poniedziałek, 26 maja 2014

rozdział 8 - Tourner la page

Hej ho :)
Zapraszam do czytania. Postaram się następny rozdział dodać jak najszybciej - a mam już nowe pomysły.

Puzzel.


*******

Pogoda dopisywała. Słońce świeciło wysoko na niebie, ale nie było gorąco. Co jakiś czas przysłaniało je chmury, ale miało to swoje plusy. Na podwórku biegały dzieciaki, dało się usłyszeć pijackie wymiany zdań i czyjeś kłótnie, dochodzące za okien budynków. Saoirse siedziała na murku obok boiska. Obserwowała wszystko, co się dzieje. Jak zwykle w pomiędzy palcami dłoni miała papierosa, a obok jej nogi stała butelka z piwem. Dziewczyna patrzyła jak dzieciaki zaczynają zabawę w ganianego. Co chwila zachodziła jakaś zmiana. Soirse zsunęła na nos okulary i sięgnęła po butelkę. Nie obawiała się tego, że zaraz podjedzie policja i wlepi jej mandat za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Radiowozy tu nigdy nie zajeżdżały. Dawniej może i tak, ale teraz nie dało się zobaczyć ciemnio granatowych mundurów. Dziewczyna wyprostowała nogi i westchnęła. Miała jeszcze przed sobą sporo pracy. Musiała uprzątnąć cały pokój, by go zwolnić dla nowej współlokatorki. Ile to już worków poleciało na śmietnik, ile kartonów przybyło. Miała już niewiele czasu. Za cztery dni tamta kobieta, albo dziewczyna, miała się wprowadzić do "jej mieszkania". Nic już nie mogła z tym zrobić. Nie miała pieniędzy, żeby się przeprowadzić. Jej komórka zaczęła wibrować. Saoirse wyprostowała się i wyjęła z kieszeni spodni telefon. Spojrzała na ekran. Dzwonił diler.
- Tak? - Spytała niepewnie, kiedy tylko odebrała.
- Doszły mnie niepokojące słuchy. - Odpowiedział mężczyzna - trochę mnie to martwi.
- Jack, spokojnie. Wszystko sprzedam.
- Ale z czego wiem, niespecjalnie ci idzie.
- Sam mówiłeś, że teraz może być gorzej. Prawda?
- Owszem, ale to nie zmienia faktu, że masz pewne zadanie, tak?
- Wiem.
- To się postaraj. W innym przypadku, sama wiesz jak będzie. Z czego wiem klepiesz biedę i nie sądzę, żebyś miała z czego mi oddać. A z czym się to wiąże?
- Nie musisz mi mówić...
- To wiesz, co masz robić.
Połączenie zostało urwane. Dziewczyna schowała komórę do kieszeni i podparła się łokciami o kolana. Teraz miała jeszcze większy problem. Sytuacja z mieszkaniem nie mogła się równać z tą sytuacją. Przecież to były dosyć duże pieniądze. Fakt, ostatnio towar nie sprzedawał się najlepiej. Ludziom przestało pasować, w klubie woleli czegoś innego. Nawet ci w tunelach, którzy chcieli zajarać cokolwiek, kręcili nosem. Możliwe, że skład się pogorszył. Jack jednak logicznie rzecz biorąc, nic nie mógł powiedzieć Saoirse. Ona sama wiedziała na co się godzi, w co się pakuje. Do nikogo prócz samej siebie nie mogła mieć pretensji.
- Kurwa... - mruknęła pod nosem - jak najszybciej muszę się pozbyć tego gówna.
Wypiła resztkę piwa, a pustą butelkę rzuciła za siebie. Podniosła się z murku i ruszyła w stronę starego budynku. Z każdym jej krokiem, klucze w jej kieszeni jeszcze bardziej brzęczały. Teraz była walka o nią samą. Teraz wiedziała, że przeszłość, na którą się godziła, będzie ją ciągnąć za włosy, aż zapłaci za wszystko.


Pokój stawał się coraz bardziej pusty. W końcu nic nie pozostało, prócz starej kanapy, paru mebli i dywanu. W kuchni panował większy porządek, niż wcześniej. Dziewczyna zabrała się hurtowo za pracę. Zakasała rękawy i zebrała się w sobie, by chociaż trochę mieszkanie przypominało mieszkanie. Soirse siedziała na balkonie dopijając sok. Odstawiła szklankę na stolik i cicho westchnęła. Zaraz musiała wychodzić do pracy. Właściwie to była ta chwila. Dziewczyna podniosła się z krzesła i weszła do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Ostatni raz spojrzała, co się dzieje na zewnątrz. Chyba zbierało się na deszcz.
                   W klubie panowała zwyczajowa atmosfera. Było to przytłaczające, męczące, a nawet i jeszcze gorsze. Każda noc była taka sama, nie różniły się one właściwie niczym. Faktycznie, spadł deszcz. Ciężkimi kroplami obmywał każdy zakamarek Los Angeles. Saoirse stała przy barze, obserwując wszystko co się działo na około. Jednak jej myśli dosyć daleko odbiegały od tego, co było. W jej głowie powtarzało się pytanie "czy ja tak chcę dalej żyć?" Odpowiedź była oczywista, ale jeszcze bardziej oczywistą rzeczą, było to, że nie było innego wyjścia. Może i to nie martwiło jej, aż tak jak fakt, że może mieć spore problemy. Towar nadal zalegał w jednej z jej szafek kuchennych. Nadal nikt, nadal nic. Saoirse odstawiła szklankę na blat i małymi krokami ruszyła do jednego z wolnych foteli. Kątem oka spojrzała na dziewczynę tańczącą na scenie. Dobrze sobie radziła.

Słońce znów pojawiło się na niebie, lecz zakrywały go chmury. Saoirse leżała na plecach w łóżku. Na jej nogach spoczywała wcześniej skopana kołdra. Świeżość pościeli już nie była najwyższej jakości, trzeba było ją wymienić. Dziewczyna podrapała się po czole, wlepiając wzrok w sufit.  Tym później wracała do domu, tym dłużej spała. Kto by pomyślał, że zbliżało się południe? Wszystko wydawałoby się całkowicie normalne, gdyby nie dzwonek do drzwi. Saoirse uniosła głowę, marszcząc twarz, jakby właśnie zjadła coś kwaśnego. W końcu zdecydowała się wstać. Odgarnęła z nóg kołdrę i mozolnymi krokami ruszyła do przedpokoju. Szarpnęła za zamek i otworzyła drzwi.
- Cześć.
Powiedziała dziewczyna, która stała przed progiem. Saoirse zmierzyła ją wzrokiem od głowy do stóp i z powrotem. Przygryzła dolną wargę i skinęła głową. Przeszła parę kroków w bok, dając gościu do zrozumienia, że może wejść do środka. Kiedy tylko tak się stało, dziewczyna zamknęła za nią drzwi i spojrzała pytająco w jej stronę.
- Przepraszam, powinnam się przedstawić. - Powiedziała nieznajoma - jestem Poppy.
- Cześć. - Odparła sucho dziewczyna - Soirse. Domyśliłam się, że niedługo się zjawisz.
- Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłam?
- To nie jest istotne. Teraz też tu mieszkasz. Dorobiłam drugi zapas kluczy. Leżą na stole w kuchni.
- A który to mój pokój?
- O ten. - Saoirse machnęła ręką - wszystko wysprzątałam. Masz tam meble i kanapę do spania. Kiedy się wprowadziłam już to było.
- Dzięki.
Poppy uśmiechnęła się serdecznie, lecz Saoirse tego nie odwzajemniła. Odwróciła się na piecie i ruszyła do kuchni. Za swoimi plecami słyszała, jak nowa współlokatorka tacha swoje bagaże. Dziewczyna była, starała się, być na to obojętna. Weszła do kuchni i podeszła do okna, by je zamknąć. Przez ostatnie dwa dni, deszcz nie dawał za wygraną. Nie było jej na rękę, że teraz nie będzie mieszkać sama, ale musiała się z tym pogodzić. Innej brami nie było. Miała tylko nadzieję, że Poppy nie będzie wchodziła jej w drogę. Niech każda się zajmie swoimi sprawami.
                    Saoirse siedziała w swoim pokoju czytając książkę. Co jakiś czas do jej uszu dochodziły odgłosy dochodzące z pokoju obok. To mogło przeszkadzać. Dziewczyna z poirytowaniem przewróciła oczami. W końcu odłożyła książkę na bok i podniosła się. Wyszła na przedpokój. Przez otwarte drzwi dostrzegła jak Poppy szarpie się z suwakiem walizki. Saoirse stanęła w progu z założonymi rękoma.
- Pamiętasz, co mówił Jared? - Powiedział głosik w jej głowie - nie bój się ludzi, a chciej ich poznawać.
Dziewczyna pokręciła głową i bez pytania weszła do środka. Rozejrzała się po pokoju. Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy współlokatorki, głównie ubrania. Szafki i szuflady otwarte. Saoirse ruszyła jeszcze dalej. Zaraz spytała:
- Może ci w czymś pomóc?
Poppy, która nachylała się nad walizką, aż podskoczyła. Natychmiast się odwróciła, robiąc wielkie oczy. Kiedy uświadomiła sobie, że w pokoju nie jest sama, odpowiedziała:
- Nie, ale dziękuję.
- Na pewno? - Saoirse starała się uśmiechnąć - przepraszam, ze tak weszłam bez pukania. Przyzwyczaiłam się do tego, że...
- Nic nie szkodzi.
- No dobra. W takim razie wiesz, gdzie mnie znajdziesz.
Poppy pokiwała głową, a Saoirse ruszyła ponownie do drzwi. Jednak zaraz zatrzymały ją słowa brunetki. Spojrzała przez ramię, kiedy do jej uszu doszło, krótkie:
- Dzięki. Mam nadzieję, że nie będę ci sprawiać większego problemu.

Nic się tam nie zmieniło od ostatniej wizyty. No, może po za tym, że na przedpokoju na wieszaku wisiało więcej ubrań. Saoirse niepewnie spojrzała na Jareda, na którego twarzy nadal gościł uśmiech. Delikatnie dotknął dłonią jej pleców, prowadząc ją do przodu.
- Chyba grill dziś nie wypali. - Powiedziała dziewczyna - cały czas pada.
- To nic. Zapewnimy sobie inną rozrywkę. - Odpowiedział jej muzyk, kiedy byli tuż przed progiem salonu - a teraz wszystkich poznasz. Sądzę, że cię polubią.
- Bardziej się obawiam o odwrotność.
- Nie przesadzaj.
Dziewczyna znalazła się w pokoju. W dłoniach nerwowo ściskała torebkę, rozglądając się na prawo i lewo. W pomieszczeniu było parę osób. Jedynie znaną jej twarzą, był Shannon. Puścił jej oczko, na co ona delikatnie się wzdrygnęła, co też poczuł Jared. Powoli dłonią przejechał po jej plecach i zrobił parę kroków przed siebie. Wszyscy goście patrzyli się na dziewczynę z zaciekawieniem, co budziło jeszcze więcej obaw w jej głowie.
- To jest Saoirse. - Powiedział Jared - wspominałem, że przyjdzie.
- Cześć, hej, siema.
Odpowiedzieli prawie, że wspólnie. Saoirse powoli ruszyła przed siebie. Zauważyła wolne miejsce w fotelu. Szybko to wykorzystała. Dziwnie się czuła pod lustracją wzrokową wszystkich zebranych. Nie wiedziała jak ma się zachować, co mówić. Kiedy chciała się rozluźnić, spinała się jeszcze bardziej. Zaraz jednak każdy zajął się sobą, dali jej spokój. Dziewczyna zaczęła trochę żałować, że jednak przyszła.
- Jared trochę mi o tobie opowiadał. - Nagle usłyszała obok siebie męski głos - ten idiota to ma szczęście. Żeby wjechać w czyjś samochód...
- Bywa i tak. - Saoirse spojrzała w stronę mężczyzny - ale chyba na dobre wyszło?
- Mam taką nadzieję.
- I z grilla dziś nici...
- Fakt, kiepsko wyszło. - Odparł - jestem Tomo.
- Saoirse.
- Masz dosyć oryginalne imię.
- Wiem, prawie każdy mi to mówi. Twoje też... nie jest amerykańskie?
- Jestem z pochodzenia Chorwatem.
- Okey.
- Co taka spięta jesteś?
- Ja?
- Mhm...
- Oj tam.
Mężczyzna szeroko się uśmiechnął i odszedł gdzieś dalej. Pierwsze koty za płoty, Saoirse miała już coś za sobą. Jeszcze zostało parę innych osób. Dało się domyśleć, że byli oni bliższymi osobami dla Jareda. Dziewczynie było głupio, dziwnie, że on wprowadza ją w jego towarzystwo. Zdecydowanie, bała się. Jednak starała się być sobą, dać się polubić i odwrotnie.
- Saoirse! - Spostrzegła przed sobą Jareda - chodź, pomożesz mi.
Ona tylko pokiwała głową. Zostawiła torebkę na fotelu i poszła za muzykiem. On zaprowadził ją do kuchni, gdzie panował nie mały bałagan. Na szczęście nic nie torowało drogi. Dziewczyna oparła się dłońmi o blat, przyglądając się bacznie każdemu ruchowi mężczyzny. Ten zajrzał do lodówki, wyjmując z niej dosyć duży talerz.
- W takim razie... - Powiedziała pierwsza - w czym mam ci pomóc?
- Właściwie to w niczym. - Odpowiedział Jared - chciałem pogadać z tobą w cztery oczy.
- Słucham?
- Widzę, że kiepsko się tu czujesz.
- Dopiero, co przyszłam. Spokojnie, będzie fajnie.
- Dobrze, że tak uważasz. Jeżeli jednak coś ci się nie spodoba, ktoś coś powie, od razu przyjdź z tym do mnie, okey?
- Jasne.
- Saoirse... - Jared spojrzał na nia swoimi dużymi oczami - ale wydaje mi się, że coś się jeszcze dzieje.
- Jak to?
- Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Powiedzmy, że borykam się z małymi problemami. Jednak nie będę cię prosić o pomoc, muszę to załatwić sama.
- A zdradzisz mi chociaż rąbka tajemnicy?
- Nie.
- Po co pytałem.
Jared machnął ręką i zaśmiał się pod nosem. Jednak w jego oczach dało się wyczytać zaniepokojenie. Cieszył się, że dziewczyna przyszła, jednak nie wiedział czy dobrze zrobił. Wiedział, jak z nią jest, a mimo to ją zaprosił. Chciał jej pomóc, ale nie był pewien czy to donra droga. Pusty talerz włożył do zmywarki i ponownie odwrócił się w stronę dziewczyny, pytając:
- Ale ogólnie, masz się jakoś?
- Tak jakby? - Saoirse wzruszyła ramionami - zawsze mogło być gorzej.
- To nie brzmi dobrze.
- Nie martw się o mnie. Jestem już dużą dziewczynką i umiem się o samą siebie zatroszczyć.
- Nie zawsze.
- Jared!
- No co? - Muzyka podszedł do niej - może ja coś źle robię?
- Wiesz, miło, że chcesz mi pomóc, ale z niektórymi sprawami muszę się sama uporać.
Mężczyzna zebrał się na uśmiech. Było mu jej szkoda. Chciał wiedzieć, co się dzieje, jednak dopytując się, mógł nacisnąć czerwony guzik, a tego nie chciał. Wyciągnął w jej stronę ręce i szybkim ruchem przytulił. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Kiedy to on ją ściskał, nie wiedziała jak ma zareagować. Taki wyraz był przez nią już dawno zapomniany. Jednak po paru chwilach, również go objęła, układając dłonie na jego plecach. Poczuła na swojej szyi jego ciepły oddech, perfumy, ciepło. Za to pod swoim brzuchem, wyczuła jego mięśnie.  Tak naprawdę to właśnie tego jej brakowało. Zwyczajnie czułości i dobroci od drugiej osoby.

2 komentarze:

  1. Ojejeje jak słodko :3 Czekam na kolejny rozdział :)
    Nie wiem czemu, ale Saoires kojarzy mi się z psem adoptowanym ze schroniska, a Jared jest jej wybawcą... Dziwne filozofowanie Kosy o.o

    OdpowiedzUsuń
  2. o Kurcze trafiłam na twoje opowiadanie wczoraj wieczorem i przeczytałam wszystkie odcinki na raz i cały czas z kolejnym następnym nie chciałam ich kończyć, ta historia jest tak wciągająca i poruszająca , przynajmniej mnie , ze już nie mogę się doczekać następnych części jestem ciekawa jak potoczą się losy tej dwójki. Czekam z niecierpliwością :***

    OdpowiedzUsuń