił, ale w pewnym momencie spojrzał na nią. Najwidoczniej chyba jednak nie do końca liczył na ciszę. Wyglądało na to, że jednak chce zamienić parę zdań, chociaż to.
- Mogę cię o coś spytać? - Mężczyzna położył się na boku.
- Wal, śmiało. - Saoirse spojrzała w jego stronę.
- Mam nadzieję, że źle mnie nie odbierzesz, ale... czy ty i Jared, wy coś razem?
- A skąd takie podejrzenia, co?
- Znam go dosyć dobrze, by móc jakkolwiek się wypowiedzieć na jego temat. To jest osoba, której większość rzeczy łatwo przychodzi, kobiety też. On i Shannon to nieźli kobieciarze.
- Chcesz mnie przed nim ostrzec?
- Prze jednym i drugim. - Tomo parsknął śmiechem - mają swoje sposoby i te bajery. Oczywiście to moi dobrzy kumple, razem gramy, spędzamy prawie całe dnie, o ile moja żona nie ma dla mnie jakiś nowych atrakcji. Głównie chodzi mi tu o Jareda. Wydajesz się być rozsądną i mądrą dziewczyną, jesteś inna. Mam nadzieję, że nie zejdziesz z tej drogi, przez niego.
- Rozumiem, dzięki. Jestem duża dziewczynką, mimo wszystko. Krzywdy nie dam sobie zrobić.
- Mam tak prosto z mostu?
- Mhm.
- Widzę pewne rzeczy, więc tym bardziej cię zastrzegam. Nie będę ci truł całych przykazań, tylko proszę byś na siebie uważała. To może się odbić na wielu sprawach, nawet na naszej pracy.
Saoirse nadal na niego patrząc, blado się uśmiechnęła. Miło, że ktoś był szczery i wprost powiedział, co ma na myśli. Była to bardzo fajna sprawa. Lubiła takich ludzi. Skinęła głową na znak, że dotarły do niej jego słowa.
- Za Emmą to chyba jednak nie przepadasz? - Tomo mówił dalej.
- Niekoniecznie pajam do niej miłością. Chyba to jest odwzajemnione. Na początku sądziłam, że jest dobrze, ale odnoszę wrażenie, że ona jest tak jakby zazdrosna.
- O Jareda?
- Czasem tak ma, nie przejmuj się. Przejdzie jej. Jeszcze zobaczysz, jak obydwie będziecie sobie za jakiś czas żartowały, gadały. Musi się oswoić. Sądzę, że ty też.

Przez drogę powrotną do hotelu, Saoirse cały czas czuła na sobie wzrok Jareda. Czasem zerkała w jego stronę, jednak nie chciała, by ich spojrzenia się spotkały. Bała się, że ktoś zauważy, że sama sobie się nie oprze, że stanie się coś, co stać się nie może. Dziewczyna fotografowała budynki, ulice, przechodnich ludzi, knajpki. Bardzo podobała jej się cała okolica. Sympatyczna, klimat swój miała. Jednak na tym nie pozostawała. Chyba każdego z grupy ujęła w kadrze. Na każdym zdjęciu Jareda, łapała jego znaczące spojrzenia, czasem uśmieszek. Aż czuła, że w środku płonie, jej policzki stają się nienaturalnie rumiane, różowe, że ho ho. Tak bardzo chciała wiedzieć, co ma w głowie, na myśli.


Samolot przebijał się przez chmury, rozwiewał je na milion kawałeczków, aż w końcu znikały całkowicie jak rozpuszczone w acetonie. Saoirse kiedy była mała myślała, że to wata cukrowa. Nadal miała takie skojarzenie. Chciała zrywać je garściami i zjadać, wypełniając usta słodyczą. Opierała się głową o szybkę, do jej uszu dochodziła tylko muzyka ze słuchawek. Mieli niedługo lądować. Przez większość drogi udało się jej złapać kontakt z Poppy. Jednak nie chciała jej naciągać na sporą kwotę międzynarodową, zadzwoniła. Coś jakby czuła, że może jednak ktoś na nią czeka w tak zwanym domu. Teraz musiała sama siebie odnaleźć, rozprawić się z przeszłością i w końcu przestać kłamać. Czuła się z tym okropnie. Nie chciała, by Jared znał do końca epizody z jej życia. Wiedziała, że on może tego nie zrozumieć. Za późno na tłumaczenia, lepiej było milczeć. Jednak to ostatnia rzecz, w jakiej mogła nie dawać znaków.
                    To wszystko wydawało się takie zabawne. W życiu nie przypuszczała, że zacznie się tak dziać. W ogóle nie przyszłoby jej na myśl, że będzie teraz tam, gdzie jest. Ciągnęła za sobą walizkę, na której leżała torba podróżna. W dłoni ściskała kartę, klucz apartamentu. Korytarz zdawał się taki, jakby nie miał mieć końca. W reszcie. Drzwi. Pchnęła je i weszła do środka. Teraz marzyła o kąpieli, łóżku i śnie, na który czekała z niecierpliwością od paru godzin.
Delikatna w dotyku pościel muskała jej ciało, co było nad wyraz przyjemne. Saoirse przekręciła się na brzuch, zapaliła wysoką lampę koło łóżka i sięgnęła po aparat leżący na półce nocnej. Nie mogła zasnąć, obudziła się i z głowy. Zaczęła przeglądać zdjęcia, które ostatnio zrobiła. Było ich bardzo dużo. Przycisk poszedł w ruch. Właściwie to chodziło jej jedynie o te fotografie z Jaredem. Przyglądała się im tak, jakby chciała coś z nich wyczytać. Uśmiechała się pod nosem, jednak była niecierpliwa i nad wyraz ciekawa, co ma być dalej. Od ostatniego pocałunku miał drugi dzień. W sumie ona i młodszy Leto nie poruszali tego tematu, w sumie nie było okazji. Miała jednak nadzieję, że ona przyjdzie, najlepiej tu i teraz. Jednak nie, była noc. On zapewne spał.

Jednak nic bardziej mylnego. Jared leżał w łóżku na plecach, marszcząc nos i co chwila kręcąc się. Trochę obawiał się swojej natury, tego jak z reguły się dzieje. Lubił Saoirse, nie chciał jej skrzywdzić jeszcze bardziej jak to za niego zrobiło życie. Najlepiej było przerwać tą niewytłumaczalną sytuację. Mówił mu to rozum, lecz intuicja i zmysły były przeciwne. Przekręcił się na bok, przewracając oczami, wykonując dziwne ruchy. Chciał, by było dobrze, ale jak skoro zachowywał się jak idiota. Miał ją teraz zbajerować, później powiedzieć "sorry, nic z tego, ale było fajnie"? Nie chciał tak. Czuł, że coś go do niej przyciąga, jakby ona sama go mentalnie wołała. Odbiegała w wielu przypadkach od tego jednego zarysu kobiety, ale czemu przeczyć... nie musiała być taka jak inne. Gdy tylko o nie myślał, uśmiechał się, jednak bał się. Tak na prawdę nie wiedział o niej wiele, mimo wszystko. Jednak trzeba poznawać ludzi. Lubił kiedy uśmiechała się, a w jej policzkach pojawiały się dołeczki, robi głupie miny, śmieje się, pachnie, rusza się. Coś jakby... wolał o tym nie myśleć. Zawód.
Mimo tego w końcu usiadł. Chciał krzyczeć, miotało nim jakby wstąpił w niego szatan. Zaczynał bać się samego siebie. Ale czy ktoś kiedykolwiek umiał wyjaśnić te miłe uczucie, kiedy widzi się tą drugą osobę. Nie idealną, a tak cudowną, aż szkoda wzroku odrywać. Siódmy cud świata, chociaż daleko do niego o całe mile. Czymś głębszym to nie było, ale wierzchołkiem na górze, która mogła stać się czymś więcej. Czas pokaże, a może nie? Lepiej go zagiąć i samemu wziąć sprawy w swoje ręce? No i teraz się zaczęło.








4 komentarze:

  1. Boski rozdział :) mam nadzieje że coś bardziej zaiskrzy między nimi , ale mam przeczucie że jej tajemnica wyjdzie na jaw i w tedy będzie nieciekawie :/ czekam na nowy i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Idź do niej, durniu! W ogóle akcja po przebudzeniu taka aww :D
    A Tomo jest genialny, uwielbiam tego faceta, zarówno w tym jaki jest w 'rzeczywistości' i takiego jak go kreują różne FF.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, nadrobiłam! Cudownie rozwinęłaś tą akcję, cholernie mi się podoba, że Saoirse rzuciła pracę i skończyła współpracę z tym dilerem.
    Co do tego "wypalenia się", o którym napisałaś, mam podobnie. Teraz trochę mi przeszło, ale przez ostatnie dwa miesiące nie byłam w stanie napisać nic. Ani Marsy nie kręciły mnie na tyle, żeby usiąść na kilka godzin i tworzyć. Coś mnie jednak tknęło, coś się zmieniło i teraz już jest lepiej. Nie martw się. :)
    Ogromnie uwielbiam to, jak kreujesz intymność pomiędzy bohaterami (oczywiście chodzi mi o Saoirse i Jareda). Genialnie, nie muszę nawet się nad tym zastanawiać, momentalnie widzę ich siedzących na tej kanapie, jego rękę na jej nodze.. Widzę wszystko. :)
    No i standardowo - czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń