wtorek, 3 czerwca 2014

rozdział 10 - Talk is cheap

Cześć. Tym razem daje Wam porządny, myślę, że dobry rozdział :)
Właściwie to są dwa wpisy, które jednak postanowiłam połączyć. Pisałam wszystko ostatniej nocy. Czemu tego jest, aż tyle? Może dlatego, bo nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Teraz mam sporo zamieszania. Wiem, że mówię to po raz setny, ale tym razem tak faktycznie jest.
Mimo wszystko, mam nadzieję, że Wam starczy, póki co.
Tosiak <3

GRUPA - dla tych, co chcą być na bieżąco :)


****




Można powiedzieć, że to była jej najlepsza decyzja, jaką podjęła w życiu. Jednak była to druga w kolejności, gdyż na pierwszym miejscu plasował się wyjazd z Nowego Jorku i opuszczenie "rodzinnego domu". Saoirse wiedziała, że to była jedyna rozsądna opcja. Wiedziała, że będzie jej trudno, ale postanowiła zmierzyć się z losem. W innym wypadku, zapewne skończyłaby w przytułku, pod śmietnikiem, a w najgorszym przypadku musiałaby zostać w piekle, zwanym "domem". Dziewczyna nigdy nie miała drogi usłanej kwiatami. Od małego zmagała się z trudnościami, które z każdym dniem były coraz większe. Cóż się dziwić? Dziewczyny, które decydują się na taki charakter pracy z reguły mają trudną przeszłość. Do tej grupy właśnie należała Saoirse. Wstydziła się tego, co robiła, kim była, a o swoim dzieciństwie nie chciała pamiętać. Kiedy ktoś jej pytał, czemu, od razu reagowała gniewem, albo zamykała się w sobie. Każdy ma jakiś czuły punkt, a to był właśnie jej. Jednak postanowiła wyzbyć się wszelkich żali, wstydu i ruszyła do przodu. Były to małe kroczki, ale miała nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej.
                          Wschód Słońca minął, nastał dzień. Była to data niezwykle szczególna dla Saoirse. Właśnie teraz to był ten czas, już nie musiała pracować dla Bossa. Jedyne co to musiała spłacić Jacka w jak najszybszym czasie. Wiedziała, że konsekwencje mogą być opłakane. Chciała to już mieć z głowy. Kiedy tylko do niego zadzwoniła, czuła wielką gulę w gardle. Miała nadzieję, że diler będzie wyrozumiały i da jej chociaż odrobinę czasu. Póki co, oddała mu część pieniędzy, jednak do całkowitej puli jeszcze trochę brakowało. Tą lukę miała zapewnić spłata Jareda. Ale jak? Tak w krótkim czasie? Saoirse chciała go poprosić o pieniądze wcześniejszym terminie. Nie mowa tu o całości, lecz małej części. Nie mogła mu powiedzieć na co tak naprawdę chciała to przeznaczyć, więc miała już plan (o ile można było tak to nazwać). Pretekst? Spłata czynszu, właściciel naciska, ona rzuciła pracę. Dziewczyna była ciekawa, ile jeszcze pociągnie na takim kłamstwie. Przecież właśnie skończyła z przeszłością, to był półmetek. Nie mogła już mu wciskać kitu, gdyż nie robiąc tego, co robiła. Niby oczywiste, ale takie to naiwne.
- Rzuciłaś pracę? - Spytała Poppy, kręcąc się koło stołu - podziwiam.
- Tak. - Saoirse pokiwała głową i upiła herbaty z kubka - to była najlepsza decyzja, jaką podjęłam w ostatnim czasie.
- A tak spytam... z czego masz zamiar się utrzymywać? Wiesz, nie chcę płacić drugiej części czynszu.
- Wiem, o co ci chodzi. Spokojnie, jestem bardziej odpowiedzialna, niż ci się wydaje. Przynajmniej w tym temacie. - Saoirse wyciągnęła nogi przed siebie - dostałam nową pracę. Powiedzmy, że znam wokalistę jednego z rockowych zespołów. Właśnie on i jego grupa są w trasie. Potrzebują fotografa. Przynajmniej tak mi on powiedział. Nie wiem, ile w tym prawdy, a ile litości? Tak czy siak, zarabiać będę.
- Farciara. - Poppy uśmiechnęła się do dziewczyny i usiadła na parapecie - a zdradzisz mi jaki to zespół?
- Thirty Seconds to Mars, o ile coś ci to mówi.
- Pewnie, że tak! Moja siostra ich słucha, a właściwie słuchała.
- Aż tak się skiepścili?
- Od trzech lat nie żyje.
- Przepraszam. - Saoirse przygryzła usta - przykro mi.
- Trzeba żyć dalej. Kiedyś myślałam, że ciągle ją wspominając nie zapomnę o niej. Był to błąd, bo przecież zawsze zostanie w moich myślach. Jednak tym samym traciłam kontakt z rzeczywistością. Utrata kogoś bliskiego? Naprawdę nikomu tego nie życzę.
- Ja na szczęście o tym nie zdążyłam się przekonać. Domyślam się, że to straszna rzecz.
- No właśnie. - Poppy na chwilę spuściła wzrok - a kiedy zamierzasz jechać w trasę z zespołem?
- Teoretycznie to z miejsca. Jednak jeszcze nie dzwoniłam do Jareda, by się dopytać o szczegóły. Póki co jeszcze nie wie, że rzuciłam pracę.
- Rozumiem. Ale... ja mam tu zostać sama, rozumiem? Na jak długo?
- Tego jeszcze nie wiem? Nie rozmawiałam z Jaredem, tak jak wspominałam i trudno mi teraz cokolwiek powiedzieć. Ale tak, będziesz musiała posiedzieć tutaj sama.
- O Boże...
- Spokojnie, ja tu mieszkam parę lat. Jeszcze nic mi się złego nie stało to sądzę, że i ty dasz sobie radę.
- Obyś się nie myliła.

Saoirse chodziła po pokoju z komórką przy uchu. Nadal cisza. Nie dość, że Jared nie odbierał to same połączenie międzynarodowe kosztowało. Wyklinała co jakiś czas pod nosem, przewracała oczami i co chwila siadała na łóżku. Nie lubiła, kiedy ktoś nie odbierał. Sądzę, że to dosyć znane uczucie. Takie poirytowanie.
- Halo? - Spytał mężczyna po drugiej stronie - Soirse?
- Nie, święty Mikołaj. - Odparła z sarkazmem dziewczyna - dodzwonić się do ciebie to po prostu cud!
- Poczekaj, ja do ciebie oddzwonię. Polecisz w koszta za te połączenie.
Rozmowa się urwała. Saoirse spojrzała w ekran komórki z zadumaniem. Teraz jeszcze miała czekać, aż on do niej oddzwoni. Czyżby miały minąć lata świetlne? A nie, taka niespodzianka.
- No to już jestem. - Powiedział Jared - i jak?
- Rzuciłam pracę. - Odparła dziewczyna, kładąc się na łóżku - odeszłam.
- To świetnie! Wiedziałem, że ci się uda.
- Jared?
- Mhm?
- Kiedy ja mam zacząć? Wiesz, po za tym, nie znasz moich preferencji i...
- Jak nie jak tak? W internecie wszystko się znajdzie.
- A ty rudy lisie.
- Słuchaj... - Mężczyzna westchnął - Tomo ma pilną sprawę w LA za dwa tygodnie. Akurat nie będziemy mieli koncertów, ani nic, więc chyba wszyscy wrócimy do Kalifornii.
- Ale weź pod uwagę, że muszę z czegoś żyć. Sam mnie namówiłeś na ten pomysł i...
- To ci zapłacę część.
- Do tego też chciałam zmierzać.
- Ile chcesz?
- A ile dasz?
- Dobra, zróbmy tak... - Jared na chwilkę zamilkł - wyślę ci smsem mój mail i odpiszesz mi na niego. Podasz numer konta i przeleję ci pieniądze, ok?
- No dobrze. Przepraszam, że tak, ale...
- Nie masz za co. Przecież to ja wymyśliłem to wszystko, teraz nie masz pracy. Sądzę, że to, co ci prześlę starczy na te dwa tygodnie.
- A przybliżysz mi kwotę?
- Powiedzmy, że połowa tego, co dostaniesz za miesiąc.
- To już nie chcę myśleć jaką będę miała pensję.
- Dogodną. - Jared parsknął śmiechem - dobra, ja kończę. Mam parę spraw na głowie. Tutaj trochę mi rozrabiają, więc muszę ustawić do pionu wesołą gromadkę wzajemnego adorowania.
- Dobrze, panie szefie.
Saoirse z uśmiechem na twarzy odłożyła komórę na stolik i zaraz zaczęła szukać swojego laptopa. Wszystko poszło po jej myśli. Nie sądziła, że tak łatwo pójdzie. Czasami miała wrażenie, że zbyt naiwnie podchodziła do tej sprawy, ale jeżeli miała zaufać Jaredowi...                                           Wpisała na klawiaturze stronę konta internetowej poczty. Zalogowała się i już mogła wysłać wiadomość muzykowi. Teraz wszystko miało się poukładać.

Saoirse pchnęła drzwi i znalazła się w środku. Widok był taki sam, bez zmian. Jedynie co to mogło być więcej brudu i porozrzucanych rzeczy. Weszła dalej, ściskając w dłoni kopertę. Śmiałym krokiem weszła do kolejnego pomieszczenia. Tam na kanapie leżał diler, a wokół niego paru gości, którzy nie wyglądali na zbytnio komunikatywnych. Jack spojrzał na dziewczynę, unosząc brwi. W ustach miał papierosa, którego popiół spadał raz po raz na podłogę. Dziewczyna podała mu kopertę i założyła ręce. Mężczyzna przeliczył wszystkie pieniądze i pokiwał głową.
- Suma się zgadza. - Powiedział i odłożył kopertę na bok - skąd wzięłaś te pieniądze? Sądziłem, że nie uda ci się tyle zebrać w takim czasie?
- Miałam oddać to oddałam. - Saoirse odpowiedziała wymijająco - sprawę mamy z głowy.
- Lubię takie interesy. Właśnie, jak już o tym mowa... mam dla ciebie kolejne zlecenie.
- Wybacz, ale jednak odmówię.
- Co? - Jack, aż wstał z kanapy - wycofujesz się?
- Tak jak słyszysz.
- Chyba żartujesz?
- Jestem całkowicie poważna. Już nie potrzebuję brudnych pieniędzy.
- Oo, czyżbyś przeszła na jasną stronę mocy?
- Nazywaj to jak chcesz.
- Cholera, ja jednak będę się upierał.


Jared siedział w jednym z hotelowych pokoi i wygrywał na gitarze kolejną melodię. To go uspokajało, czuł muzykę całym ciałem. Obok niego siedział Shannon, który kiwał głową w rytm, a tuż obok niego Emma, która notowała coś w kalendarzu.
- Jared? - Spytała kobieta - aby na pewno wiesz co robisz?
- Co? - On oderwał się od gitary.
- No, mam na myśli tą sprawę z Saoirse. Tak się nazywała, prawda?
- Mhm. A czemu sądzisz, że to może być zła decyzja?
- Wiesz, nie znamy jej.
- Wy może i tak. - Muzyk odłożył gitarę na bok - ja jej ufam. Sama znalazłaś w internecie jej bloga. Co prawda, dawno już nie dodała żadnego wpisu, ale sama widziałaś. Zdjęcia miała świetne.
- Wszyscy przecież wiemy, o co ci tak na prawdę chodzi.
- Niby o co?
- Chcesz jej pomóc. Lubisz ją, to całkowicie normalne. Ale każdy ma swoje problemy, a ty nie możesz być taką opieką społeczną i...
- I co? - Mężczyzna był poirytowany słowami asystentki - co w tym złego? Przyjemne z pożytecznym. Zna się na swoim zawodzie, a przy okazji wiem, że mogę jej zaoferować swoją pomoc. Czy to takie straszne?
- Dobra, a czemu ci tak na tym zależy? - Wtrącił Shannon - czy ty i ona...? Nie wszystko mi mówisz, ale...
- Jezu! Czy wy wszyscy tylko o jednym? Do cholery! Lubię ją, widzę, że źle się z nią dzieje. Też mamy pewne braki w składzie. Nikt tego nie widzi, tylko same podteksty?
- To jest zwyczajnie dziwne. Sam ciebie nie poznaje. Chyba, że masz zamiar, no wiesz?
- Shannon!
- Co? Tak pytam.
- Tak, czy siak - Emma znów włączyła się do rozmowy - kiedy do nas dołączy? Muszę wiedzieć na kiedy mam przygotować dokumenty.
- Po powrocie do Stanów. Teraz byłoby za dużo zamieszania. Ona zdąży się przygotować, a my ustalimy, co mamy robić. Myślę, że to najrozsądniejsza z opcji.
- Abyśmy się tylko na tym nie przejechali.
- Ja wiem, że będzie dobrze. Trochę zaufania.


Wszystko się zmienia, czas przemija, każdy dzień przynosi coś nowego. Tego Saoirse nie mogła doświadczyć ostatnimi czasy, zanim spotkała Jareda. Może być to banalne, czy nudne, tylko o tym rozmyślała, ale jednak to była szczera prawda. Nie sądziła, że jedna osoba mogła tyle zwojować w jej życiu, oczywiście na plus. Dziewczyna jeszcze bardziej była zaskoczona, kiedy sprawdziła, ile pieniędzy jest na jej koncie. Oczy zrobiły się ogromne, a usta rozdziawione. To, co ujrzała była nawet szokiem. Wiedziała, że będzie nieźle zarabiać u boku zespołu, ale to przeszło jej oczekiwania. Wcześniej pobrała pieniądze dla Jacka, myślała, że zostało jej niewiele, a tu taka niespodzianka. Nawet nie sprawdzała wcześniej jaka to będzie suma. Skoro to była połowa to...
- O rany. - Powiedziała pod nosem, zamykając laptopa - Jared przesadził.
Dziewczyna wyprostowała się i podniosła z łóżka. Wolnym krokiem wyszła na balkon i nabrała w płuca powietrza. Zamknęła oczy, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Teraz nie mogła się doczekać, kiedy ruszy z chłopakami w trasę. Jednak bardziej chciała zobaczyć się z Jaredem. Nie wiedziała jak ma mu dziękować. Zrobił dla niej tyle, a ona? Cóż, może jedynie dobre wrażenie, co też było wątpliwą sprawą.
- Saoirse? - Usłyszała za swoimi plecami głos Poppy - przepraszam, że tak wchodzę bez zapowiedzi, ale widziałaś może gdzieś moją komórkę?
- Nie. - Dziewczyna pokręciła głową - niestety.
- Za tydzień trzeba zapłacić właścicielowi.
- Wiem. Mam pieniądze to tym razem nie zawalę sprawy.
- Zazdroszczę ci. - Poppy oparła się plecami o ściankę - to tyle rozwiązuje.
- Wiesz, miałam szczęście. A zaczęło się od tego, że Jared wjechał swoim samochodem w mój. W życiu bym nie pomyślała, że to tak się potoczy.
- Nigdy nie wiadomo, co nas spotka.
- Na to wychodzi.
- Lubisz go, co nie?
- Pewnie, że tak. - Odpowiedź była dla Soirse oczywistością.
- Znany, lubiany, przy pieniądzach. Bierz się za niego.
- Woli blondynki. Po za tym, nie wiem, czy umiałabym go traktować jako faceta, a nie przyjaciela?
- Wiesz co?
- Co?
- Zarumieniłaś się. - Poppy uśmiechnęła się szeroko - często tak jest, kiedy o nim wspominasz.
- Ty mi coś sugerujesz?
- Nie, skąddddd....
- Nawet gdyby to nie ta liga.
- A masz pewność?


Czasem też tak macie, że czujecie coś, a jednak nie? Może, gdyby to ująć inaczej, nazwać innymi słowami? Coś jak posiadanie wiedzy, o której jeszcze nie mamy pojęcia? Może to nieco dziwne, ale sądzę, że opisanie pewnych rzeczy, spraw wymaga jednak obserwacji, niż szukania odpowiednich słów. Myślę, że za jakiś czas da się rozwiązać to zagwozdkę.
Czasem mam wrażenie, że nie warto wracać do tego, co było, tylko cieszyć się tym, co jest. Tak, czy inaczej to, co kiedyś straciliśmy, zawsze do nas wraca. W takiej, czy innej postaci. Nie zawsze, gdy tego chcemy. Sądzę, że jest w tym pewna racja, chociaż trochę jej.

Saoirse stała w kolejce, spoglądając przed siebie. Przyszło do jej głowy parę myśli. Sądziła, że już nie doczeka się na swoją kolej. Na jej ręce wisiał koszyk, który z każdą minutą wydawał się być coraz cięższy. W końcu z rezygnowaniem postawiła go na podłodze tuż koło stóp. Westchnęła ciężko. Chciała już być w domu i rozpakowywać zakupy. Jej komóra zawiborwała w kieszeni. Dziewczyna wyciągnęła ją i spojrzała na ekran. Na nim wyświetlił się nieznany numer. Zmarszczyła noc i przygryzła dolną wargę. Z reguły nie odbierała takich połączeń, lecz coś jej podpowiedziało, by tym razem zrobiła wyjątek.
- Tak? - Spytała z nadzieją na szybą odpowiedź.
- Cześć. - Powiedział damski głos po drugiej stronie. - Tu Emma, poznałyśmy się przez Jareda. Zaraz po rozmowie zapisz sobie ten numer, jest mój. Przyda ci się.
- O, hej.
- Dzwonię do ciebie, by przekazać, że za dwa dni będziemy z powrotem. Jared nie mógł do ciebie odezwać, bo ma teraz sporo spraw na głowie. Licz się z tym, że podczas trasy będzie to dosyć częste. Tak więc już teraz szykuję ci parę dokumentów do podpisania.
- Mianowicie?
- Nigdy nie przyjmowałaś oferty pracy?
- Rozumiem już.
- Oby. - Emma była nieco oschła - resztę papierków zorganizuje na miejscu. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na współpracę z zespołem?
- Tak, przynajmniej tak sądzę.
- Musisz być pewna.
- Okey. - Saoirse przesunęła nogą koszyk, kiedy kolejka poszła o oczko dalej - mogłabyś przekazać Jaredowi, by jednak się do mnie odezwał rano? Wtedy będzie u nas chyba noc i...
- Dobrze, że powiedziałaś, bo nikt by się nie zorientował.
- Mogłabyś?
- Mówiłam, że teraz nie ma czasu. Ja z resztą też. Widzimy się za dwa dni.
Rozmowa zakończona. Saoirse oderwała od ucha komórkę i schowała ją do kieszeni. Była nieco zaskoczona tonem Emmy. Przecież ostatnim razem dogadywały się całkiem dobrze. Wydawało się jej, że kobieta ją polubiła. Jednak co mogła powiedzieć po jednym spotkaniu? Jednak mogło się obyć bez oschłości i sarkazmów.

Dziewczyna weszła do mieszkania, taszcząc papierowe torby z zakupami. Zawołała Poppy, by jej pomogła. Dziewczyna natychmiast przybiegła i zabrała część balastu.
- Przecież mówiłam, że z tobą pójdę. - Powiedziała, stawiając torby na stole w kuchni.
- Nie chciałam czekać. Teraz wszytko jest z głowy. - Odparła Saoirse i usiadła na krześle - wszystko wedle listy zakupów. Po za tym, że musiałam taszczyć to wszystko na któreś piętro to mam samochód. Nie martw się o mnie. Jestem dużą dziewczynką.
- No dobra. Teraz będę musiała sama latać po zakupy.
- Jeszcze trochę zostało do wznowienia trasy. Grupa wraca za dwa dni, mam czas by się przygotować. Po za tym, za nim ruszymy też upłynie kilka dni. Może tydzień?
- Pewnie tak.
- Dzwoniła do mnie asystentka Jareda. W sumie to pewnie ją awansował. Dziewczyna robi naprawdę dużo.
- I co?
- Szykuje już dla mnie dokumenty. Zauważyłam, że jednak chyba nie paja do mnie sympatią. Może miała kiepski dzień, ale...
- Może? A znasz ją osobiście?
- Widziałyśmy się tylko raz. Sądziłam, że jest okey?
- Może faktycznie tak jest, ale jak sama wspomniałaś, albo zły dzień?
- Odniosłam to tak, jakby sobie ze mnie kpiła.
- Wiesz co mówiła mi moja babcia? - Poppy zamknęła lodówkę - często to powtarzała. Czy chcesz wierzyć w te wszystkie głupstwa, które powiedzą o tobie ci głupcy?
- Wiesz, Emma nic złego de facto mi nie powiedziała.
- Ale widzę dużo rzeczy. Sądzę, że ta maksyma może ci się jednak na coś przydać.
- Dzięki. Babcie chyba jednak mają rację.
- Oj tak.

Cóż dodać? Mijały minuty, godziny, a czas i tak dalej się wydłużał. Było to niczym wieczność. Ale co można było poradzić? Właściwie to nic, tylko czekać. Jednak to przyprawiało o jeszcze większy niepokój i podekscytowanie za jednym razem.
Samochód zatrzymał się przy krawężniku. Tak naprawdę nie powinno nic tam stawać, jednak w tej dzielnicy chyba wszelkie zakazy nie miały większego znaczenia. Kto bogatemu zabroni? Tym bardziej ich gościom. Saoirse wysiadła i zatrzasnęła za sobą mocno drzwi. Zagarnęła do tyłu swoje włosy i pewnym krokiem ruszyła do furtki. Domofon, przycisk, sygnał.  Zaraz znalazła się na chodniczku, prowadzącym na tył domu. Dziewczyna miała ochotę biec, ale powstrzymywała ją myśl, że mogłoby to dosyć dziwacznie wyglądać. Weszła na taras, którego podłoga była ułożona z białych, błyszczących w świetle kafelkach. Przekroczyła próg dzielący salon z ogrodem. Spostrzegła Jareda, który rozkładał ręce na jej widok. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła i podeszła do muzyka, by móc się przywitać.
- Cześć. - Powiedział, kiedy tylko pocałował jej policzek - dwa tygodnie cię nie widziałem i...
- I? - Saoirse przechyliła głowę.
- I nic się nie zmieniło.
- Co najwyżej to może więcej się uśmiecham.
- Wreszcie! - Jared skinął dłonią na znak, by usiadła - Emma dzwoniła do ciebie?
- Tak, dwa dni temu. Powiedziała, że jak tylko będziecie już w LA, da mi dokumenty do podpisania. Dużo tego jest?
- Trochę, ale to same formalności. Wiesz, lepiej mimo wszystko mieć to na papierze. Ale czemu teraz mamy o tym gadać? Jak poszło z decyzją o rzucenie pracy?
- Było sporo przemyśleń, ale w końcu zdecydowałam się wziąć sprawy w swoje ręce.
- Czyżby nowa Saoirse?
- Zdecydowanie odmieniona, ale trochę z tej starej zostało.
- Oby, bo to właśnie ją polubiłem.
Dziewczyna w końcu zasiadła na sofie i założyła nogę na nogę. Torbę położyła tuż obok i spojrzała na muzyka wyczekująco. Miała ogromną nadzieję, że zacznie ja wypytywać. Dosyć rzadkie było to uczucie, ta chęć, by ktoś spytał ją "co u ciebie?" Tak po prostu.
- Chcesz czegoś do picia? - Spytał frontman.
- Nie, ale dzięki. - Odparła wyciągając się - jak tam trasa?
- Było świetnie. Jak teraz z nami pojedziesz to sama się przekonasz. Wyjeżdżałaś już kiedyś?
- Dawno temu, ale kiedy byłam mała. Teraz jedynie, gdzie wyjechałam było właśnie Los Angeles. Zdecydowanie wolę te miasto, niż Nowy Jork. Czasem takie duże i jaskrawe miasta mogą na prawdę przytłaczać.
- Ja uwielbiam tam jeździć. Ma to swoją magię.
- Ja jednak jej nie czuję.
- Chodź.
Saoirse zmarszczyła brwi. Jared złapał ją za nadgarstek i zaczął prowadzić przed siebie. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, o co mu chodzi. Weszli na schody, tam na górę. Znaleźli się na niewielkim korytarzu, stamtąd do jednego z pokoi. Była to chyba jego sypialnia. Pierwsze, co przyszło na myśl Saoirse to... chyba nie trzeba mówić. Jednak nic bardziej mylnego.
- Przeczytaj. - Powiedział Jared i podał jej kartkę - i powiedz, co o tym sądzisz.
Dziewczyna usiadła na łóżku, zagłębiając się w słowa. Z każdą kolejną linijką, tekst coraz bardziej się podobał. Niektórych słów nie mogła rozczytać, jednak w końcu się udawało. Muzyk siedział obok niej, patrząc na nią z niecierpliwością w oczach.
- I jak? - Spytał - pamiętasz jak mówiłaś mi, by czasem zaczerpnąć od kogoś opinii?
- Pamiętam. - Saoirse oddała mu kartkę - i wiesz co?
- Przyjmę na klatę nawet najgorszą krytykę.
- To jest świetne.
- Serio?
- Pełna powaga. Jeżeli tej piosenki nie wydacie to się poważnie obrażę.
- Chyba już nie mam wyboru? - Mężczyzna uśmiechnął się - skoro mówisz, że jest dobra to tak musi być.
- Wiesz co? Jednak napiłabym się czegoś. Kawa?
- Już się robi.

W kuchni panował lekki bałagan, co było dosyć rzadko spotykanym zjawiskiem w domu takiego "czyścioszka". Saoirse grzecznie zasiadła na wysokim krześle, stojącym obok blatu. Obserwowała Jareda, który dosyć niezdarnie szykował jej kawę. Co jakiś czas uśmiechała się pod nosem na widok jego zabawnych ruchów. W pewnym momencie miała ochotę zaśmiać się, jednak z trudem się powstrzymała. Przed jej nosem postawił kubek świeżo zaparzonej kawy, której zapach, aż prosił, by posmakować tego "arcydzieła". Saoirse skinęła głową, co miało oznaczać podziękowanie.
- Aż tak dobrze po kuchni się nie poruszam. - Zażartował Jared - nawet przy robieniu kawy.
- Nie jest źle. - Dziewczyna podparła się łokciem - gdybyś mnie zobaczył to... nie, lepiej nie.
- Shannon w tym temacie jest specjalistą.
- To może najwyższa pora iść do niego na praktyki?
- Chyba tak zrobię, dzięki.
Saoirse wstała, łapiąc kubek za ucho. Podeszła do niewielkiego okna. Za nim mogła dostrzec białe pyłki, które unosiły się na wietrze. Słońce wyglądało zza chmur, a liście drzew drżały za każdym powiewem. Dziewczyna spojrzała przez ramię na Jareda, który nadal nie odrywał od niej wzroku. Posłała mu uśmiech, na co on odpowiedział tym samym.
- Cholera. - Powiedział - zapomniałem.
- O czym? - Spytała dziewczyna.
- Emma ma dziś się nieco spóźnić. Mówiła, że ma parę spraw do załatwienia.
- To poczekam. A właśnie, dwa dni temu, kiedy do mnie zadzwoniła, poprosiłam ją, by ci powiedziała, że chcę, abyś się do mnie odezwał.
- Co? Nic nie wspominała.
- Powiedziała, że masz trochę spraw na głowie i...
- To prawda, ale sądzę, że mogłem do ciebie się odezwać. Nie wiem, czemu nic mi o tym nie wiadomo. Później ją o to spytam.
- Nie, Jared. Nie ważne, po co?
- Jak wolisz.
Muzyk podniósł się i zrobił parę kroków w przód. Tym samym stanął obok niej. Dziewczyna już z takiej odległości mogła poczuć zapach jego wody kolońskiej, która wyjątkowo łechtała jej zmysły. Często ich używał. Z daleka już mogła go rozpoznać. Przymknęła powieki i ponownie upiła kawy. Teraz czuła się kompletnie zrelaksowana. Lubiła tu przychodzić. Była tu cisza, spokój, porządek. To, czego na co dzień jej brakowało. Przede wszystkim sam Jared.
- Masz na dziś jakieś plany? - Spytał, podchodząc bliżej okna.
- Nie. - Saoirse wzruszyła ramionami - pracy już nie mam, więc cierpię i ubolewam na nudę. Za dużo czasu wolnego, nie umiem się przystosować.
- Ciesz się, póki możesz.
- Mam się bać?
- Owszem, już teraz zacznij. - Jared zaśmiał się pod nosem i odwrócił się w jej stronę - w pracy ponoć jestem nie do zniesienia, więc poznasz mnie z drugiej strony.
- I tak będę cię dalej lubiła.
- Uff, jakieś pocieszenie.
- Jeszcze tydzień, co nie?
Jared jednak nic nie odpowiedział. Podszedł do niej i delikatnie ujął w palce kosmyk jej włosów, który natrętnie opadał na jej twarz. Schował go za ucho. Uśmiechnął się do niej, patrząc prosto w jej oczy. Jego wzrok był tak przenikliwy, wręcz paraliżował całe jej ciało. Dziewczyna w pewnym momencie poczuła jak jej nogi stają się niczym z waty, a w środku zaczyna dziać się rewolucja. Nie, to nie było śniadanie przewracające się po jej żołądku. Coś innego, znaczniej fajniejszego. Kącik jej ust lekko się uniósł, co było właściwie uśmiechem.
- Masz bardzo ładne oczy. - Powiedział, dokładnie się jej przyglądając.
- Tani pic na wodę? - Odpowiedziała bez zastanowienia, Saoirse.
- Przecież mówię prawdę.
Dziewczyna teraz nie mogła się oprzeć szerokiemu uśmiechowi. Pokazała szereg swoich białych zębów, co wzbudziło tą samą reakcję u muzyka. Czuła przechodzące przez jej ciało ciepło, takie miłe "coś". Była to dosyć zapomniana kwestia, coraz bardziej obca.
- Nie wiem czemu, ale za każdym razem, kiedy jestem bliżej to się rumienisz. - Powiedział rozbawionym tonem, Jared.
- Nie? - Saoirse natychmiast złapała się za policzki - to tylko nadmiar różu.
- E,e ... - Muzyk zabrał jej dłonie z twarzy - ładnie ci tak.
- Dobra, zaczyna się robić niebezpiecznie, więc się nieco odsunę.
- No tak, bo zaraz będziesz cała czerwona.
Te słowa same wzbudziły jeszcze większą reakcję jej ciała. Dziewczyna była zła na siebie, że tak się dzieje, ale przecież nic nie mogła z tym zrobić. To się działo samoistnie. Klęła w myślach, chcąc pozbyć się rumieńców, ale było coraz gorzej. Zrobiła parę kroków w tył, kręcąc głową. Jednak na nic to się zdało, gdyż Jared jak natrętna mucha, znów znalazł się zaledwie parę centymetrów od niej. Chciał zrobić jej na złość? Może faktycznie podobały się mu jej rumieńce? A kto wie? Właściwie to prawie stykali się nosami. Jego wyraz twarzy był znaczący, gdyby mógł, zacząłby się śmiać. Opuszkami palców dotknął jej podbródka, na co ona poczuła na całym ciele dreszcze. Ewidentnie się z nią drażnił. Tak to wyglądało, jakby chciał sprawdzić na ile procent działa na nią jego bliskość. Było to dosyć zabawnym widokiem. Jednak za nim stało się cokolwiek, co miało się stać, po domu rozległ się sygnał domofonu.
- To pewnie Emma. - Wydusiła z siebie Saoirse - trzeba iść i otworzyć.
- Też tak sądzę. - Jared ucałował jej policzek i zniknął za progiem.
Dziewczyna stała sparaliżowana, robiąc wielkie oczy. To, czego przed chwilą doznała. było niczym grom z jasnego nieba. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że muzyk robił to żartobliwie, jednak coś w jej głowie odmawiało takiej analizy. Dłonią dotknęła policzka, w który została pocałowana. Nie wiedziała, nie rozumiała, czemu tak jest, ale jedno było pewnie. Jared jako jedyny działał na nią w ten sposób. Było to nad wyraz niepokojące.
- Cześć. - Powiedziała Emma, kiedy weszła do kuchni z teczką - przepraszam, miałam być wcześniej. Jared powiedział, że się spóźnię, więc nie miej mi tego za złe.
- No, on powiedział. A nie każdy przekazuje drugiej osobie to, o co się ją prosi. - To była ewidentna docinka ze strony Saoirse - więc co? Podpisuję to co trzeba i z głowy.
Emma spojrzała na nią spod łba, ale mimo to położyła na blacie teczkę. Zaraz ją otworzyła i wyciągnęła z niej dokumenty. Nie dało się  nie zauważyć jej poddenerwowania. Słowa posłane w jej kierunku, zadziałały na nią znacząco. O taki rezultat właśnie Saoirse chodziło. Mogła tego nie robić, ale ta nieodparta ochota złośliwości za złośliwość, była silniejsza.
- Tutaj masz dokumenty, długopis. - Powiedziała blondynka, wskazując dłonią na blat - przeczytaj dokładnie, by nie było żadnych pretensji.
- Nie sądzę, żeby w ogóle miały być. - Dziewczyna nachyliła się i sięgnęła po długopis.
- Wiesz, możesz nawet po tygodniu mieć dosyć.
- Ja jednak przewiduję tą drugą opcje.
- Jest tylko jedna.
W tym momencie Jared szturchnął Emmę w ramię na znak, by już zakończyła ten temat. Dało się wyczuć wzajemną niechęć obydwóch pań. Saoirse co raz brała kolejną kartkę, na której składała swój podpis. Co jakiś czas zerkała kątem oka w stronę tamtej dwójki. Coś jednak jej podpowiadało, że jednak nie będzie wielkiej miłości z Emmą. Cóż, tak to bywa między kobietami jednego faceta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz