sobota, 31 maja 2014

rozdział 9 - Beam me up

Hej hej :)
W końcu postanowiłam dodać nowy rozdział.
Zdaje mi się, że jest nieco chaotyczny (może tylko według mnie), ale też nie twierdzę, że to kompletna chała :P Sami oceniajcie, czytajcie. W końcu też chcę, byście byli zadowoleni :)
Tak więc...
Do następnego.
Puzzel.

************


Saoirse zgarnęła ze stołu kolejny pusty, brudny talerz. Następny, kolejny. Trzymając je na dłoniach ruszyła do kuchni. Tam otworzyła zmywarkę. Było sporo do sprzątania, a co lepsze większość cwaniaczków już się zwinęła. Dziewczyna zamknęła drzwiczki i przekręciła pokrętło, nacisnęła guzik. Zmywarka poszła w ruch. Saoirse uśmiechnęła się sama do siebie i zagarnęła kosmyk włosów za ucho. Myślała, że pójdzie kiepsko, a ku jej zdziwieniu wyszło całkiem nieźle. Jared miał rację. Nie ma się czego bać, tylko odrobinę zaufania i uśmiechu. W sumie to dzięki niemu mogła się teraz otworzyć na ludzi, na świat. Zaczęła czuć, że może z kimś porozmawiać, zwierzyć się i poprosić o poradę. Ale to jakie to zakłamanie? Przecież nie wyjawiała mu całej prawdy? Na tym miało się to opierać? Przecież nikt normalny, by się nie przyznał. Może uczciwy tak, ale stąpający po ziemi, nie. Właśnie do tego drugiego przypadku należała Soirse.  Mimo wszystko, chciała dalej to kontynuować, tą znajomość. To głupie, może śmieszne. Poznać przypadkiem znanego muzyka i aktora przez małą stłuczkę samochodów. Przyjaźń, nagła chęć do poznania drugiej osoby. Czyżby los miał już gotowy plan dla tej dziewczyny? Możliwe.
- Emma już pojechała. - Powiedział Jared, który właśnie wszedł do kuchni - dziwne, że się nie pożegnałyście. Z czego widziałem to chyba się polubiłyście?
- Chyba tak? - Dziewczyna wzruszyła ramionami - ale już wcześniej się żegnałyśmy.
- To chyba dobry znak?
- Myślę, że tak.
Muzyk wyszczerzył zęby i przeszedł przez kuchnię do lodówki. Wyciągnął z niej litr soku i zaczął się rozglądać za czystą szklanką. Kiedy już tylko ją znalazł, dziewczyna powiedziała:
- Ostatnia jaka się do czegoś nadaje.
- Ale mam farta. - Jared upił soku - ale mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś?
- Jak najbardziej. Sądziłam, że...
- Że będzie fatalnie?
- Owszem, ale widocznie byłam w błędzie.
- Mhm.
Saoirse unosząc się na rękach, zasiadła na blacie. Widząc, że to nie przeszkadza muzykowi, nie miała najmniejszego zamiaru wstawać. Spoglądała na każdy jego ruch. Kręcił się po kuchni, co chwila coś robiąc. Dla dziewczyny było to przyjemne popołudnie. Warto było zaryzykować. Kompletnie zapomniała o swoich problemach, złych chwilach. Kiedy człowiek miał kogoś obok siebie, bawił się dobrze, złe myśli odchodziły na drugi plan. Jednak kiedy tak obydwoje milczeli, do głowy dziewczyny wrócił problem z Jackem. Ta sytuacja najbardziej ją niepokoiła. Co lepsze, nie mogła nikomu o tym powiedzieć, w tym przypadku Jaredowi. A szkoda, wiedziała, że coś by jej poradził, ale, ale, ALE...
- Nie wiem, czy powinnaś prowadzić po alkoholu. - Powiedział w pewnym momencie muzyk spoglądając na nią - kiepsko by wyszło.
- Zawsze mogę zadzwonić po taksówkę. - Odparła Soirse, zsuwając się z blatu - co do innych nie miałeś obiekcji.
- Daj spokój.
- W sumie to... widziałeś gdzieś moją komórkę?
- Nie.
- Bez niej nie wyjdę od ciebie.
- To tego nie rób.
- Co? - Dziewczyna zmarszczyła nos.
- Zostań na noc. Jest gdzie spać. Przecież nigdzie się nie śpieszysz, chyba?
- No nie specjalnie.
- Akurat posprzątałem w pokoju gościnnym. Chyba, ze będziesz się sprzeciwiać?
- A nalegasz?
- Twoja wola.
- A jaka szansa, że znajdę teraz komórkę?
- Znikoma. - Jared oparł się łokciem o szafkę - więc odpowiedź jest oczywista.
- Nie mam nic na zmianę.
- Coś się dla ciebie znajdzie.
Jared uśmiechnął się i ruszył w stronę wyjścia. Jednak zaraz spojrzał przez ramię na dziewczynę, sugerując, by nie stała tak w miejscu. Soirse poszła za nim. Zaprowadził ją na górę. Dziewczyna tego dnia była tam tylko raz, teraz drugi. Tym więcej widziała, tym bardziej się jej tu podobało. Sama mogła tylko pomarzyć o takich luksusach. Kiedyś, dawno temu i nieprawda, może i tak. Jednak nie chciała pamiętać tamtych czasów.
- Dobra, wiesz gdzie jest łazienka. - Powiedział Jared - ręcznik położyłem ci na łóżku, coś na noc do ubrania też. Ja sam też skoczę do wanny. Jakbyś czegoś potrzebowała to mnie wołaj.
Dziewczyna pokiwała głową, została sama w łazience. Kiedy tylko mężczyzna zniknął z jej oczu, zaczęła się rozglądać po pomieszczaniu. Tak jak w reszcie domu, panował tam idealny porządek. Nawet za bardzo. Nieco to przytłaczało, może denerwowało? Dziewczyna weszła do pokoju, by zabrać wszystko, co będzie jej potrzebne.
              Czuła jak woda zalewa prawie jej całe ciało. Jedynie wystawała głowa, na której czubku formował się niewielki, luźny koczek. Dziewczyna objęła dłońmi krawędzie wanny, by móc powoli się podnieść i wyjść. Kiedy tylko stanęła na nogi, sięgnęła po ręcznik. Zajęło to chwilę, zaraz już była na miękkim chodniczku. Rozejrzała się za ubraniem. Złapała za leżącą na krześle koszulkę. Zaraz ją na siebie założyła. Czuła się w niej jak w sukience. Wyglądało to nieco zabawnie, ale jak było niebiańsko w tym wygodnie. Rozpuściła lekko wilgotne włosy Przeszła się do sypialni, zamykając za sobą drzwi i gasząc światło. Dziwnie się czuła paradując po cudzym domu w samej koszulce. Jednak nie miała większego wyboru. Usiadła na łóżku i przejechała dłonią po twarzy. Wtem usłyszała pukanie do drzwi. Zezwoliła na wejście i zaraz w progu spostrzegła Jareda.
- Wiem, wiem... - powiedziała z uśmiechem - zupełnie inna osoba bez makijażu.
- Ale nadal ładna. - Zaśmiał się muzyk idąc do przodu.
- Wazeliniarz.
- Nawet komplementu nie można powiedzieć.
- No co?
- Wszystko dobrze?
- Tak, tak. - Dziewczyna pokiwała głową - poradziłam sobie jak widzisz.
- Koszulka dobrze leży?
- Taka dopasowana, ze hoho.
- Idziesz już spać?
- Nie wiem? Specjalnie śpiąca nie jestem.
- To mam pomysł. - Jared założył ręce - oglądamy coś?
- Kreatywnie widzę.
- Staram się zapewnić rozrywkę swojemu gościowi, a ty mi tu kręcisz nosem.
- Taka moja rola.
- To jak? - Mężczyzna przechylił głowę - horror, komedia, czy dramat?
- Ta druga furtka.
W salonie jedynie świeciła się niewielka, stojąca lampa. Na stoliku stało schłodzone piwo i miska wypełniona popcornem. Soirse zauważyła, że Jared przepadał za nim. Zasiadła na sofie, spoglądając w stronę telewizora. Póki co, ekran był czarny.
- Czyli niedługo ruszacie w trasę? - Zagadała dziewczyna, kiedy Jared usiadł obok niej - a kiedy macie przerwę?
- Trudno powiedzieć. - Muzyk wzruszył ramionami i sięgnął po pilota - różnie to bywa. Jeszcze nie wiem? Zobaczy się.
- Trochę szkoda.
- Może kiedyś się z nami zabierzesz?
- Co?
- Z resztą, sama mówiłaś, że jesteś fotografem. Ktoś do pomocy, by się przydał.
- Mówisz poważnie?
- Spytam wprost... - Jared spojrzał prosto w jej twarz - domyślam się, że kiepsko u ciebie finansowo. Sama o tym wcześniej wspominałaś.
- Tak, racja. Nie ukrywam.
- No właśnie.
- Czy ty właśnie proponujesz mi pracę?
- A jak sądzisz?
Jared złapał za miskę z popcornem, uznając swoje słowa za całkiem oczywiste. Za to Saoirse siedziała otumaniona, rozdziawiając usta ze zdziwienia. Przecież to mogło rozwiązać chociaż część jej problemów finansowych. Wiedziała, że nie zdoła obchnąć towaru od Jacka. Tak mogłaby go spłacić. Starczyłoby na jakiś czas na czynsz. Jednak pozostawało jeszcze jedno, a praca w klubie? Miała się porwać na propozycję Jareda?
- A na jak długo? - Spytała po chwili.
- Tyle, ile zechcesz. - Jared oderwał się od telewizora - zawsze przyda się pomocna para rąk.
- Ale ja nie wiem, czy mogę?
- A co ci stoi na przeszkodzie?
- Wiesz, jednak mam pracę i...
- To rzuć ją w cholerę.
- Nie wiem, czy jestem na to gotowa? Po za tym...
- Świat należy do odważnych.
- Jared... - Saoirse pokręciła głową - to nie jest takie łatwe, jakby miało się to wydawać. Ja nie zarabiam tyle co ty, nie mam zaplecza, gdybym miała się potknąć. Jeżeli teraz odejdę to mogę zapomnieć o powrocie.
- To zróbmy tak. - Mężczyzna ostawił miskę na stolik - dam ci na decyzję dwa tygodnie, dobra? Dasz mi znać, kiedy ja będę w trasie. Najwyżej cię ściągniemy do siebie.
- Ale jakaś umowa, cokolwiek? Ja muszę mieć pewność.
- To tylko formalność.
- Czemu mi chcesz pomóc?
- To chyba oczywiste? - Jared zamrugał oczami - lubię cię i nie chcę, by taka osoba się marnowała. Jeżeli będziesz chciała odejść, nikt cię nie będzie zatrzymywał. To będzie twoja decyzja.
- Mówisz poważnie?
- Tak.
Dziewczyna przygryzła usta i wbiła wzrok w podłogę. Nie wiedziała, czy jest gotowa na skok na tak głęboką wodę. Ale przecież to była propozycja nie do odrzucenia. Spełnienie marzeń. Po pracy z zespołem mogła mieć otwarte drzwi do wielu innych miejsc. Co jej mogło szkodzić? Co miała do stracenia? Kiedy byłaby w trasie, mieszkanie nie stałoby puste. Teraz mieszkała tam też Poppy.
- Pomyślę. - Powiedziała - daj mi te dwa tygodnie, a powiem, co chcę.

Nad ranem obudziła się w sypialni. Złapała się za głowę i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Nie mogła sobie przypomnieć, czy aby na pewno sama tam trafiła. Powoli usiadła i rozejrzała się po pomieszczaniu. Nie, zdecydowanie nie. Najwidoczniej usnęła przy filmie, a Jared ją przeniósł. Było to ogromnie miłe. Miała nieodparte wrażenie, że się o nią troszczy. Przestała mieć domysły, że to robi interesownie. Czuła, że jednak może mu ufać i ufa. Zsunęła się z łóżka i poczuła pod stopami łaskoczący puszek dywaniku. Przeszła do łazienki, gdzie raz dwa "zrobiła z siebie człowieka". Ostatni raz spojrzała w lustro. O dziwo, uśmiechnęła się do swojego odbicia. Sama siebie zaskakiwała coraz bardziej. Kto by pomyślał?
                          Dziewczyna zeszła po schodach na dół gotowa do wyjścia. Miała nadzieję, że Jared już wstał. Faktycznie, nie spał. Zastała go w salonie. Chyba właśnie komponował nową piosenkę. Na kolanach trzymał gitarę akustyczną. Gdy tylko zauważył dziewczynę, instrument odłożył na bok i poderwał się z miejsca, pytając:
- Już idziesz?
- Tak. - Odpowiedziała Saoirse zakładając na ramię torbę - na mnie już pora.
- Nawet śniadania nie zjesz?
- Muszę się śpieszyć. Przypomniałam sobie, że mam coś jeszcze do zrobienia.
- Trochę szkoda, ale jeżeli musisz... - Jared blado się uśmiechnął - ale dzięki, że w ogóle przyszłaś.
- Nie masz za co, dla mnie sama przyjemność.
- Ooo, jakbym rozmawiał z zupełnie inną osobą.
- No widzisz.
Saoirse szeroko sie uśmiechnęła,. odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Wiedziała, ze on pójdzie za nią. Wyszła na przedpokój i podeszła do drzwi. Nacisnęła na klamkę.
- Teraz pewnie się nie zobaczymy. Mam teraz sporo rzeczy do ogarnięcia przed trasą i wiesz... - Jared zmarszczył czoło - brak czasu.
- Przecież wiem. - Dziewczyna otworzyła drzwi - ale sądzę, że za jakieś dwa tygodnie się zobaczymy.
- Czyli się zgadzasz?
- Tego nie powiedziałam, ale prawdopodobnie.
- Ja myślę.
Dziewczyna jeszcze tylko podeszła do muzyka, by móc się z nim pożegnać. Delikatnie musnęła ustami jego policzek. Po chwili odsunęła się od niego. Zrobiła parę kroków w tył. Jednak słysząc jego słowa "zarumieniłaś się", zrobiła wielkie oczy. Przecie to nienormalne. Zaśmiała się, machnęła ręką i ruszyła do furtki. Zapowiadał się dobry dzień. Miała nadzieję, że nikt go nie spieprzy.

W mieszkaniu unosił się zapach dobrego jedzenia. Saoirse zamknęła za sobą drzwi i nawet nie zdejmując butów ruszyła do kuchni z zaciekawieniem. Już stojąc w progu zobaczyła stojącą przy kuchence Poppy. Właśnie gotowała.
- Ładnie pachnie. - Powiedziała Saoirse wchodząc dalej - chyba umiesz gotować?
- Jestem kucharzem. - Odparła dziewczyna, odrywając się od garnka.
- Serio?
- No tak. Pracuję z resztą niedaleko w jednej z knajp. Jednak nie płacą za dużo.
- Jeżeli tu wylądowałaś to nie trudno mi się domyślić.
- A ty?
- Ja?
- No tak. Wiesz, chciałabym wiedzieć z kim dzielę dach.
- Jestem fotografem. - Odpowiedziała Saoirse, opadając na krzesło - teoretycznie bezrobotnym.
- Czyli po fachu, ale pracy brak?
- Owszem.
- Znam to. Sama miałam w zeszłym roku ten problem. Jednak czasem ma się chociaż odrobinę szczęścia.
- Może?
Poppy wyłączyła gaz i sięgnęła do szafki po talerze. Spojrzała kątem oka na Saoirse w nadziei, że się dogadają. Wydawała się jej dobrą osobą.
- Mam nadzieję, że lubisz hinduską kuchnię? - Spytała - tak pomyślałam, że to będzie dobre na przełamanie lodów.
- Mogę spróbować. - Saoirse odpowiedziała beztroskim tonem - w końcu mieszkamy teraz razem.

Następne dwa dni jak mogły minąć? Raczej pod sporym znakiem zapytania. Dziewczyna każdego poranka budziła się z myślami, które nie dawały jej spokoju. Martwiło ją właściwie wszystko. Bała się, co będzie, jeżeli nie spłaci Jacka. Na dodatek Poppy. Jednak można było powiedzieć, że dobrze się dogadywały. Saoirse sama sobie nie wierzyła w to, jak mogła myśleć wcześniej. Nowa współlokatorka była świetną osobą, której nie w sposób było lubić. Mimo to, dziewczyna podchodziła do niej z minimalnym dystansem. Zawsze była ta niepewność.
Saoirse kręciła się po swoim pokoiku w klubie. Ze stresu obgryzała paznokcie, czuła jak jej nogi stają się niczym z waty. Jej serce biło coraz szybciej, a przez jej głowę przebiegały myśli jak szalone. Dziewczyna bała się najgorszego, ale chciała przez to przejść jako ten wygrany. W końcu się wyprostowała i wzięła parę głębszych wdechów. Zacisnęła pięści i postanowiła wziąć się w garść. Teraz, albo nigdy. W tym momencie wszystko zależało tylko od niej. Szarpnęła za klamkę i wyszła na korytarz do którego dochodziła muzyka idąca z sali. Przeszła nim do końca, po metalowych schodkach wyżej, aż stanęła. Zamknęła oczy na parę krótkich chwil i poszła dalej. Pomieszczenie było zadymione papierosami, czuć było dobry alkohol i męskie perfumy. Boss skinął głową i poprosił, by dziewczyna usiadła. Ta zaraz tak zrobiła. On spoglądał na nią zza biurka, wyczekując, aż coś powie.
- Chciałam porozmawiać. - Przemówiła stanowczym tonem.
- To ja wiem. - Odparł mężczyzna, lustrując ją wzrokiem - tak więc, słucham?
- Chcę odejść.
Mężczyzna w pierwszej chwili nie zrozumiał tych słów, ale zaraz do niego dotarły. Zmarszczył czoło, wpatrując się w nią z zaskoczeniem. Czy ona właśnie powiedziała to, co powiedziała? Jak to możliwe, ale...
- Co? - Spytał, nie dowierzając - co ty chcesz zrobić?
- Nie chcę, tylko tak się stanie. - Saoirse nadal była stanowcza - taka jest moja decyzja. Odchodzę. Postanowiłam tak i nie zmienię zdania.
- Słonko, czy ty wiesz, co mówisz?
- Owszem.
- Czy to jakiś żart? Mamy dziś Prima Aprilis?
- Jestem śmiertelnie poważna.
Boss wstał od biurka i przeszedł się po pokoju, kręcąc głową. Ręce założył za plecami. W końcu stanął i spojrzał na dziewczynę. Jego wyraz twarzy z pewnością nie przypominał zadowolenia, były to mieszane uczucia. Jeszcze chwilę się zastanawiał, po czym spytał:
- Czy ty wiesz, co teraz robisz?
- Tak. - Saoirse założyła nogę na nogę - sam mi mówiłeś, że jeżeli chcę, będę mogła odejść po awansie. Twoje słowa. Już nic ci nie jestem winna. Spłaciłam wszystko, co miałam do spłacenia.
- Ile chcesz?
- Ale czego?
- Podwyżki. Mogę ci zapłacić więcej. Czemu z tym wcześniej do mnie nie przyszłaś?
- A czemu ci na tym zależy?
- Bo drugiej takiej jak ty nie znajdę.
- Ale ja już podjęłam decyzję. To jak?

Drzwi powoli się uchylały, po czym zostały otwarte na całą szerokość. Dziewczyna skradając się na palcach weszła do środka. Nie chciała obudzić Poppy. Założyła łańcuch i zaraz zdjęła buty. Ustawiła je pod lustrem i po cichu ruszyła do swojego pokoju. Wszędzie panowały egipskie ciemności, co było dosyć sporą przeszkodą. Saoirse po omacku odnalazła klamkę. Szybkim ruchem ręki włączyła światło, nastała jasność. Odrzuciła torbę na podłogę i uśmiechnęła się w duchu. Jej ciało było rozluźnione, wyraz twarzy pogodny, oczy, aż błyszczały. Jednak to był blask szczęścia. Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Teraz mogła wszystko. Zostawiła za sobą te złe wspomnienia, kiedy mogła iść do przodu. Wyglądało to nieco jak historia z bajki Disneya. Aż trudno było w to uwierzyć.
- Naprawdę to zrobiłam. - Szepnęła pod nosem, idąc w kierunku balkonu - naprawdę!
Jej usta zaczęły się uśmiechać. Tak naprawdę miała ochotę krzyczeć, jednak nie ze złości, a ze szczęścia. Zostawiła znienawidzoną pracę, o ile można było to tak nazwać. Nie musiała już tam jeździć i wracać po nocach. Bossa już nigdy więcej nie musiała oglądać, ani tych bogatych mężczyzn, pragnących tylko jednego. Wiedziała, że nie będzie odwrotu, że klamka zapadła. Jednak cieszyła się, że to zrobiła. Poczuła, że żyje, że może jeszcze jest dla niej jakaś szansa. Dla małej Soirse.

1 komentarz:

  1. TAK SIĘ CIESZĘ ŻE WRESZCIE ODESZŁA Z TEJ PRACY ŻE AŻ MUSIAŁAM UŻYĆ CAPS LOCKA :D To takie miłe ze strony Jareda, że zaproponował jej pracę :D I w dodatku jedzie z nimi w trasę! I w dodatku dogaduje się z Poppy! No życie jest piękne :D Niech się nic nie spieprzy, a będę szczęśliwa :D No i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D Wspaniale piszesz, świetna historia, wciągnęła mnie :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny
    Inverno

    OdpowiedzUsuń